sobota, 19 grudnia 2020

Rozdział Siódmy - W Drodze Do Celu

 Kolejny rozdział, jak już pisałem ostatni w tym roku. Dokładnej daty dodania kolejnego rozdziału nie mogę na razie określić, nie będzie to jednak odległy termin.

     Przemierzaliśmy ulice kamienną, omijając co jakiś czas blokady w postaci rozbitych pojazdów wszelakiej maści, nie napotkaliśmy naporu w postaci żywych lub martwych. Z oddali co prawda w paru miejscach było widać pojedyncze jednostki chodzące bez celu, lub nie ruszające się. Na dworze był dość duży mróz i większość umarłych nie ruszała się, tych paru, którzy byli w stanie, nie stanowili zagrożenia, więc kierowca nie zatrzymywał się by ich dobić. Ta sytuacja napawała mnie lekkim optymizmem, może uda mi się przeżyć tą wyprawę nawet bez posiadania jakiejkolwiek broni w ręku. Pierwsze przeszkody napotkaliśmy przed samym mostem prowadzącym do Fordonu, był cały zablokowany.
    - Zajebiście co teraz robimy dowódco? - zapytał mięśniak siedzący obok mnie, który miał na imię Maciej.
    - Raczej nie uda nam się w jakikolwiek sposób przejechać przez ten most, inną drogą nie będziemy jechać bo to strata czasu, wszyscy wysiadać. - dał polecenie Fabian.
    - Dalej idziemy z buta? - spytał kierowca o imieniu Dawid.
    - Tak, zgaś i zamknij samochód, przejdziemy na drugą stronę pieszo i tam poszukamy pojazdu, z powrotem jak będziemy wracać zrobimy ten sam manewr złapiemy zapasy i przeniesiemy do naszego auta i odjedziemy. Dzięki temu następnym razem po drugiej stronie będziemy mieć sprawdzony pojazd. 
    - Nie pytam o broń, ale może chociaż rozkujesz mi ręce, jak wyskoczy jakiś ruszający się martwiak, gdy będziemy pomiędzy tymi wrakami to z zakutymi rękoma nie będę miał jakichkolwiek szans. - zasugerowałem.
    - Masz rację, co do tych kwestii, rozkuje cie, ale tak jak sam powiedziałeś broni nie dostaniesz. - po tych słowach Fabian podszedł do mnie i ściągnął kajdanki, poczułem ulgę w rękach, jednak równie szybko mój zapał został ostudzony. Maciej założył mi ponownie łańcuch, z boku gdyby ktoś to zobaczył powiedział by, że idą ze mną jak z psem na smyczy. Puścili mnie jako pierwszego, szedłem na przodzie bez uzbrojenia i wypatrywałem zagrożenia cóż za zrządzenie losu.
    Zastanawiałem się jak wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść i jak zabić towarzyszy i uciec, niestety nie miałem żadnego pomysłu, cały czas mieli mnie na oku. Przemierzyliśmy most bez walki z kimkolwiek, paru sztywnych minęliśmy, jednak byli oni zamknięci w autach, dodatkowo było tak zimno, że ledwo się ruszali, tak więc nie stanowili jakiegoś problemu, Fabian nie chciał tracić jak na razie czasu na zajmowanie się nimi i wolał ruszać na przód co też jako grupa uczyniliśmy. Na samym końcu mostu zaczęliśmy przeszukiwać wszystkie pojazdy, które wyglądały na w miarę sprawne i które moglibyśmy wykorzystać do dalszej jazdy, niestety w żadnym pojeździe nie było kluczy.
    - Myślisz, że to ich sprawka? - zapytał Dawid.
    - Nie wiem, ale jest taka możliwość. - odpowiedział Fabian.
    - Tylko po co mieli by to robić?
    - Może chcą odciąć Toruń od wjazdu w głąb miasta, mimo wszystko dalej nie przeszukaliśmy wszystkich małych sklepików i aptek w mieście bo przecież jest tego ogrom, a wyprawa do Fordonu to po prostu rozszerzenie horyzontów.
    - O kim mówicie? - zapytałem.
    - Nie twój interes. - odpowiedział Maciej.
    - O tej drugiej ekipie? Tej Jana? Czy tej trzeciej nie pamiętam nazwy, myślałem, że jesteście sprzymierzeńcami.
    - Z Janem może i jesteśmy, ale ze Złomiarzami nikt nie trzyma, a może inaczej oni nie chcą sprzymierzeńców. - powiedział Fabian.
    - Czyli nie jesteście panami tego miasta, jak próbowaliście się przedstawić. - zripostowałem moich ciemiężycieli.
    - Złomiarze są bardzo liczną i silną grupą, mogą postawić się nawet Toruniowi, a to coś znaczy. Mamy zamiar kontrolować tę okolicę i cały czas czynimy ku temu kroki, dzięki zarysowaniu sytuacji w całym mieście będziemy wiedzieć jak reagować, ponadto mamy swój plan, o którym ktoś taki jak ty nie musi wiedzieć i najwidoczniej na razie się on sprawdza skoro nie zostaliśmy wykryci a dodatkowo odcięliśmy główne ulice prowadzące do naszego obozu i to bez wykrycia przez inne osady. Ty raczej i tak nie dożyjesz naszej pełnej kontroli nad miastem, w końcu sam mam zamiar przekonać kosę o tym, że lepiej ciebie zabić. - Fabian wyjaśnił parę kwestii.
    Ma zamiar przekonać kosę do zabicia mnie? Jakoś nie mogę w to uwierzyć, wtedy moje domysły, że to on jest zdrajcą był by nie prawdziwe. Miałem nadzieje, że to on jest tym, który chce zając miejsce głównego wodza, wtedy bym mógł go jakoś przekonać do uwolnienia mnie. Przede wszystkim, jeśli jest on tym za kogo go mam to mnie potrzebuje do tego by inni poparli go, muszę znaleźć odpowiedni moment do rozmowy z nim w cztery oczy, ta wyprawa to idealny moment bym wrócił do obozu posiadając jakiś sprzymierzeńców.
    Szliśmy główną ulicą bardzo powoli, ja szedłem jako pierwszy a reszta z wyciągniętymi spluwami tuż za mną, cały czas oglądaliśmy się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś środka transportu i wypatrując zagrożenia. Cel naszej podróży nie był tak daleko jeśli się jechało, ale idąc pieszo mogło nam zejść dość dużo czasu. Biorąc pod uwagę brak auta i to, że szybko się ściemnia Fabian stwierdził, że lepiej iść poszukać jakiegoś lokum i tam przeczekać do rana. Tak też uczyniliśmy, skierowaliśmy swoje kroki w stronę bloków mieszkalnych.
    Po dziesięciu minutach znaleźliśmy się koło jednego z bloków, drzwi do klatki były zamknięte, na całe szczęście, a może i nie posiadały szybę, więc Maciej w ogóle się nie zastanawiając i nie pytając kogoś o zdanie podniósł kamień i z całej siły rzucił nim, robiąc pełno hałasu.
    - Świetnie, przez ciebie cała okolica wie, gdzie się znajdujemy. - krzyknął młody.
    - Widziałeś lepsze wyjście? - zapytał mięśniak.
    - Tak co najmniej parę. - odpowiedział.
    - Dobra teraz już nie ma co się kłócić. - zastopował kłótnie przywódca. - otwieraj drzwi i pakujmy się do środka, chuj wie ilu martwych zdolnych się ruszać jest tu w okolicy i ilu się zaraz zejdzie.
    Po piętnastu minutach znaleźliśmy otwarte drzwi do mieszkania na trzecim piętrze, wszyscy spojrzeli na mnie wymownie.
    - Co? - spytałem.
    - Jak co? Bierz latarkę i właź do środka. - mówiąc to kierowca podał mi latarkę do ręki.
    - No chyba oszaleliście, że wejdę tam do środka jako pierwszy.
    - A od czego tutaj jesteś?
- spytał Maciej – nie wyjechałeś na wycieczkę krajoznawczą, wzięliśmy cię ze sobą właśnie dlatego żebyś sprawdzał takie rzeczy, jak ktoś ma być przypadkowo ugryziony to najpierw ty.
    - Tak i mam wejść bez broni do środka, a jak tam jest sztywny to co mam go rozśmieszyć, chcesz to mnie zastrzel i narób hałasu, ściągając na siebie uwagę, ale ja bezbronny nie wejdę do środka pierwszy. Dajcie mi chociaż jakiś nóż. - cała trójka popatrzyła na siebie, widać było, że kalkulują to co powiedziałem, no tak zmusić mnie do wejścia nie dadzą rady jedynie groźbą śmierci co i tak im nie wyjdzie. Ostatnie słowo i tak ma Fabian, może mnie zastrzelić i mieć w dupie zrobienie hałasu.  
    - Dobra, trzymaj nóż i właź do środka, gdy tylko będzie czysto to wyrzuć nóż na ziemię przed drzwi i dopiero sam wyjdź z rękoma u góry, w przeciwnym razie wejdziemy i bez pytania otworzymy ogień. - Fabian podjął decyzję.
    Zgodziłem się, nie miałem zamiaru i tak ich atakować, nie dam im rady, ponadto chcę zbudować zaufanie u dowódcy, może uda mi się porozmawiać z nim jakoś w nocy i wyciągnąć parę informacji. Udałem się do wnętrza mieszkania, było naprawdę małe, przedpokój z niego wyjście do dwóch pokoi, kuchni i łazienki. Wszędzie było pusto brak oznak przeciwnika, dom musiał być opuszczony w bardzo szybkim tempie co świadczyło chociażby to, że drzwi zewnętrzne były otwarte, ale w środku nie było lepiej panował kompletny bałagan, naczynia porozwalane w kuchni po podłodze, w pokoju z szafy powyrzucane ubrania i inne rzeczy, to samo w drugim. Zapewne ktoś szybko się pakował i uciekał jak najdalej. Udałem się pod drzwi wejściowe i wyrzuciłem nóż na ziemie pod nogi trójki, zaraz po tym wyszedłem z podniesionymi rękami w górę, dając znak, że dzisiaj tutaj spędzamy noc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz