Kosa wyszedł zostawiając mnie na całą
noc w pokoju bez jakiejkolwiek straży, miałem czas na próbowanie
wydostania się z tej ciężkiej sytuacji. Długo męczyłem się z
uwolnieniem od krzesła, gdy już byłem wolny wziąłem się za
przeszukiwania pokoju, w którym mnie zostawili, mało
prawdopodobne, że znajdę jakąś broń, ale wolałem sprawdzić i
być w razie czego przygotowany. Podszedłem także do okna, niestety
było zbyt wysoko bym mógł skoczyć nie uszkadzając się, nawet
gdybym spróbował, to daleko poturbowany jeszcze bardziej niż
jestem bym nie uciekł. Nie znalazłem żadnej broni, ani niczego co
by mogło mi się przydać, trzeba będzie używać pięści, kiedyś
trenowałem boks, coś tam z tych lekcji zostało, więc nie jestem
całkowicie bezbronny, ważne żebym walczył tylko z pojedynczymi
wrogami, może uda się zabić ich wszystkich po cichu tu i teraz.
Po woli otworzyłem drzwi, nikogo nie
było na zewnątrz, skradałem się korytarzem w stronę wyjścia, aż
usłyszałem śmiech, dobiegający z kuchni, która znajdowała się
zaraz przy drzwiach wyjściowych. Jak najciszej zbliżyłem się do
pomieszczenia i nie postrzeżenie zajrzałem do środka. Siedział
tam na oko dwudziestoparoletni, szczupły i nie sprawiający wrażenia
jakiegoś dobrego w walkach jeden koleś i czytał gazetę. Bez
zastanowienia wpadłem do środka i od razu rzuciłem się na
przeciwnika, ten zdołał tylko się podnieść i spojrzeć na mnie,
niestety dla niego nic więcej, szybkim ruchem powaliłem go i
okładałem tak długo, aż stracił przytomność, przeszukałem go
i bardzo się zdziwiłem, żadnej broni, nic przydatnego, dziwne,
zajrzałem do szafek kuchennych i tam także brak jakiegokolwiek noża
czy czegoś ostrzejszego. Ktoś tu chyba sobie ze mnie drwi.
Podszedłem do wyjścia i zajrzałem na zewnątrz, panowała
ciemność, ledwo co było widać, mimo tego nie dostrzegłem żadnego
zagrożenia, czy oni myśleli, że będę sobie spokojnie siedział w
pokoju i czekał na koniec, wystawiając tylko jednego wartownika i
to w dodatku bez broni, chyba jednak kosa mnie nie docenił.
Uchyliłem po cichu drzwi i wyszedłem
na klatkę schodową bloku, teraz już byłem mniej ostrożny i nie
rozglądałem się, szybko podbiegłem do schodów prowadzących na
niższe piętra i zbiegłem na parter. Dalej nie było widać nikogo
kto mógłby sprawić mi problemy, przez chwilę pomyślałem, żeby
rozejrzeć się po mieszkaniach w poszukiwaniu mojego sprzętu lub
czegoś co się może przydać, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu,
nie wiadomo jak długo będę tutaj sam i kiedy reszta wróci
skontrolować tego idiotę ogłuszonego przeze mnie. Nie byłem
pewien co zastanę na zewnątrz, wiedziałem tylko, że tu w środku
nie czeka mnie nic lepszego i nawet bez broni wolę wyjść i walczyć
ze szwendaczami niż zostać tutaj na pewną śmierć.
Pośpiesznym krokiem udałem się w
kierunku wyjścia, gdy już byłem na zewnątrz rozejrzałem się
dookoła analizując, w jakim kierunku mogę się udać, nie miałem
pomysłu wszystko wyglądało tak samo, ostatecznie po chwili w
oddali dostrzegłem samochód. Jeśli działa, mogę stąd szybko
uciec, o ile są kluczyki w stacyjce w co wątpię, pluł bym sobie
jednak w brodę, gdybym tego nie sprawdził. Docierając do auta i
sprawdzając co znajduję się w środku usłyszałem śmiech.
- Chyba przeceniłem Twoje zdolności
chłopcze, myślałem, że nie doczekam się Twojego wyjścia. - To
był kosa i jego ludzie.
- Szefie, miałeś racje co do jednego,
żadnego mieszkania nie przeszukał, wyszedł kompletnie bezbronny.
- Mówiłem wam, że nie będzie tracił
czasu na takie bzdury i nie warto zabierać broni z sąsiedniego
mieszkania, gdyby tam wszedł i je przeszukał to mógłby nas teraz
wystrzelać jak kaczki.
- Zaplanowałeś to wszystko? Po co? -
spytałem.
- Tak oczywiście, chciałem cię
sprawdzić, zobaczyć do czego jesteś zdolny. Ten test ocalił ci
życie.
- Ocalił mi życie? Jak?
- Ach, no mówiłem ci, że czeka cię
śmierć, jednak szkoda by było zabijać kogoś tak zdolnego jak ty,
wiesz jak przetrwać, masz dużą wole walki i spryt, mimo wszystko,
gdybyśmy pozwolili ci do nas dołączyć to i tak byś nas
powyrzynał przez sen, udowodniłeś to podczas rozmowy ze mną, ale
i na to znajdę sposób, szybko przekonasz się, że lepiej być z
nami niż przeciwko nam.
- Co masz na myśli? Jeśli myślisz, że
kiedykolwiek do was dołączę to się grubo mylisz, za to co
zrobiliście, należy się tobie i twojej ekipie tylko śmierć.
- Hahahah, dalej swoje, spokojnie,
uświadomisz sobie, że tak jak mówiłem lepiej być po mojej
stronie. Szybko ci to pokażemy, na razie będziesz naszą maskotką,
albo inaczej zwierzakiem. Pies, tak, takie określenie będzie
pasować do ciebie idealnie, ładnie trzymany na smyczy. Moi ludzie
będą zabierać ciebie na wyprawy w poszukiwaniu zapasów, a ty na
smyczy, jako pierwszy zajmiesz się przeszukiwaniem terenu, gdy
zasłużysz dostaniesz jedzenie i wodę, aż w końcu uzmysłowisz
sobie, że lepiej mnie słuchać i być po mojej stronie i wykonywać
moje polecenia. Masz taki talent, możesz w przyszłości zostać
moją prawą ręką, trzeba ciebie jednak dobrze nakierować. Dobra
panowie zabrać tego psa wracamy do głównej bazy napić się czegoś
porządnie, jutro wielki dzień naszego zwierzątka, pierwsza wspólna
przygoda, może i ja się z wami wybiorę.
Gdy kosa wypowiedział te ostatnią
kwestię jeden z jego ludzi podszedł i ponownie mnie ogłuszył,
zapewne nie chcieli bym widział dokąd mnie zabierając, aczkolwiek
mogłem się mylić, w końcu i tak zamierzają trzymać mnie przy
życiu i wykorzystywać jako zwiadowcę. Kurwa do czego to doszło,
mam być psem na posyłki tych skurwieli, muszę to jakoś przetrwać
w końcu znajdę dogodną sytuację na moją zemstę, na razie dam
sobie czas.
Obudziłem się w zupełnie nowym
miejscu, znajdowałem się w ogromnym holu jakiegoś domu i nie
małego, w sumie przypominało to bardziej jakiś pałacyk,
przestrzeni było tutaj ogrom, jeśli teren dookoła tej willi jest
bezpieczny to jest to naprawdę wspaniała miejscówka, która może
pomieścić ogrom ludzi, swoją drogą zastanawiam się, ile ludzi do
dyspozycji ma kosa. Po przemyśleniach podniosłem się na nogi
trzeba przejść się rozejrzeć. Wtedy spojrzałem na nogę i
zobaczyłem, że mam na nodze dziwne kajdany, od nich odchodził
łańcuch przyczepiony do elementu wystającego ze ściany.
- O reksio się obudził, daj głos
azorku. - zaśmiał się kierowca.
- Rozkuj mnie i wtedy to powiedz. -
odparłem.
- Co powiedziałeś, chyba trzeba ci
pokazać, gdzie twoje miejsce psie.
- Fabian spokój. - krzyknął kosa.
- Szefie, ten kundel chyba dalej myśli,
że się z tego wywinie.
- Spokojnie, trochę to potrwa zanim
zrozumie, że nie wywinie się z tego. Potrzebna mu odpowiednia
tresura, wtedy zrozumie gdzie jego miejsce i kogo ma się słuchać.
Weź ze sobą Arka i oprowadź go po tym miejscu, oczywiście nie
pokazując mu wszystkie jeśli wiesz o co mi chodzi, tylko uważaj,
zapewne dalej będzie się stawiał. Gdy skończycie to przyjdźcie
do głównej sali, trzeba się porządnie napić.
- Co? On ma napić się z nami? Szefie
wszystko wszystkim, ale czy nie jest to aby przesada, ja rozumiem,
chce mu pan pokazać, że lepiej być z nami, jednak na takie
przywileje powinien sobie zasłużyć, już samo to, że żyje dało
niektórym do myślenia czy na pewno dobrze dawać panu zarządzać.
- Mówiłem ci coś na ten temat, masz
dowiedzieć się kto we mnie wątpi i dać mi znać, ja już się
takim skurwielem zajmę. Wiem co robię i pies ma dzisiaj napić się
z nami i skosztować dobrego życia, takie jest moje ostatnie słowo
i bez dyskusji.
- Tak jest.
Dobrze, że usłyszałem takie rzeczy,
czyli kosa nie ma stu procentowego poparcia wśród swoich żołnierzy,
to może działać na moją korzyść, na razie dam sobą pomiatać i
będę obserwował, dalszy rozwój wydarzeń, a może uda mi się w
jakiś sposób wpłynąć na tego kto jest przeciwko niemu i się
wydostać. Zobaczymy co się będzie dalej na popijawie i jutrzejszej
wyprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz