piątek, 11 grudnia 2020

Rozdział Szósty - Wyprawa

 Witam, a więc mamy kolejny piątek i kolejny rozdział powieści.

    Biesiada trwała pół nocy, ja siedziałem tylko i patrzyłem na całą bandę, która się zajada i ostro pije, cały czas nie mogłem się otrząsnąć po dowiedzeniu się o córce kosy. W końcu w połowie imprezy podszedł młody i dał mi jedno piwo, długo się zastanawiałem nad tym czy przyjąć od niego napój, ostatecznie wziąłem je, po wzięciu łyka przypomniał się dobry smak browara, zbyt długo nie piłem żadnego. Konsumowałem je jak najdłużej, wiedziałem, że drugiego nie dostanę i tak dużo osób patrzyło się na mnie bardzo dziwnie. Godzinę później znowu patrzyłem jak inni piją, taki widok miałem jeszcze parę godzin, ostatecznie wszyscy się rozeszli zostawiając mnie na noc tutaj przypiętego.
    - Wstawaj, nie ma czasu, rusz dupę, musisz tu posprzątać przed wyruszeniem na misje. - obudził mnie kucharz podchodząc do ściany do której był przypięty łańcuch. Wtedy zauważyłem, że trzyma w ręku kolejny, ten tym razem dość długi, połączył oba tym samym wydłużając moją zdolność poruszania się – no teraz będziesz miał wystarczająco długi wybieg byś poznosił wszystkie naczynia do kuchni i je pozmywał, kości i puste butelki, a także resztki wyrzuć do kosza, radziłbym ci się ruszyć.
    Dwie godziny zajęło mi sprzątanie całego tego bałaganu, mam nadzieję, że nie często robią sobie taką wyżerkę, nie mam zamiaru codziennie sprzątać takiego syfu.
    - O widzę ogarnięte, trochę długo ci to zajęło, ale spokojnie wprawisz się po następnych paru razach – kucharz rozwiał moje wątpliwości pod kątem następnych imprez. - dobra czas rozpiąć ten długi łańcuch i zostawić tylko krótki, chodź bliżej ściany, no chyba, że mam użyć siły.
    - Nie trzeba – odpowiedziałem.
    - Świetnie, a więc mogę wołać Fabiana.
    Usiadłem pod ścianą w oczekiwaniu, ja pierdole czuje się okropnie, totalnie obdarli mnie z godności, a ja nic z tym nie robię, ale co mógł bym zrobić, jedynie to się postawić i zginąć, tylko wtedy nie pomszczę rodziny, a obecnie to stało się moim priorytetem. Dopóki nie zabiję kosy będę żył, muszę wytrzymać kiedyś popełnią błąd, trzeba tylko cierpliwie poczekać. Po około piętnastu minutach przyszedł Fabian i zabrał mnie ze sobą, szliśmy tymi samymi korytarzami, czyli weszliśmy schodami do góry, przechodziliśmy obok pokoi mieszkalnych i zeszliśmy do głównego holu. Tam czekał kosa i trójka innych ludzi, przez chwile myślałem, że przywódca wyrusza z nami, myliłem się. Był tutaj tylko po to by dokonać odprawy. Po krótkiej rozmowie kosy z jego ludźmi podszedł do mnie Fabian, który pełnił rolę przywódcy podczas tej wyprawy, kazał mi wyciągnąć ręce i założył na nie kajdanki.
    - Upewnimy się, że nie będziesz próbował żadnych głupstw w samochodzie.
    - Nie potrzebne to jest, ale niech wam będzie, samobójcą nie jestem i sam waszej czwórce nie dał bym rady.
    - Nie wiadomo co takim jak ty trafia do łba, idziemy.
    Cała ekipa ruszyła do samochodu, Fabian usiadł z przodu na siedzeniu pasażera, jako kierowca usiadł facet w wieku około czterdziestu lat z długimi wąsami i brodą o dość nikłej posturze. Mnie wygnali do tyłu na środek, po mojej prawej stronie usiadł napakowany, wysoki, łysy facet, widać, że nie grzeszył rozumem i był od tego bym ja nie sprawiał problemów, a po lewej stronie usiadł dobrze mi znany młody.
    - Z tych wszystkich osób, które są w tym waszym obozie musiałeś jechać akurat ty? - zapytałem.
    - Do mnie mówisz? - spytał młody.
    - A do kogo innego miałbym się odzywać?
    - Stwierdziłem, że z chęcią zobaczę pierwszą wyprawę ostatniego sprawiedliwego.
    - Dalej masz zamiar mnie tak nazywać?
    - Dobra dosyć tej gadki, wyruszamy – odezwał się przywódca grupy.
    - Mogę zapytać tylko dokąd ruszamy? - spytałem.
    - Oczywiście, że możesz. Jedziemy do fordonu, a dokładniej do szpitala w fordonie i galerii handlowej, poszukać lekarstw i innych zapasów. Dodatkowo przeszukamy okolice i zobaczymy czy nikt nie kręci się po naszym terenie.
    Po tych słowach samochód ruszył, wtedy dokładnie poznałem gdzie się znajduje, główna baza moich przeciwników znajdowała się w środku Bydgoszczy, na ulicy gdańskiej w starej willi. No nieźle, ciężko będzie się stąd wydostać, o ile wrócę tutaj żywy, do fordonu kawałek drogi jest, wybrali niebezpieczną trasę. Nie mają żadnych przeciwników, praktycznie kontrolują całe miasto jeśli chodzi o żywych, ale nie przewidzą ilu sztywnych spotkamy na swojej drodze, nawet jeśli potrafili wykorzystać martwych do ataku na mój obóz to nie mają i nigdy nie będą mieli całkowitej kontroli nad szwendaczami. Mimo wszystko pochwalić ich trzeba za posiadanie nie małego sprzętu, wszyscy byli ładnie przygotowani do wyprawy, oczywiście poza mną. Każdy posiadał w swoich rękach karabin, dodatkowo widziałem u wszystkich po pistolecie, a także do walki w zwarciu noże. Ja jako jedyny jestem w sumie bezbronny, nie mam żadnego narzędzia do obrony przed nagłym zagrożeniem, wiem, że nie chcą mi dać niczego bym nie narobił bałaganu, jednak jeśli chcą bym przeżył to powinni mi chociaż nóż dać, no cóż, dopóki siedzę w samochodzie nie będę się tym martwił, jednak, gdy dotrzemy na miejsce zapytam Fabiana o to.
    Podjechaliśmy pod bramę prowadzącą do willi, młody wysiadł otworzyć ją, po trzech minutach znajdowaliśmy się na głównej drodze. Obyśmy wyszli z tego żywo. Auto powoli ruszyło przed siebie, wszyscy rozglądali się dookoła wypatrując okolicę, zastanawiało mnie dlaczego, nie wytrzymałem.
    - Dlaczego się tak rozglądacie?
    - Ehh, dużo tych pytań będziesz zadawał? - spytał Fabian.
    - No wiesz, intryguje mnie cała ta sytuacja. A więc?
    - Wypatrujemy sztywnych.
    - No to podejrzewam, ale dlaczego? Jak to możliwe, że główna baza znajduje się w środku ogromnego miasta, w którym zapewne jest tysiące sztywnych?
    - Prosta sprawa, kontrolujemy sytuacje.
    - Co? Jak?
    - Odwróciliśmy uwagę sztywnych i wyprowadziliśmy ich z dala od tego miejsca i tych uliczek, w międzyczasie zabarykadowaliśmy parę ulic by nie potrafili tutaj wrócić, ponadto codziennie ekipa wyrusza na zewnątrz i przeczesuje okolicę wybijając pojedyncze jednostki. Dzięki temu mamy gwarancje spokoju.
    Są mądrzejsi niż myślałem, nie dość, że oczyścili sąsiednie ulice i wygnali stąd trupy to dodatkowo zabarykadowali je, żeby nie zostać zaskoczonym. Widać, że działają bardzo skrupulatnie, nie są taką zwykłą bandą debili i osiłków jak początkowo myślałem. Cały czas jechaliśmy wzdłuż Gdańskiej, od razu domyśliłem się którędy będziemy jechać i się nie pomyliłem, kierowca skręcił w ulicę kamienną. Był to dość szybki sposób dojechania do Fordonu, znaczy w normalnych okolicznościach to w życiu bym tędy nie jechał, zawsze był tu korek, aczkolwiek teraz mogło być inaczej, jednak tędy także się jechało do wyjazdu z Bydgoszczy w kierunku Gdańska, więc równie dobrze ulica mogła być pełna samochodów.
    - Na pewno dobrze jedziecie, ta droga może być zawalona autami.
    - Spokojnie jeśli myślisz o wylotówce i o tym, że nie przejedziemy dalej w stronę naszego celu to się mylisz sprawdziliśmy i oczyściliśmy to miejsce. - wypowiedział się młody.
    - Czyli droga do fordonu jest oczyszczona i nie ma się czym przejmować to chcesz powiedzieć.
    - Nie, akurat pod tym względem ruszamy w nieznane.
    - W nieznane? Jak to możliwe??
    - A no tak, że nie byliśmy jeszcze w fordonie od czasu wybuchu apokalipsy. - odwrócił się z głupim uśmiechem Fabian. - Jedziemy tak jak to powiedział młody w nieznane.
    - Dlaczego, nigdy tam nie pojechaliście?
    - A Bydgoszcz jest mała? Sukcesywnie przeczesujemy każdy skrawek tego miasta i obecnie został nam do odkrycia właśnie cel naszej podróży. No wiadome, że nie przeszukamy wszystkiego od razu, ale spokojnie parę naście wypraw i praktycznie to miasto nie będzie miało przed nami tajemnic, dodatkowo tamte strony są pod kontrolą innej ekipy.
    Świetnie po prostu świetnie ruszam na wyprawę z ludźmi, którzy chcieli mnie zabić i których nie obchodzi mój los do miejsca kompletnie niezbadanego, gdzie nie wiadomo co nas czeka, dodatkowo nie uzbrojony. Lepiej być nie może.
    - Czekaj, czekaj, pod kontrolą innej ekipy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz