Kolejny rozdział, jak już pisałem ostatni w tym roku. Dokładnej daty dodania kolejnego rozdziału nie mogę na razie określić, nie będzie to jednak odległy termin.
Przemierzaliśmy
ulice kamienną, omijając co jakiś czas blokady w postaci rozbitych
pojazdów wszelakiej maści, nie napotkaliśmy naporu w postaci
żywych lub martwych. Z oddali co prawda w paru miejscach było widać
pojedyncze jednostki chodzące bez celu, lub nie ruszające się. Na
dworze był dość duży mróz i większość umarłych nie ruszała
się, tych paru, którzy byli w stanie, nie stanowili zagrożenia,
więc kierowca nie zatrzymywał się by ich dobić. Ta sytuacja
napawała mnie lekkim optymizmem, może uda mi się przeżyć tą
wyprawę nawet bez posiadania jakiejkolwiek broni w ręku. Pierwsze
przeszkody napotkaliśmy przed samym mostem prowadzącym do Fordonu,
był cały zablokowany.
- Zajebiście
co teraz robimy dowódco? - zapytał mięśniak siedzący obok mnie,
który miał na imię Maciej.
- Raczej
nie uda nam się w jakikolwiek sposób przejechać przez ten most,
inną drogą nie będziemy jechać bo to strata czasu, wszyscy
wysiadać. - dał polecenie Fabian.
- Dalej
idziemy z buta? - spytał kierowca o imieniu Dawid.
- Tak,
zgaś i zamknij samochód, przejdziemy na drugą stronę pieszo i tam
poszukamy pojazdu, z powrotem jak będziemy wracać zrobimy ten sam
manewr złapiemy zapasy i przeniesiemy do naszego auta i odjedziemy.
Dzięki temu następnym razem po drugiej stronie będziemy mieć
sprawdzony pojazd.
- Nie
pytam o broń, ale może chociaż rozkujesz mi ręce, jak wyskoczy
jakiś ruszający się martwiak, gdy będziemy pomiędzy tymi wrakami
to z zakutymi rękoma nie będę miał jakichkolwiek szans. -
zasugerowałem.
- Masz
rację, co do tych kwestii, rozkuje cie, ale tak jak sam powiedziałeś
broni nie dostaniesz. - po tych słowach Fabian podszedł do mnie i
ściągnął kajdanki, poczułem ulgę w rękach, jednak równie
szybko mój zapał został ostudzony. Maciej założył mi ponownie
łańcuch, z boku gdyby ktoś to zobaczył powiedział by, że idą
ze mną jak z psem na smyczy. Puścili mnie jako pierwszego, szedłem
na przodzie bez uzbrojenia i wypatrywałem zagrożenia cóż za
zrządzenie losu.
Zastanawiałem
się jak wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść i jak zabić
towarzyszy i uciec, niestety nie miałem żadnego pomysłu, cały
czas mieli mnie na oku. Przemierzyliśmy most bez walki z kimkolwiek,
paru sztywnych minęliśmy, jednak byli oni zamknięci w autach,
dodatkowo było tak zimno, że ledwo się ruszali, tak więc nie
stanowili jakiegoś problemu, Fabian nie chciał tracić jak na razie
czasu na zajmowanie się nimi i wolał ruszać na przód co też jako
grupa uczyniliśmy. Na samym końcu mostu zaczęliśmy przeszukiwać
wszystkie pojazdy, które wyglądały na w miarę sprawne i które
moglibyśmy wykorzystać do dalszej jazdy, niestety w żadnym
pojeździe nie było kluczy.
- Myślisz,
że to ich sprawka? - zapytał Dawid.
- Nie
wiem, ale jest taka możliwość. - odpowiedział Fabian.
- Tylko
po co mieli by to robić?
- Może
chcą odciąć Toruń od wjazdu w głąb miasta, mimo wszystko dalej
nie przeszukaliśmy wszystkich małych sklepików i aptek w mieście
bo przecież jest tego ogrom, a wyprawa do Fordonu to po prostu
rozszerzenie horyzontów.
- O
kim mówicie? - zapytałem.
- Nie
twój interes. - odpowiedział Maciej.
- O
tej drugiej ekipie? Tej Jana? Czy tej trzeciej nie pamiętam nazwy,
myślałem, że jesteście sprzymierzeńcami.
- Z
Janem może i jesteśmy, ale ze Złomiarzami nikt nie trzyma, a może
inaczej oni nie chcą sprzymierzeńców. - powiedział Fabian.
- Czyli
nie jesteście panami tego miasta, jak próbowaliście się
przedstawić. - zripostowałem moich ciemiężycieli.
- Złomiarze
są bardzo liczną i silną grupą, mogą postawić się nawet
Toruniowi, a to coś znaczy. Mamy zamiar kontrolować tę okolicę i
cały czas czynimy ku temu kroki, dzięki zarysowaniu sytuacji w
całym mieście będziemy wiedzieć jak reagować, ponadto mamy swój
plan, o którym ktoś taki jak ty nie musi wiedzieć i najwidoczniej
na razie się on sprawdza skoro nie zostaliśmy wykryci a dodatkowo
odcięliśmy główne ulice prowadzące do naszego obozu i to bez
wykrycia przez inne osady. Ty raczej i tak nie dożyjesz naszej
pełnej kontroli nad miastem, w końcu sam mam zamiar przekonać kosę
o tym, że lepiej ciebie zabić. - Fabian wyjaśnił parę kwestii.
Ma
zamiar przekonać kosę do zabicia mnie? Jakoś nie mogę w to
uwierzyć, wtedy moje domysły, że to on jest zdrajcą był by nie
prawdziwe. Miałem nadzieje, że to on jest tym, który chce zając
miejsce głównego wodza, wtedy bym mógł go jakoś przekonać do
uwolnienia mnie. Przede wszystkim, jeśli jest on tym za kogo go mam
to mnie potrzebuje do tego by inni poparli go, muszę znaleźć
odpowiedni moment do rozmowy z nim w cztery oczy, ta wyprawa to
idealny moment bym wrócił do obozu posiadając jakiś
sprzymierzeńców.
Szliśmy
główną ulicą bardzo powoli, ja szedłem jako pierwszy a reszta z
wyciągniętymi spluwami tuż za mną, cały czas oglądaliśmy się
dookoła w poszukiwaniu jakiegoś środka transportu i wypatrując
zagrożenia. Cel naszej podróży nie był tak daleko jeśli się
jechało, ale idąc pieszo mogło nam zejść dość dużo czasu.
Biorąc pod uwagę brak auta i to, że szybko się ściemnia Fabian
stwierdził, że lepiej iść poszukać jakiegoś lokum i tam
przeczekać do rana. Tak też uczyniliśmy, skierowaliśmy swoje
kroki w stronę bloków mieszkalnych.
Po
dziesięciu minutach znaleźliśmy się koło jednego z bloków,
drzwi do klatki były zamknięte, na całe szczęście, a może i nie
posiadały szybę, więc Maciej w ogóle się nie zastanawiając i
nie pytając kogoś o zdanie podniósł kamień i z całej siły
rzucił nim, robiąc pełno hałasu.
- Świetnie,
przez ciebie cała okolica wie, gdzie się znajdujemy. - krzyknął młody.
- Widziałeś
lepsze wyjście? - zapytał mięśniak.
- Tak
co najmniej parę. - odpowiedział.
- Dobra
teraz już nie ma co się kłócić. - zastopował kłótnie
przywódca. - otwieraj drzwi i pakujmy się do środka, chuj wie ilu
martwych zdolnych się ruszać jest tu w okolicy i ilu się zaraz
zejdzie.
Po
piętnastu minutach znaleźliśmy otwarte drzwi do mieszkania na
trzecim piętrze, wszyscy spojrzeli na mnie wymownie.
- Co?
- spytałem.
- Jak
co? Bierz latarkę i właź do środka. - mówiąc to kierowca podał
mi latarkę do ręki.
- No
chyba oszaleliście, że wejdę tam do środka jako pierwszy.
- A
od czego tutaj jesteś? - spytał Maciej – nie wyjechałeś na
wycieczkę krajoznawczą, wzięliśmy cię ze sobą właśnie dlatego
żebyś sprawdzał takie rzeczy, jak ktoś ma być przypadkowo
ugryziony to najpierw ty.
- Tak
i mam wejść bez broni do środka, a jak tam jest sztywny to co mam
go rozśmieszyć, chcesz to mnie zastrzel i narób hałasu, ściągając
na siebie uwagę, ale ja bezbronny nie wejdę do środka pierwszy.
Dajcie mi chociaż jakiś nóż. - cała trójka popatrzyła na
siebie, widać było, że kalkulują to co powiedziałem, no tak
zmusić mnie do wejścia nie dadzą rady jedynie groźbą śmierci
co i tak im nie wyjdzie. Ostatnie słowo i tak ma Fabian, może mnie
zastrzelić i mieć w dupie zrobienie hałasu.
- Dobra,
trzymaj nóż i właź do środka, gdy tylko będzie czysto to wyrzuć
nóż na ziemię przed drzwi i dopiero sam wyjdź z rękoma u góry,
w przeciwnym razie wejdziemy i bez pytania otworzymy ogień. - Fabian
podjął decyzję.
Zgodziłem
się, nie miałem zamiaru i tak ich atakować, nie dam im rady,
ponadto chcę zbudować zaufanie u dowódcy, może uda mi się
porozmawiać z nim jakoś w nocy i wyciągnąć parę informacji.
Udałem się do wnętrza mieszkania, było naprawdę małe,
przedpokój z niego wyjście do dwóch pokoi, kuchni i łazienki.
Wszędzie było pusto brak oznak przeciwnika, dom musiał być
opuszczony w bardzo szybkim tempie co świadczyło chociażby to, że
drzwi zewnętrzne były otwarte, ale w środku nie było lepiej
panował kompletny bałagan, naczynia porozwalane w kuchni po
podłodze, w pokoju z szafy powyrzucane ubrania i inne rzeczy, to
samo w drugim. Zapewne ktoś szybko się pakował i uciekał jak
najdalej. Udałem się pod drzwi wejściowe i wyrzuciłem nóż na
ziemie pod nogi trójki, zaraz po tym wyszedłem z podniesionymi
rękami w górę, dając znak, że dzisiaj tutaj spędzamy noc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz