piątek, 20 listopada 2020

Rozdział Trzeci - Toruńska Ostoja Ocalałych

 Witamy, w kolejnym rozdziale Bez Życia. W tym rozdziale będzie pierwsze nawiązanie do Apokalipsy Bobra a mianowicie do bardzo ważnego miejsca w całej sadze. Zapraszam do czytania.

    Obudziłem się następnego dnia po południu z ogromnym kacem. Stwierdziłem, że lepiej przeczekać kolejny dzień w tym miejscu i dojść do siebie, niż iść z bólem głowy na dwór. Zwlekłem się z łóżka i wyjrzałem za okno, już powoli zaczynało się ściemniać, zaszedłem do kuchni i wziąłem dwie tabletki przeciwbólowe. Spojrzałem na jedzenie, ale odpuściłem, jakiejś dużej ochoty na jedzenie czegokolwiek nie mam, wróciłem położyć się do łóżka.
    Podniosłem się następnego dnia z samego rana, nie mogłem zostać dłużej w tym miejscu, trzeba było ruszać dalej w drogę. Przed wyruszeniem zacząłem dokładniej zwiedzać posiadłość. Poza wspomnianymi lekami i pożywieniem, znalazłem plecak, koc i ciuchy w które od razu się przebrałem.     Teraz miałem na sobie ocieplane czarne spodnie dresowe, grubą siwą bluzę z kapturem, a także czarną kurtkę zimową, butów pasujących na mnie niestety nie znalazłem, więc dalej miałem swoje zwykłe adidasy, które szybko przemakały. By chociaż trochę było w nich ciepło założyłem dodatkową parę skarpetek także znalezionych w domu, kolejne pary schowałem do plecaka wraz z prowiantem. Na moje nieszczęście nie było żadnego środka transportu, więc dalej musiałem iść pieszo z nadzieją na jak najszybsze odnalezienie środka szybkiego transportu. W tym celu postanowiłem wrócić właśnie na Białe Błota, może być to niebezpieczna wędrówka, ale tak szybciej odnajdę jakiś samochód, dzięki któremu wydostane się z tych okolic. Na dworze szybko robi się ciemno, także jeśli do zmroku nie znajdę auta, to będę szukał bezpiecznego miejsca na przespanie się do rana. Będę znajdował się bliżej Bydgoszczy, także szanse na spotkanie jakiegoś wroga wzrastają, muszę być absolutnie skupiony na zadaniu. Założyłem plecak, wziąłem siekierę i opuściłem domostwo.
    Droga do miasteczka zajęła mi godzinę, była spokojna, zero szwendaczy i innego zagrożenia, czułem się strasznie nieswojo, tak jak by na świecie nie było nikogo poza mną, tak jednak nie było i cały czas musiałem trzymać się na baczności. Wchodząc na Białe minąłem zniszczoną nie tak dawno przeze mnie stacje benzynową. Wspomnienia ponownie dały się we znaki, ponownie przed oczami miałem śmierć córki, padłem na kolana. Te obrazy w mojej głowie paraliżowały mnie jak nic innego. Nawet horda sztywnych nie przeraziła by mnie tak jak zszokowała mnie śmierć bliskich. 
    Arek pozbieraj się, musisz iść dalej. - powtarzałem sam do siebie.
    Po chwili ogarnąłem się i podniosłem, poszedłem dalej w kierunku małego osiedla domków jednorodzinnych. Gdy tylko zbliżyłem się do miejsca podróży, dostrzegłem pierwszych przeciwników. Cztery trupy tułały się bez celu, na razie jeszcze żaden mnie nie dostrzegł i bardzo dobrze, co prawda miałem takie doświadczenie w walce z nimi, że ta czwórka nie stanowiła jakiegoś wielkiego problemu nawet jeśli zaatakują wszystkie naraz. Po prostu wolałem poobserwować ich zachowanie w czasie mrozu. Po krótkiej chwili obserwacji już wiedziałem, zima działa na korzyść żywych, trupy poruszają się bardzo powolnie, jeden z tej czwórki w ogóle się nie przemieszczał, stał tylko w miejscu. Wyluzowany, spokojnym krokiem szedłem w stronę trupów, po paru metrach dotarła do nich moja obecność i chwiejnym bardzo powolnym krokiem trójka z nich zaczęła zbliżać się w moim kierunku, tak jak myślałem czwarty tylko na mnie patrzał i ledwo co wyciągał rękę, nie miał siły iść. Bardzo szybko pozbyłem się martwiaków i wziąłem się za przeszukiwanie domków.
    Pierwszy parterowy domek był praktycznie całkowicie pusty, jedyną przydatną rzecz jaką znalazłem była prawie pełna paczka fajek, od razu zapaliłem jednego z nich. Pora na kolejny domek i kolejny garaż do przeszukania. Tym razem nie przeszukiwałem domostw by znaleźć pożywienie, oczywiście z przyzwyczajenia zaglądałem do lodówki, ale to co mnie najbardziej interesowało to właśnie garaż i jakikolwiek pojazd, niestety drugi dom okazał się tak samo pusty, kolejny tak samo i jeszcze kolejny. Dziwne, wszystkie ograbione co do joty, tak jakby wszyscy w tym samym czasie wynieśli się z     mieszkań i odjechali. Zapewne część zdążyła to zrobić, ale na pewno nie wszyscy, może jest tu jeszcze inna grupa w pobliżu, która nie ujawnia się i nie jest wrogo nastawiona. Stwierdziłem, że na tej ulicy i tak nic nie znajdę, więc lepiej przenieść się na inną, niż szukać po kolejnych domkach na tej ulicy czegoś czego nie znajdę.
    Kolejne osiedle również sprawiało wrażenie opuszczonego i splądrowanego, kurwa, gdzie podziały się wszystkie zombie, wcześniej chociaż ich spotykałem co dawało znać, że w pobliżu mogę znaleźć coś ciekawego a teraz zupełna pustka, jak by wszystko wyparowało. W ogóle nie próbowałem przeszukiwać tej ulicy, odszedłem dalej by dotrzeć na następne skupisko domów zupełnie w innej części tej miejscowości. Docierając na inną ulice, gdy tylko minąłem zakręt szybko schowałem się z powrotem. Cała ulica była wypełniona sztywnymi, łazili bardzo powolnie i bez celu, wolałem się wycofać mimo iż mróz dawał mi przewagę, nie chciałem zwracać na siebie uwagi tak pokaźnej grupy martwych. Powolnie i po cichu wycofałem się w kierunku innej grupy domostw oddalonej od tej części.
    Ostatecznie w końcu znalazłem się przy kolejnej grupie domków, od razu rzucił mi się w oczy jeden z domków, garaż był tam otwarty a w garażu stał samochód, jak najszybciej podbiegłem do niego i otworzyłem drzwi przeżywając kolejny zawód, nie było kluczyków w stacyjce, akurat auta nie potrafię odpalić bez kluczyków, tak więc udałem się do środka domku w celu ich odnalezienia. Krążyłem po całym mieszkaniu przeszukując każdą szufladę i szafkę, nigdzie nie było tych cholernych kluczy.
    - Tego szukasz? - usłyszałem i odwróciłem się w kierunku głosu, który wypowiedział to pytanie. Nie zdążyłem nawet zobaczyć dobrze twarzy osoby, która stała za mną, gdy padłem na ziemię ogłuszony przez napastnika.
    Nie wiem jak długo spałem, ale po otworzeniu oczu ujrzałem ciemność, byłem gdzieś zamknięty i przywiązany do krzesła. Wiedziałem, że na pewno nie znajduję się w tym samym domku w którym zostałem powalony, po dłuższej chwili rozglądania się w ciemności moje oczy zdążyły się przyzwyczaić, dzięki czemu widziałem więcej i doznałem szoku. Znajdowałem się w miejscu w którym już byłem z towarzyszami, a w którym również wpadłem w pułapkę. To tutaj Miłosz zginął poświęcając się dla uratowania nas, a więc zostałem złapany przez ludzi, którzy zniszczyli mój obóz. Złość we mnie wzbierała z każdą chwilą, muszę się jak najszybciej uwolnić i stąd uciec. Nawet nie zdążyłem spróbować, gdy drzwi się otworzyły.
    - O ptaszek się obudził. – usłyszałem. - Sprawiłeś nam wiele kłopotów, kolego. - Powiedział facet siadający naprzeciwko mnie, po chwili go rozpoznałem. Był to jeden z kierowców samochodu prowadzącego trupy do mojego obozu.
    - Czego chcesz? - zapytałem.
    - Czego? Ja to bym chciał wypatroszyć ciebie tu na miejscu, ale stwierdziłem, że nasz szef zapewne będzie chciał zobaczyć tego, który postawił nam takie ciężkie warunki, spokojnie już po niego ktoś pojechał, także niebawem będzie, na razie sobie tu zostaniesz i poczekasz. Aczkolwiek zabijać ciebie nie mam, ale już uszkodzić trochę mogę.- Wypowiadając te słowa facet uderzył mnie z pięści w twarz, a później następny i następny, bił mnie tak mocno i długo, że ponownie straciłem przytomność.
    Nie wiem jak długo byłem ponownie nie przytomny, gdy tylko otworzyłem oczy kierowca wstał i wyszedł z pokoju, chwilkę posiedziałem sam i nasłuchiwałem co się dzieje na zewnątrz, po chwili dotarł do mnie dźwięk zbliżających się kroków, następnie drzwi stanęły otworem a w nich stał wysoki dobrze zbudowany, brodaty facet mający gdzieś trzydzieści lat.
    - Witaj Arek – rzucił na początek – jestem szefem tej grupy, nie którzy mówią na mnie po prostu szefie a inni kosa. Dużo kłopotów moim ludziom sprawiłeś ty i twoja grupa, w sumie najbardziej ty i poszukiwania waszej bazy. Dobrze, że ostatecznie Judyta nam pomogła. Akcja ze stacją benzynową to obłęd, masz jaja w to nie wątpię, ale niestety jesteś zbyt miękki w kwestiach zabijania ludzi. Jednak jakiś szacunek ci się należy, widzę chcesz o coś zapytać, dam ci tą możliwość i tak nie długo zginiesz. - konkretny facet, nie mam szans samemu się stąd wydostać, muszę jakoś współpracować i wyczekać idealny moment na ucieczkę, chcesz rozmawiać dobra, będziemy rozmawiać, przynajmniej dowiem się paru rzeczy.
    - A więc kosa, może na początek. Skąd wiesz jak mam na imię, skąd wiedziałeś o mojej grupie i dlaczego nas zaatakowaliście?
    - Ach mogłem się domyśleć o co zapytasz. Mamy wspólnego znajomego, który powiedział mi, że w okolicy jest jakaś inna grupa, powiedział jak masz na imię. Pytasz czemu was zaatakowaliśmy? Bo nie jesteście przyjaciółmi, tylko obcymi osobami, świat się skończył trzeba dbać tylko i wyłącznie o siebie, po akcji tutaj, gdy zabiliście moich wiedziałem, że współpracy nie będzie i nie oddacie części zapasów bez walki i tak było, ostatecznie nikt poza tobą nie przeżył a my mamy wszystkie zapasy jakie zgromadziliście i muszę przyznać było ich dużo, także jestem wdzięczny za zgromadzenie dla nas ogromnej ilości pożywienia.
    - Zabiłeś moją rodzinę, zabiłeś mi córkę, jak tylko się uwolnię zajebie cię, będę kąpał się w twojej krwi, a twoich ludzi rzucę na pożarcie sztywnym. - nie wytrzymałem, puściły mi nerwy i hamulce.
    - Hahaha, nawet teraz mimo bycia w czarnej dupie masz charakterek.
    - Kto jest tym wspólnym znajomym?
- zapytałem, trochę uspokajając nerwy.
    - Na pewno chcesz wiedzieć?
    - Tak.
    - Dobrze, ale wiedz, że gdy się dowiesz, domyślisz się, że to ty skazałeś swoją grupę na upadek, Młody chodź tu
. - do pokoju wszedł chłopak, który zaatakował mnie, graję i mikuna, a któremu dwa razy darowałem życie.
    - Trzeba było pozwolić mnie zabić a nie bawić się w ostatniego sprawiedliwego. - powiedział.
    Nic nie odpowiedziałem, byłem załamany, od czasu, gdy pozwoliłem mu żyć, byliśmy zagrożeni, ta banda od tego czasu cały czas nas szukała, kurwa zabiłem własną rodzinę.
    - Dobra młody zostaw nas, a ty mój drogi Areczku, widzę twój zapał do walki zmalał, więc odpowiesz na moje pytania. Jak to możliwe, że udało się wam tak długo przeżyć, praktycznie bez jakiegoś dobrego sprzętu do obrony, jak znaleźliście tak dobre miejsce do ukrycia się? Odpowiadaj!!!!
    - To był mój dom, gdy to się wszystko zaczęło udało nam się do niego dostać, wszystko mieliśmy praktycznie na miejscu, jedynie co wzmocniliśmy troszkę ogrodzenie. Wyruszaliśmy na wyprawy do małych miejscowości nie chcieliśmy wjeżdżać do zbyt dużych miast, dlatego nie spotykaliśmy innych ocalałych.
    - A dlaczego nie wyjechaliście do Torunia?
    - Do Torunia? Co jest w Toruniu?
    - Nie słyszałeś? Hahahah zapewne dlatego tam się nie wybraliście. W tamtym mieście znajduje się Toruńska Ostoja Ocalałych. Miejsce, dla ludzi, którzy próbują się schronić i odbudować społeczeństwo. Wrzody na dupie, mimo tego nie przeszkadzają nam tutaj, w sumie zbytnio nie zapuszczają się w te rejony.
    - Dlaczego?
    - Mają inne problemy, dzięki temu, że tam inna grupa, którą przewodzi Jan daje im się we znaki nie interesują się zbytnio tym miastem i dokładną eksploracją go. Dodatkowo na północy znajduje się jeszcze inna grupa, mówią na siebie Złomiarze, ach że tyle przeżyliście a nic nie wiecie. No dobra, dowiedziałem się wszystkiego co chciałem, na razie tutaj posiedzisz, pomyśle co z tobą zrobić. Miłej nocy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz