Kolejny piątek i kolejny rozdział, mam nadzieję, że podoba wam się częstotliwość pojawiania się kolejnych wpisów.
Fabian odczepił łańcuch ze ściany
biorąc go w rękę i pociągając nim, tym samym dał znak, że mam
się ruszyć.
- Radziłbym Ci nie sprawiać problemów
i nie próbować ucieczki, nawet gdybyś mi się teraz wyrwał to w
tym domu jest tyle ludzi, że nie był byś w stanie wydostać się z
stąd cały. - nie brzmiał już tak groźnie jak na początku, mówił
bardziej oznajmiając, a przez chwilę jak bym usłyszał w jego
głosie współczucie.
- Nie mam zamiaru stawiać oporu,
bynajmniej jak na razie, także nic się nie bój, ale spokojnie nic
się nie bój, gdy tylko będę gotowy opuścić to miejsce pierwszy
się tego dowiesz a raczej twój trup się tego dowie – odparłem.
Rozmawiając z kierowcą cały czas
szliśmy. Z holu, w którym się znajdowałem na początku
zaprowadził mnie schodami na górę. Tam znajdował się ogromny
korytarz na końcu którego było dalsze rozwidlenie i pełno drzwi.
Każde prowadziły do osobnego pokoju, tak samo było dalej na
rozwidleniach. Przechadzając się tędy, jedynie co usłyszałem to
właśnie tylko to, że są to pokoje mieszkalne, dla wszystkich poza
mną, nie zostało opisane kto, gdzie śpi nawet na to nie liczyłem,
strasznie zbaczał na słowa i informacje jakie mi przekazuje.
Wiedzieli, że nie mogą zbyt dużo mi powiedzieć bo mogę
wykorzystać to na swoją korzyść, ponadto domyśliłem się po co
idziemy tymi korytarzami. Bym nie wiedział dokładnego
rozmieszczenia parteru, schodziliśmy w dół zupełnie innymi
schodami niż wchodziliśmy.
Schodząc znaleźliśmy się w
kolejnym mniejszym przedpokoju czy czymś podobnym, stąd były trzy
drogi do wyboru, Fabian zabrał mnie przez jedne, które jak się
okazało prowadziły do kuchni. Wchodząc do tego pomieszczenia ledwo
powstrzymywałem się od wybuchnięcią śmiechem, jak tylko
zobaczyłem kucharza, ten zauważył to od razu.
- Z czego się kurwa śmiejesz – spytał szef kuchni.
- Z niczego, naprawdę – musiałem się
odwrócić, ledwo potrafiłem wypowiedzieć słowa, praktycznie
zawsze jak się ogląda jakieś post apokaliptyczne filmy czy horrory
to zawsze kucharz jest gruby i obleśny. To samo można powiedzieć o
tym tłuściochu.
- Ty szczurze – odparł kucharz,
musiał domyśleć się z czego tam się śmieje bo od razu dodał –
zaraz ci nie będzie do śmiechu, krzyknął i wziął duży nóż w
rękę.
- Stój – w porę zareagował mój
przewodnik – zajmij się przyrządzaniem posiłków, bez nerwów.
- Ach masakra jakaś, nóż w kieszeni
się otwiera, jak kosa może pozwalać żyć temu typowi. -
powiedział pod nosem tłusty.
Ledwo zauważyłem, ale po tym co
powiedział grubas, Fabian wymownie na niego spojrzał i lekko
kiwnął głową, starał się jak najlepiej umiał bym ja tego nie
widział. Jego kiwnięcie wyglądało tak jak by mówił do niego, że
ma wytrzymać jeszcze troszkę a nie będą się przejmować swoim
szefem. Całe szczęście dostrzegłem tą niewerbalną rozmowę,
może dlatego ten jest dość miły dla mnie i nie reaguje na
zaczepki, możliwe, że to on jest tym zdrajcą, który knuje
przeciwko kosie.
Skierowaliśmy kroki dalej. Z kuchni,
przeszliśmy do olbrzymiej sali, w której stało pełno stołów
złączonych ze sobą w jedność. To była jadalnia, tutaj zapewne
będzie biesiada. Fabian pociągnął mnie mocniej dając znak bym
się zbliżył.
- To, że będziesz przy posiłku, nie
znaczy, że pozwolę ci siedzieć przy stole. - złapał za łańcuch
i przypiął do czegoś w ścianie, widać, że nie jestem pierwszą
osobą potraktowaną w ten sposób, bardzo sprawnie zajmuje mu
unieruchomienie mnie i przywiązanie do jakiegoś miejsca.
Usiadłem na podłodze, do krzesła
miałem za daleko bym mógł je sięgnąć, nawet nie próbowałem,
nie będę siebie ośmieszał, zostałem pozostawiony sam sobie.
Zapewne, reszta załatwia inne sprawy i za chwilę się tutaj zjawi
cała banda. Dobrze się dzieje, z tego posiłku cieszę się
najbardziej, dzięki temu zobaczę jak dużo osób jest w tej grupie.
Mam tylko nadzieję, że nie liczy ona więcej niż dwadzieścia
osób, bo jeśli tak to mogę być w czarnej dupie i ciężko może
być mi się stąd wydostać.
Siedziałem tak dziesięć minut, po
tym czasie wyszedł do mnie Fabian, spojrzał i zakomunikował, że
jutrzejszego dnia przed wyprawą na zewnątrz, do mnie będzie
należało posprzątanie bałaganu po dzisiejszej popijawie.
Świetnie, mam jeszcze robić za sprzątaczkę, nie mogłem trafić
gorzej. Z zadumy wyrwał mnie hałas idących osób. Do jadalni
wpadło pełno osób, po dłuższej chwili, gdy każdy zajął jakieś
miejsce przy stole naliczyłem dwadzieścia pięć osób. Kurwa jest
ich ogrom, nie wiem jak wydostanę się z tego gówna, będzie
naprawdę ciężko, jedyna opcja to znalezienie tego, który chce
zająć miejsce kosy. Fabian musi mieć z tym coś wspólnego było
to widać podczas rozmowy z kucharzem, ponadto jest bardzo blisko
szefa, jak to mówią pod latarnią najciemniej.
- A wy co? Wszyscy rozjebali się przy
stole, może ktoś ruszy dupę i pomoże ustawić wszystkie potrawy.
- oburzająco powiedział szef kuchni. - krzyk jednak zadziałał, od
razu podniosła się trójka ludzi, w tym młody i ruszyli na tyły
pomóc.
Po około pięciu minutach stół był
cały nakryty a jedzenie było na stole, każdy zasiadł i zabrał
się za konsumowanie posiłku. Ja siedziałem tylko na podłodze jak
pies i obserwowałem jak wszyscy jedzą. Nie odezwę się, nie
podniosę nic z ziemi, nie dam im satysfakcji, będę kurwa głodny,
ale nie poniżę się.
- Patrzcie, patrzcie – odezwał się
kosa – duma nie pozwala naszemu nowemu gościowi poprosić o
jedzenie – gdy tylko to powiedział, cała sala obróciła się w
moją stronę, widać było na ich twarzach chęć zabicia mnie.
Niektórzy zaczęli mruczeć coś pod nosem i gadać do siebie.
Większość była zgodna, nie wiedzieli po co kosa trzyma mnie przy
życiu, że jestem nie potrzebny, ale nie krytykowali do końca
decyzji swojego szefa, jednak była mała grupka osób, dwójka
siedziała nawet blisko miejsca w którym się znajdowałem, dzięki
czemu słyszałem jak narzekają. Zapewne należeli do tych osób,
którzy nie są przychylni swojemu szefowi, teraz mogłem zobaczyć,
jakie poparcie ma kosa i śmiało mogłem stwierdzić, że ci którzy
próbują przejąć władze, będą musieli przejąć ją siłą,
większość patrzyła na swojego szefa jak na obrazek, gdybym miał
przedstawić to liczbowo, to powiedział bym że osiemnaście osób
popiera kose, siedem jest przeciw. Całe szczęście ta siódemka
może mieć przewagę, w postaci mojej osoby, wystarczy, że
przekonam ich do siebie a także, że mi zaufają., dzięki temu będę
mógł się zemścić na całej tej grupie. Z planowania wyrwał mnie
młody, który jak się okazało był moim imiennikiem, kurwa co za
hańba ten bydlak ma na imię tak samo jak ja. Kosa kazał mu podać
mi coś do jedzenia i picia co jeszcze bardziej zaogniło spór przy
stole.
- Jak to? On ma jeść z nami?
- Czym sobie on zasłużył?
- Będziemy tak karmić każdego
niewolnika jakiego złapiemy? - wielu ludzi zaczęło głośno
komentować sytuację.
- Cisza – krzyknął kosa –
spokojnie ten pies jutro musi mieć siłę na posprzątanie tego syfu
jaki dzisiaj zrobimy, dodatkowo jutro wyrusza z Filipem i paroma
osobami na wyprawę. Widzę, że wielu z was się nie podoba to jak
mu pobłażam jednak czy kiedykolwiek was zawiodłem? Nikt nie ma
odwagi powiedzieć? Czyli tak jak myślałem, a teraz jedzmy i pijmy
panowie.
Popatrzyłem na jedzenie jakie miałem
przed sobą, długo walczyłem z głodem jednak był zbyt silny a
jedzenie wyglądało zbyt apetycznie, w trakcie posiłku, przeżyłem
kolejny szok. Do jadalni, weszła mała dziewczynka i podbiegła do
kosy.
- Kto to jest? – zapytałem młodego.
- Córka kosy Małgosia. - odpowiedział.
- Ile ma lat?
- Dziewięć, nie jesteś zbyt
ciekawski? Niech cię takie rzeczy nie interesują.
Kurwa, ten chuj kazał swoim ludziom
zabić całą moją rodzinę, łącznie z małą Tosią a sam ma
córkę, jebany hipokryta. Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem.
Ledwo powstrzymywałem swoje nerwy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz