Obudziłem się następnego dnia po
południu z ogromnym kacem. Stwierdziłem, że lepiej przeczekać
kolejny dzień w tym miejscu i dojść do siebie, niż iść z bólem
głowy na dwór. Zwlekłem się z łóżka i wyjrzałem za okno, już
powoli zaczynało się ściemniać, zaszedłem do kuchni i wziąłem
dwie tabletki przeciwbólowe. Spojrzałem na jedzenie, ale
odpuściłem, jakiejś dużej ochoty na jedzenie czegokolwiek nie
mam, wróciłem położyć się do łóżka.
Podniosłem się
następnego dnia z samego rana, nie mogłem zostać dłużej w tym
miejscu, trzeba było ruszać dalej w drogę. Przed wyruszeniem
zacząłem dokładniej zwiedzać posiadłość. Poza wspomnianymi
lekami i pożywieniem, znalazłem plecak, koc i ciuchy w które od
razu się przebrałem. Teraz miałem na sobie ocieplane czarne
spodnie dresowe, grubą siwą bluzę z kapturem, a także czarną
kurtkę zimową, butów pasujących na mnie niestety nie znalazłem,
więc dalej miałem swoje zwykłe adidasy, które szybko przemakały.
By chociaż trochę było w nich ciepło założyłem dodatkową parę
skarpetek także znalezionych w domu, kolejne pary schowałem do
plecaka wraz z prowiantem. Na moje nieszczęście nie było żadnego
środka transportu, więc dalej musiałem iść pieszo z nadzieją na
jak najszybsze odnalezienie środka szybkiego transportu. W tym celu
postanowiłem wrócić właśnie na Białe Błota, może być to
niebezpieczna wędrówka, ale tak szybciej odnajdę jakiś samochód,
dzięki któremu wydostane się z tych okolic. Na dworze szybko robi
się ciemno, także jeśli do zmroku nie znajdę auta, to będę
szukał bezpiecznego miejsca na przespanie się do rana. Będę
znajdował się bliżej Bydgoszczy, także szanse na spotkanie
jakiegoś wroga wzrastają, muszę być absolutnie skupiony na
zadaniu. Założyłem plecak, wziąłem siekierę i opuściłem
domostwo.
Droga do miasteczka zajęła mi godzinę, była spokojna,
zero szwendaczy i innego zagrożenia, czułem się strasznie
nieswojo, tak jak by na świecie nie było nikogo poza mną, tak
jednak nie było i cały czas musiałem trzymać się na baczności.
Wchodząc na Białe minąłem zniszczoną nie tak dawno przeze mnie
stacje benzynową. Wspomnienia ponownie dały się we znaki, ponownie
przed oczami miałem śmierć córki, padłem na kolana. Te obrazy w
mojej głowie paraliżowały mnie jak nic innego. Nawet horda
sztywnych nie przeraziła by mnie tak jak zszokowała mnie śmierć
bliskich.
Arek pozbieraj się, musisz iść dalej. - powtarzałem sam
do siebie.
Po chwili ogarnąłem się i podniosłem, poszedłem dalej
w kierunku małego osiedla domków jednorodzinnych. Gdy tylko
zbliżyłem się do miejsca podróży, dostrzegłem pierwszych
przeciwników. Cztery trupy tułały się bez celu, na razie jeszcze
żaden mnie nie dostrzegł i bardzo dobrze, co prawda miałem takie
doświadczenie w walce z nimi, że ta czwórka nie stanowiła
jakiegoś wielkiego problemu nawet jeśli zaatakują wszystkie naraz.
Po prostu wolałem poobserwować ich zachowanie w czasie mrozu. Po
krótkiej chwili obserwacji już wiedziałem, zima działa na korzyść
żywych, trupy poruszają się bardzo powolnie, jeden z tej czwórki
w ogóle się nie przemieszczał, stał tylko w miejscu. Wyluzowany,
spokojnym krokiem szedłem w stronę trupów, po paru metrach dotarła
do nich moja obecność i chwiejnym bardzo powolnym krokiem trójka z
nich zaczęła zbliżać się w moim kierunku, tak jak myślałem
czwarty tylko na mnie patrzał i ledwo co wyciągał rękę, nie miał
siły iść. Bardzo szybko pozbyłem się martwiaków i wziąłem się
za przeszukiwanie domków.
Pierwszy parterowy domek był praktycznie
całkowicie pusty, jedyną przydatną rzecz jaką znalazłem była
prawie pełna paczka fajek, od razu zapaliłem jednego z nich. Pora
na kolejny domek i kolejny garaż do przeszukania. Tym razem nie
przeszukiwałem domostw by znaleźć pożywienie, oczywiście z
przyzwyczajenia zaglądałem do lodówki, ale to co mnie najbardziej
interesowało to właśnie garaż i jakikolwiek pojazd, niestety
drugi dom okazał się tak samo pusty, kolejny tak samo i jeszcze
kolejny. Dziwne, wszystkie ograbione co do joty, tak jakby wszyscy w
tym samym czasie wynieśli się z mieszkań i odjechali. Zapewne
część zdążyła to zrobić, ale na pewno nie wszyscy, może jest
tu jeszcze inna grupa w pobliżu, która nie ujawnia się i nie jest
wrogo nastawiona. Stwierdziłem, że na tej ulicy i tak nic nie
znajdę, więc lepiej przenieść się na inną, niż szukać po
kolejnych domkach na tej ulicy czegoś czego nie znajdę.
Kolejne
osiedle również sprawiało wrażenie opuszczonego i splądrowanego,
kurwa, gdzie podziały się wszystkie zombie, wcześniej chociaż ich
spotykałem co dawało znać, że w pobliżu mogę znaleźć coś
ciekawego a teraz zupełna pustka, jak by wszystko wyparowało. W
ogóle nie próbowałem przeszukiwać tej ulicy, odszedłem dalej by
dotrzeć na następne skupisko domów zupełnie w innej części tej
miejscowości. Docierając na inną ulice, gdy tylko minąłem zakręt
szybko schowałem się z powrotem. Cała ulica była wypełniona
sztywnymi, łazili bardzo powolnie i bez celu, wolałem się wycofać
mimo iż mróz dawał mi przewagę, nie chciałem zwracać na siebie
uwagi tak pokaźnej grupy martwych. Powolnie i po cichu wycofałem
się w kierunku innej grupy domostw oddalonej od tej
części.
Ostatecznie w końcu znalazłem się przy kolejnej grupie
domków, od razu rzucił mi się w oczy jeden z domków, garaż był
tam otwarty a w garażu stał samochód, jak najszybciej podbiegłem
do niego i otworzyłem drzwi przeżywając kolejny zawód, nie było
kluczyków w stacyjce, akurat auta nie potrafię odpalić bez
kluczyków, tak więc udałem się do środka domku w celu ich
odnalezienia. Krążyłem po całym mieszkaniu przeszukując każdą
szufladę i szafkę, nigdzie nie było tych cholernych kluczy.
- Tego
szukasz? - usłyszałem i odwróciłem się w kierunku głosu, który
wypowiedział to pytanie. Nie zdążyłem nawet zobaczyć dobrze
twarzy osoby, która stała za mną, gdy padłem na ziemię ogłuszony
przez napastnika.
Nie wiem jak długo spałem, ale po otworzeniu oczu
ujrzałem ciemność, byłem gdzieś zamknięty i przywiązany do
krzesła. Wiedziałem, że na pewno nie znajduję się w tym samym
domku w którym zostałem powalony, po dłuższej chwili rozglądania
się w ciemności moje oczy zdążyły się przyzwyczaić, dzięki
czemu widziałem więcej i doznałem szoku. Znajdowałem się w
miejscu w którym już byłem z towarzyszami, a w którym również
wpadłem w pułapkę. To tutaj Miłosz zginął poświęcając się
dla uratowania nas, a więc zostałem złapany przez ludzi, którzy
zniszczyli mój obóz. Złość we mnie wzbierała z każdą chwilą,
muszę się jak najszybciej uwolnić i stąd uciec. Nawet nie
zdążyłem spróbować, gdy drzwi się otworzyły.
- O ptaszek się
obudził. – usłyszałem. - Sprawiłeś nam wiele kłopotów,
kolego. - Powiedział facet siadający naprzeciwko mnie, po chwili go
rozpoznałem. Był to jeden z kierowców samochodu prowadzącego
trupy do mojego obozu.
- Czego chcesz? - zapytałem.
- Czego? Ja to bym
chciał wypatroszyć ciebie tu na miejscu, ale stwierdziłem, że
nasz szef zapewne będzie chciał zobaczyć tego, który postawił
nam takie ciężkie warunki, spokojnie już po niego ktoś pojechał,
także niebawem będzie, na razie sobie tu zostaniesz i poczekasz.
Aczkolwiek zabijać ciebie nie mam, ale już uszkodzić trochę
mogę.- Wypowiadając te słowa facet uderzył mnie z pięści w twarz,
a później następny i następny, bił mnie tak mocno i długo, że
ponownie straciłem przytomność.
Nie wiem jak długo byłem
ponownie nie przytomny, gdy tylko otworzyłem oczy kierowca wstał i
wyszedł z pokoju, chwilkę posiedziałem sam i nasłuchiwałem co
się dzieje na zewnątrz, po chwili dotarł do mnie dźwięk
zbliżających się kroków, następnie drzwi stanęły otworem a w
nich stał wysoki dobrze zbudowany, brodaty facet mający gdzieś
trzydzieści lat.
- Witaj Arek – rzucił na początek – jestem
szefem tej grupy, nie którzy mówią na mnie po prostu szefie a inni
kosa. Dużo kłopotów moim ludziom sprawiłeś ty i twoja grupa, w
sumie najbardziej ty i poszukiwania waszej bazy. Dobrze, że
ostatecznie Judyta nam pomogła. Akcja ze stacją benzynową to
obłęd, masz jaja w to nie wątpię, ale niestety jesteś zbyt
miękki w kwestiach zabijania ludzi. Jednak jakiś szacunek ci się
należy, widzę chcesz o coś zapytać, dam ci tą możliwość i tak
nie długo zginiesz. - konkretny facet, nie mam szans samemu się
stąd wydostać, muszę jakoś współpracować i wyczekać idealny
moment na ucieczkę, chcesz rozmawiać dobra, będziemy rozmawiać,
przynajmniej dowiem się paru rzeczy.
- A więc kosa, może na początek.
Skąd wiesz jak mam na imię, skąd wiedziałeś o mojej grupie i
dlaczego nas zaatakowaliście?
- Ach mogłem się domyśleć o co
zapytasz. Mamy wspólnego znajomego, który powiedział mi, że w
okolicy jest jakaś inna grupa, powiedział jak masz na imię. Pytasz
czemu was zaatakowaliśmy? Bo nie jesteście przyjaciółmi, tylko
obcymi osobami, świat się skończył trzeba dbać tylko i wyłącznie
o siebie, po akcji tutaj, gdy zabiliście moich wiedziałem, że
współpracy nie będzie i nie oddacie części zapasów bez walki i
tak było, ostatecznie nikt poza tobą nie przeżył a my mamy
wszystkie zapasy jakie zgromadziliście i muszę przyznać było ich
dużo, także jestem wdzięczny za zgromadzenie dla nas ogromnej
ilości pożywienia.
- Zabiłeś moją rodzinę, zabiłeś mi córkę,
jak tylko się uwolnię zajebie cię, będę kąpał się w twojej
krwi, a twoich ludzi rzucę na pożarcie sztywnym. - nie wytrzymałem,
puściły mi nerwy i hamulce.
- Hahaha, nawet teraz mimo bycia w czarnej
dupie masz charakterek.
- Kto jest tym wspólnym znajomym? - zapytałem,
trochę uspokajając nerwy.
- Na pewno chcesz wiedzieć?
- Tak.
- Dobrze, ale
wiedz, że gdy się dowiesz, domyślisz się, że to ty skazałeś
swoją grupę na upadek, Młody chodź tu. - do pokoju wszedł
chłopak, który zaatakował mnie, graję i mikuna, a któremu dwa
razy darowałem życie.
- Trzeba było pozwolić mnie zabić a nie bawić
się w ostatniego sprawiedliwego. - powiedział.
Nic nie
odpowiedziałem, byłem załamany, od czasu, gdy pozwoliłem mu żyć,
byliśmy zagrożeni, ta banda od tego czasu cały czas nas szukała,
kurwa zabiłem własną rodzinę.
- Dobra młody zostaw nas, a ty mój
drogi Areczku, widzę twój zapał do walki zmalał, więc odpowiesz
na moje pytania. Jak to możliwe, że udało się wam tak długo
przeżyć, praktycznie bez jakiegoś dobrego sprzętu do obrony, jak
znaleźliście tak dobre miejsce do ukrycia się? Odpowiadaj!!!!
- To
był mój dom, gdy to się wszystko zaczęło udało nam się do
niego dostać, wszystko mieliśmy praktycznie na miejscu, jedynie co
wzmocniliśmy troszkę ogrodzenie. Wyruszaliśmy na wyprawy do małych
miejscowości nie chcieliśmy wjeżdżać do zbyt dużych miast,
dlatego nie spotykaliśmy innych ocalałych.
- A dlaczego nie
wyjechaliście do Torunia?
- Do Torunia? Co jest w Toruniu?
- Nie
słyszałeś? Hahahah zapewne dlatego tam się nie wybraliście. W
tamtym mieście znajduje się Toruńska Ostoja Ocalałych. Miejsce,
dla ludzi, którzy próbują się schronić i odbudować
społeczeństwo. Wrzody na dupie, mimo tego nie przeszkadzają nam
tutaj, w sumie zbytnio nie zapuszczają się w te
rejony.
- Dlaczego?
- Mają inne problemy, dzięki temu, że tam inna
grupa, którą przewodzi Jan daje im się we znaki nie interesują
się zbytnio tym miastem i dokładną eksploracją go. Dodatkowo na
północy znajduje się jeszcze inna grupa, mówią na siebie
Złomiarze, ach że tyle przeżyliście a nic nie wiecie. No dobra,
dowiedziałem się wszystkiego co chciałem, na razie tutaj
posiedzisz, pomyśle co z tobą zrobić. Miłej nocy.
Koniec świata, apokalipsa zombie, survival, przetrwanie, Polska, opowiadanie, powieść, Bydgoszcz, Drzewce, Gabriel, Bez Życia, apokalipsa zombie opowiadanie.
piątek, 20 listopada 2020
Rozdział Trzeci - Toruńska Ostoja Ocalałych
Witamy, w kolejnym rozdziale Bez Życia. W tym rozdziale będzie pierwsze nawiązanie do Apokalipsy Bobra a mianowicie do bardzo ważnego miejsca w całej sadze. Zapraszam do czytania.
Etykiety:
apokalipsa,
Apokalipsa Zombie,
Bez Życia,
Bydgoszcz,
Gabrielowy,
Mr Bobru,
opowiadanie,
Ostatni Sprawiedliwy,
Pełznąc przez prochy,
Polska,
powieść,
przetrwanie,
Rodzina,
survival,
Tom 2
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz