piątek, 27 listopada 2020

Rozdział Czwarty - Niewola

No i mamy kolejny rozdział, Co zrobi Arek w tej ciężkiej sytuacji?

    Kosa wyszedł zostawiając mnie na całą noc w pokoju bez jakiejkolwiek straży, miałem czas na próbowanie wydostania się z tej ciężkiej sytuacji. Długo męczyłem się z uwolnieniem od krzesła, gdy już byłem wolny wziąłem się za przeszukiwania pokoju, w którym mnie zostawili, mało prawdopodobne, że znajdę jakąś broń, ale wolałem sprawdzić i być w razie czego przygotowany. Podszedłem także do okna, niestety było zbyt wysoko bym mógł skoczyć nie uszkadzając się, nawet gdybym spróbował, to daleko poturbowany jeszcze bardziej niż jestem bym nie uciekł. Nie znalazłem żadnej broni, ani niczego co by mogło mi się przydać, trzeba będzie używać pięści, kiedyś trenowałem boks, coś tam z tych lekcji zostało, więc nie jestem całkowicie bezbronny, ważne żebym walczył tylko z pojedynczymi wrogami, może uda się zabić ich wszystkich po cichu tu i teraz.
    Po woli otworzyłem drzwi, nikogo nie było na zewnątrz, skradałem się korytarzem w stronę wyjścia, aż usłyszałem śmiech, dobiegający z kuchni, która znajdowała się zaraz przy drzwiach wyjściowych. Jak najciszej zbliżyłem się do pomieszczenia i nie postrzeżenie zajrzałem do środka. Siedział tam na oko dwudziestoparoletni, szczupły i nie sprawiający wrażenia jakiegoś dobrego w walkach jeden koleś i czytał gazetę. Bez zastanowienia wpadłem do środka i od razu rzuciłem się na przeciwnika, ten zdołał tylko się podnieść i spojrzeć na mnie, niestety dla niego nic więcej, szybkim ruchem powaliłem go i okładałem tak długo, aż stracił przytomność, przeszukałem go i bardzo się zdziwiłem, żadnej broni, nic przydatnego, dziwne, zajrzałem do szafek kuchennych i tam także brak jakiegokolwiek noża czy czegoś ostrzejszego. Ktoś tu chyba sobie ze mnie drwi. Podszedłem do wyjścia i zajrzałem na zewnątrz, panowała ciemność, ledwo co było widać, mimo tego nie dostrzegłem żadnego zagrożenia, czy oni myśleli, że będę sobie spokojnie siedział w pokoju i czekał na koniec, wystawiając tylko jednego wartownika i to w dodatku bez broni, chyba jednak kosa mnie nie docenił.
    Uchyliłem po cichu drzwi i wyszedłem na klatkę schodową bloku, teraz już byłem mniej ostrożny i nie rozglądałem się, szybko podbiegłem do schodów prowadzących na niższe piętra i zbiegłem na parter. Dalej nie było widać nikogo kto mógłby sprawić mi problemy, przez chwilę pomyślałem, żeby rozejrzeć się po mieszkaniach w poszukiwaniu mojego sprzętu lub czegoś co się może przydać, jednak zrezygnowałem z tego pomysłu, nie wiadomo jak długo będę tutaj sam i kiedy reszta wróci skontrolować tego idiotę ogłuszonego przeze mnie. Nie byłem pewien co zastanę na zewnątrz, wiedziałem tylko, że tu w środku nie czeka mnie nic lepszego i nawet bez broni wolę wyjść i walczyć ze szwendaczami niż zostać tutaj na pewną śmierć.
    Pośpiesznym krokiem udałem się w kierunku wyjścia, gdy już byłem na zewnątrz rozejrzałem się dookoła analizując, w jakim kierunku mogę się udać, nie miałem pomysłu wszystko wyglądało tak samo, ostatecznie po chwili w oddali dostrzegłem samochód. Jeśli działa, mogę stąd szybko uciec, o ile są kluczyki w stacyjce w co wątpię, pluł bym sobie jednak w brodę, gdybym tego nie sprawdził. Docierając do auta i sprawdzając co znajduję się w środku usłyszałem śmiech.
    - Chyba przeceniłem Twoje zdolności chłopcze, myślałem, że nie doczekam się Twojego wyjścia. - To był kosa i jego ludzie.
    - Szefie, miałeś racje co do jednego, żadnego mieszkania nie przeszukał, wyszedł kompletnie bezbronny.
    - Mówiłem wam, że nie będzie tracił czasu na takie bzdury i nie warto zabierać broni z sąsiedniego mieszkania, gdyby tam wszedł i je przeszukał to mógłby nas teraz wystrzelać jak kaczki.
    - Zaplanowałeś to wszystko? Po co? - spytałem.
    - Tak oczywiście, chciałem cię sprawdzić, zobaczyć do czego jesteś zdolny. Ten test ocalił ci życie.
    - Ocalił mi życie? Jak?
    - Ach, no mówiłem ci, że czeka cię śmierć, jednak szkoda by było zabijać kogoś tak zdolnego jak ty, wiesz jak przetrwać, masz dużą wole walki i spryt, mimo wszystko, gdybyśmy pozwolili ci do nas dołączyć to i tak byś nas powyrzynał przez sen, udowodniłeś to podczas rozmowy ze mną, ale i na to znajdę sposób, szybko przekonasz się, że lepiej być z nami niż przeciwko nam.
    - Co masz na myśli? Jeśli myślisz, że kiedykolwiek do was dołączę to się grubo mylisz, za to co zrobiliście, należy się tobie i twojej ekipie tylko śmierć.
    - Hahahah, dalej swoje, spokojnie, uświadomisz sobie, że tak jak mówiłem lepiej być po mojej stronie. Szybko ci to pokażemy, na razie będziesz naszą maskotką, albo inaczej zwierzakiem. Pies, tak, takie określenie będzie pasować do ciebie idealnie, ładnie trzymany na smyczy. Moi ludzie będą zabierać ciebie na wyprawy w poszukiwaniu zapasów, a ty na smyczy, jako pierwszy zajmiesz się przeszukiwaniem terenu, gdy zasłużysz dostaniesz jedzenie i wodę, aż w końcu uzmysłowisz sobie, że lepiej mnie słuchać i być po mojej stronie i wykonywać moje polecenia. Masz taki talent, możesz w przyszłości zostać moją prawą ręką, trzeba ciebie jednak dobrze nakierować. Dobra panowie zabrać tego psa wracamy do głównej bazy napić się czegoś porządnie, jutro wielki dzień naszego zwierzątka, pierwsza wspólna przygoda, może i ja się z wami wybiorę.
    Gdy kosa wypowiedział te ostatnią kwestię jeden z jego ludzi podszedł i ponownie mnie ogłuszył, zapewne nie chcieli bym widział dokąd mnie zabierając, aczkolwiek mogłem się mylić, w końcu i tak zamierzają trzymać mnie przy życiu i wykorzystywać jako zwiadowcę. Kurwa do czego to doszło, mam być psem na posyłki tych skurwieli, muszę to jakoś przetrwać w końcu znajdę dogodną sytuację na moją zemstę, na razie dam sobie czas.
    Obudziłem się w zupełnie nowym miejscu, znajdowałem się w ogromnym holu jakiegoś domu i nie małego, w sumie przypominało to bardziej jakiś pałacyk, przestrzeni było tutaj ogrom, jeśli teren dookoła tej willi jest bezpieczny to jest to naprawdę wspaniała miejscówka, która może pomieścić ogrom ludzi, swoją drogą zastanawiam się, ile ludzi do dyspozycji ma kosa. Po przemyśleniach podniosłem się na nogi trzeba przejść się rozejrzeć. Wtedy spojrzałem na nogę i zobaczyłem, że mam na nodze dziwne kajdany, od nich odchodził łańcuch przyczepiony do elementu wystającego ze ściany.
    - O reksio się obudził, daj głos azorku. - zaśmiał się kierowca.
    - Rozkuj mnie i wtedy to powiedz. - odparłem.
    - Co powiedziałeś, chyba trzeba ci pokazać, gdzie twoje miejsce psie.
    - Fabian spokój. - krzyknął kosa.
    - Szefie, ten kundel chyba dalej myśli, że się z tego wywinie.
    - Spokojnie, trochę to potrwa zanim zrozumie, że nie wywinie się z tego. Potrzebna mu odpowiednia tresura, wtedy zrozumie gdzie jego miejsce i kogo ma się słuchać. Weź ze sobą Arka i oprowadź go po tym miejscu, oczywiście nie pokazując mu wszystkie jeśli wiesz o co mi chodzi, tylko uważaj, zapewne dalej będzie się stawiał. Gdy skończycie to przyjdźcie do głównej sali, trzeba się porządnie napić.
    - Co? On ma napić się z nami? Szefie wszystko wszystkim, ale czy nie jest to aby przesada, ja rozumiem, chce mu pan pokazać, że lepiej być z nami, jednak na takie przywileje powinien sobie zasłużyć, już samo to, że żyje dało niektórym do myślenia czy na pewno dobrze dawać panu zarządzać.
    - Mówiłem ci coś na ten temat, masz dowiedzieć się kto we mnie wątpi i dać mi znać, ja już się takim skurwielem zajmę. Wiem co robię i pies ma dzisiaj napić się z nami i skosztować dobrego życia, takie jest moje ostatnie słowo i bez dyskusji.
    - Tak jest.

    Dobrze, że usłyszałem takie rzeczy, czyli kosa nie ma stu procentowego poparcia wśród swoich żołnierzy, to może działać na moją korzyść, na razie dam sobą pomiatać i będę obserwował, dalszy rozwój wydarzeń, a może uda mi się w jakiś sposób wpłynąć na tego kto jest przeciwko niemu i się wydostać. Zobaczymy co się będzie dalej na popijawie i jutrzejszej wyprawie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz