piątek, 4 grudnia 2020

Rozdział Piąty - Małgosia

 Kolejny piątek i kolejny rozdział, mam nadzieję, że podoba wam się częstotliwość pojawiania się kolejnych wpisów.

Fabian odczepił łańcuch ze ściany biorąc go w rękę i pociągając nim, tym samym dał znak, że mam się ruszyć.
    - Radziłbym Ci nie sprawiać problemów i nie próbować ucieczki, nawet gdybyś mi się teraz wyrwał to w tym domu jest tyle ludzi, że nie był byś w stanie wydostać się z stąd cały. - nie brzmiał już tak groźnie jak na początku, mówił bardziej oznajmiając, a przez chwilę jak bym usłyszał w jego głosie współczucie.
    - Nie mam zamiaru stawiać oporu, bynajmniej jak na razie, także nic się nie bój, ale spokojnie nic się nie bój, gdy tylko będę gotowy opuścić to miejsce pierwszy się tego dowiesz a raczej twój trup się tego dowie – odparłem.
    Rozmawiając z kierowcą cały czas szliśmy. Z holu, w którym się znajdowałem na początku zaprowadził mnie schodami na górę. Tam znajdował się ogromny korytarz na końcu którego było dalsze rozwidlenie i pełno drzwi. Każde prowadziły do osobnego pokoju, tak samo było dalej na rozwidleniach. Przechadzając się tędy, jedynie co usłyszałem to właśnie tylko to, że są to pokoje mieszkalne, dla wszystkich poza mną, nie zostało opisane kto, gdzie śpi nawet na to nie liczyłem, strasznie zbaczał na słowa i informacje jakie mi przekazuje. Wiedzieli, że nie mogą zbyt dużo mi powiedzieć bo mogę wykorzystać to na swoją korzyść, ponadto domyśliłem się po co idziemy tymi korytarzami. Bym nie wiedział dokładnego rozmieszczenia parteru, schodziliśmy w dół zupełnie innymi schodami niż wchodziliśmy.
    Schodząc znaleźliśmy się w kolejnym mniejszym przedpokoju czy czymś podobnym, stąd były trzy drogi do wyboru, Fabian zabrał mnie przez jedne, które jak się okazało prowadziły do kuchni. Wchodząc do tego pomieszczenia ledwo powstrzymywałem się od wybuchnięcią śmiechem, jak tylko zobaczyłem kucharza, ten zauważył to od razu.
    - Z czego się kurwa śmiejesz – spytał szef kuchni.
    - Z niczego, naprawdę – musiałem się odwrócić, ledwo potrafiłem wypowiedzieć słowa, praktycznie zawsze jak się ogląda jakieś post apokaliptyczne filmy czy horrory to zawsze kucharz jest gruby i obleśny. To samo można powiedzieć o tym tłuściochu.
    - Ty szczurze – odparł kucharz, musiał domyśleć się z czego tam się śmieje bo od razu dodał – zaraz ci nie będzie do śmiechu, krzyknął i wziął duży nóż w rękę.
    - Stój – w porę zareagował mój przewodnik – zajmij się przyrządzaniem posiłków, bez nerwów.
    - Ach masakra jakaś, nóż w kieszeni się otwiera, jak kosa może pozwalać żyć temu typowi. - powiedział pod nosem tłusty.
    Ledwo zauważyłem, ale po tym co powiedział grubas, Fabian wymownie na niego spojrzał i lekko kiwnął głową, starał się jak najlepiej umiał bym ja tego nie widział. Jego kiwnięcie wyglądało tak jak by mówił do niego, że ma wytrzymać jeszcze troszkę a nie będą się przejmować swoim szefem. Całe szczęście dostrzegłem tą niewerbalną rozmowę, może dlatego ten jest dość miły dla mnie i nie reaguje na zaczepki, możliwe, że to on jest tym zdrajcą, który knuje przeciwko kosie.
    Skierowaliśmy kroki dalej. Z kuchni, przeszliśmy do olbrzymiej sali, w której stało pełno stołów złączonych ze sobą w jedność. To była jadalnia, tutaj zapewne będzie biesiada. Fabian pociągnął mnie mocniej dając znak bym się zbliżył.
    - To, że będziesz przy posiłku, nie znaczy, że pozwolę ci siedzieć przy stole. - złapał za łańcuch i przypiął do czegoś w ścianie, widać, że nie jestem pierwszą osobą potraktowaną w ten sposób, bardzo sprawnie zajmuje mu unieruchomienie mnie i przywiązanie do jakiegoś miejsca.
    Usiadłem na podłodze, do krzesła miałem za daleko bym mógł je sięgnąć, nawet nie próbowałem, nie będę siebie ośmieszał, zostałem pozostawiony sam sobie. Zapewne, reszta załatwia inne sprawy i za chwilę się tutaj zjawi cała banda. Dobrze się dzieje, z tego posiłku cieszę się najbardziej, dzięki temu zobaczę jak dużo osób jest w tej grupie. Mam tylko nadzieję, że nie liczy ona więcej niż dwadzieścia osób, bo jeśli tak to mogę być w czarnej dupie i ciężko może być mi się stąd wydostać.
    Siedziałem tak dziesięć minut, po tym czasie wyszedł do mnie Fabian, spojrzał i zakomunikował, że jutrzejszego dnia przed wyprawą na zewnątrz, do mnie będzie należało posprzątanie bałaganu po dzisiejszej popijawie. Świetnie, mam jeszcze robić za sprzątaczkę, nie mogłem trafić gorzej. Z zadumy wyrwał mnie hałas idących osób. Do jadalni wpadło pełno osób, po dłuższej chwili, gdy każdy zajął jakieś miejsce przy stole naliczyłem dwadzieścia pięć osób. Kurwa jest ich ogrom, nie wiem jak wydostanę się z tego gówna, będzie naprawdę ciężko, jedyna opcja to znalezienie tego, który chce zająć miejsce kosy. Fabian musi mieć z tym coś wspólnego było to widać podczas rozmowy z kucharzem, ponadto jest bardzo blisko szefa, jak to mówią pod latarnią najciemniej.
    - A wy co? Wszyscy rozjebali się przy stole, może ktoś ruszy dupę i pomoże ustawić wszystkie potrawy. - oburzająco powiedział szef kuchni. - krzyk jednak zadziałał, od razu podniosła się trójka ludzi, w tym młody i ruszyli na tyły pomóc.
    Po około pięciu minutach stół był cały nakryty a jedzenie było na stole, każdy zasiadł i zabrał się za konsumowanie posiłku. Ja siedziałem tylko na podłodze jak pies i obserwowałem jak wszyscy jedzą. Nie odezwę się, nie podniosę nic z ziemi, nie dam im satysfakcji, będę kurwa głodny, ale nie poniżę się.
    - Patrzcie, patrzcie – odezwał się kosa – duma nie pozwala naszemu nowemu gościowi poprosić o jedzenie – gdy tylko to powiedział, cała sala obróciła się w moją stronę, widać było na ich twarzach chęć zabicia mnie. Niektórzy zaczęli mruczeć coś pod nosem i gadać do siebie. Większość była zgodna, nie wiedzieli po co kosa trzyma mnie przy życiu, że jestem nie potrzebny, ale nie krytykowali do końca decyzji swojego szefa, jednak była mała grupka osób, dwójka siedziała nawet blisko miejsca w którym się znajdowałem, dzięki czemu słyszałem jak narzekają. Zapewne należeli do tych osób, którzy nie są przychylni swojemu szefowi, teraz mogłem zobaczyć, jakie poparcie ma kosa i śmiało mogłem stwierdzić, że ci którzy próbują przejąć władze, będą musieli przejąć ją siłą, większość patrzyła na swojego szefa jak na obrazek, gdybym miał przedstawić to liczbowo, to powiedział bym że osiemnaście osób popiera kose, siedem jest przeciw. Całe szczęście ta siódemka może mieć przewagę, w postaci mojej osoby, wystarczy, że przekonam ich do siebie a także, że mi zaufają., dzięki temu będę mógł się zemścić na całej tej grupie. Z planowania wyrwał mnie młody, który jak się okazało był moim imiennikiem, kurwa co za hańba ten bydlak ma na imię tak samo jak ja. Kosa kazał mu podać mi coś do jedzenia i picia co jeszcze bardziej zaogniło spór przy stole.
    - Jak to? On ma jeść z nami?
    - Czym sobie on zasłużył?
    - Będziemy tak karmić każdego niewolnika jakiego złapiemy? - wielu ludzi zaczęło głośno komentować sytuację.
    - Cisza – krzyknął kosa – spokojnie ten pies jutro musi mieć siłę na posprzątanie tego syfu jaki dzisiaj zrobimy, dodatkowo jutro wyrusza z Filipem i paroma osobami na wyprawę. Widzę, że wielu z was się nie podoba to jak mu pobłażam jednak czy kiedykolwiek was zawiodłem? Nikt nie ma odwagi powiedzieć? Czyli tak jak myślałem, a teraz jedzmy i pijmy panowie.
    Popatrzyłem na jedzenie jakie miałem przed sobą, długo walczyłem z głodem jednak był zbyt silny a jedzenie wyglądało zbyt apetycznie, w trakcie posiłku, przeżyłem kolejny szok. Do jadalni, weszła mała dziewczynka i podbiegła do kosy.
    - Kto to jest? – zapytałem młodego.
    - Córka kosy Małgosia. - odpowiedział.
    - Ile ma lat?
    - Dziewięć, nie jesteś zbyt ciekawski? Niech cię takie rzeczy nie interesują.
    Kurwa, ten chuj kazał swoim ludziom zabić całą moją rodzinę, łącznie z małą Tosią a sam ma córkę, jebany hipokryta. Nie mogłem uwierzyć w to co widziałem. Ledwo powstrzymywałem swoje nerwy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz