poniedziałek, 6 stycznia 2020

Rozdział Osiemnasty - Pułapka

Kolejny rozdział przed nami, dzieje się coraz więcej i ekipa ma coraz większe kłopoty.
Kiedy powrócą do domu, jak długo Miłosz jeszcze będzie wśród żywych.
Zapraszam.
          Weszliśmy do środka, panowała kompletna ciemność, z tym że przy samym wejściu zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy sami, z oddali było słychać echo odbijających się jęków umarłych. Trzeba było zachować maksymalną ostrożność, jeśli ściągniemy na siebie uwagę wszystkich, którzy byli w środku to może być nieciekawie i możemy nie wyjść z tego o własnych siłach. Podeszliśmy pod pierwsze mieszkalne drzwi, nacisnąłem klamkę najciszej jak się dało, drzwi stanęły otworem. Na maksymalnym skupieniu cała nasza trójka weszła do środka, wraz z Mikunem nie dostrzegliśmy dwójki zombie, które już prawie dosięgły mojego przyjaciela, z opresji wyrwał Nas skazany na śmierć, który wykończył jednego robiąc lekki hałas i alarmując Nas o zagrożeniu, szybkim ruchem odwróciliśmy się w stronę drugiego szwendacza i precyzyjnym uderzeniem pozbyliśmy się go.
          - Kurwa, jak to możliwe, że ich nie usłyszeliśmy – zapytał, zszokowany Mikun.
          - Spójrzcie – Miłosz zaświecił latarką – nie mają połowy twarzy włącznie z językiem, krtanią i najprawdopodobniej strunami głosowymi, może to dlatego nie wydawały żadnego dźwięku.
          - Słuszna uwaga, tylko czy takie precyzyjne okaleczenie mógł wykonać inny trup – spostrzegłem.
          - Myślisz, że ktoś celowo to zrobił?
          Z objęć myślenia wyrwał nas szum pędzącego samochodu, Krystian jechał z taką prędkością i bez precyzji, że robił hałas, który zapewne słyszały zombie ze wszystkich ulic w około, wybiegliśmy z mieszkania do niego. W tym czasie Krystian podjechał pod samą klatkę zastawiając wejście samochodem i szybko wbiegł do środka.
          - Ludzie kryć się, mamy kłopoty – wykrzyczał.
          - Co się dzieje – zapytałem i wyjrzałem na zewnątrz. Ujrzałem masę zombie zbliżających się do bloku. Już chciałem coś mówić, gdy każdy z Nas usłyszał dźwięk mrożący krew w żyłach. Z mieszkania na końcu korytarza zaczęły wychodzić trupy, dużo trupów, na szybko naliczyłem ich piętnastu. - Nie damy rady, szybko uciekać na wyższe piętro – krzyknąłem.
          Na piętrze szybko znaleźliśmy otwarte mieszkanie, gdzie zamknęliśmy się jak najszybciej, po krótkich oględzinach wszystkich pokoi mogliśmy na chwilę odetchnąć z ulgą, byliśmy sami, teraz pozostało wymyślić jakiś plan. Masa zombie na zewnątrz plus te które wyszły z mieszkania i zaczęły ściągać wszystkie inne jakie pozostały w bloku, nie jest dobrze. Jedyny plus jest taki, że te które są na zewnątrz łatwo się tutaj nie dostaną. Krystian zachował trzeźwość umysłu i tak zastawił klatkę autem, że ciężko będzie trupom się tutaj dostać, co innego te które już są w środku niektóre dały radę dotrzeć na tyle blisko Nas, że wiedzą gdzie się znajdujemy i cały czas słyszymy ich dobijanie się do drzwi.
          Umocniliśmy wejście dodatkowo szafami i innymi użytecznymi rzeczami, dzięki temu nawet jeśli drzwi nie wytrzymają to i tak od razu tutaj nie wejdą, musimy na chwilę odpocząć i na chłodno przeanalizować całą sytuację, a także pomyśleć o ewentualnym sposobie wydostania się z tego bagna. Najważniejsze to zachować ciszę, wtedy te które stoją przed naszą barykadą w końcu stracą zainteresowanie drewnianymi drzwiami.
          - Kurwa jest ich za dużo nie ma sposobu by się stąd wydostać, dodatkowo wszystkie zombie z budynku gromadzą się przed drzwiami – panikował Krystian zapalając papierosa.
          - Uspokój się, nie możemy teraz panikować, musimy wszystko dobrze przemyśleć, wspólnie na pewno coś wymyślimy. Daj mi papierosa też muszę zapalić – starałem się uspokajać towarzyszy, ale sam nie wiedziałem co robić, papierosy niby w niczym nie pomogą, mimo to dadzą chwile wytchnienia, a także czas do namysłu.
          - Mi też daj – Miłosz sięgnął papierosa – niedługo i tak umrę więc co mi tam, jeden fajek nie zaszkodzi.
          Mikun również wziął papierosa, każdy z Nas odszedł na bok starając się skupić myśli, zapanowała kompletna cisza, rozejrzeliśmy się po mieszkaniu w nadziei znalezienia czegokolwiek. W sumie chodziliśmy bez celu, co niby mogliśmy znaleźć przydatnego do ucieczki. Po chwili dopiero dojrzałem balkon, nikt na niego nie zwracał uwagi a to mogło być nasze ocalenie, czym prędzej wyszedłem i popatrzyłem w dół. Pozostała trójka przyjaciół widząc co robię podążyła za mną.
          - Spójrzcie, akurat jesteśmy po drugiej stronie budynku, pod nami nie ma żadnego martwego, to może być naszym ratunkiem.
          - Tak, pytanie ile metrów jest w dół – słusznie zasugerował Mikun.
          - Nie może być aż tak wysoko, jesteśmy na pierwszym piętrze – dopowiedział Krystian.
          - Krystian ma rację – odwróciłem się do towarzyszy – nie jest aż tak wysoko, podejrzewam, że około pięciu metrów, niby nisko, ale mimo wszystko wysoko, jest bardzo ciemno przez co nie będziemy dokładnie widzieć na co spadamy, istnieje dużo ryzyko kontuzji, gdyby na dole był piasek to raczej wyszli byśmy bez szwanku, gorzej jeśli jest beton. Jednak w dalszym ciągu widzę tylko ten sposób ucieczki.
          - No dobra, tylko jak zauważyłeś nie wiemy co jest pod nami, jest bardzo ciemno, co nam po wyskoczeniu i złamaniu sobie nogi, jeśli do tego dojdzie daleko nie odejdziemy – Mikun miał wątpliwości.
          - Skoczę pierwszy – odezwał się ugryziony – ja i tak idę na straty, jeśli po upadku dam znać że wszystko jest ok to podążycie za mną.
          - Dobry plan – powiedziałem – jednak ty możesz akurat upaść tak, że nic Ci się nie stanie a kolejne osoby mogą sobie zrobić krzywdę.
          - Teraz wątpisz? – Mikun zadał pytanie – przecież to twój pomysł.
          - Nie, nie wątpię, to dalej jest jedyna opcja jaką widzę. Jednak wolałbym skakać z mniejszej wysokości, rozdzielmy się niech każdy znajdzie w mieszkaniu rzeczy które można związać i które będą na tyle wytrzymałe by lekko spuścić się w dół i wtedy skoczyć.
          Każdy entuzjastycznie podszedł do mojego pomysłu, jeśli zbierzemy chociaż wystarczający materiał by zmniejszyć dystans z pięciu do trzech metrów to będzie to ogromny sukces i zredukujemy ryzyko urazu do minimum. Musimy się spieszyć, trupy za drzwiami jeszcze nie dały sobie spokoju i dalej napierają na drzwi, nie wiadomo jak długo wytrzyma nasza prowizoryczna zapora, ponadto te które są na zewnątrz także nie długo mogą się rozjeść i przypadkowo dotrzeć za budynek, a wtedy będziemy w kompletnym potrzasku.
          Po pięciu minutach znaleźliśmy metr liny holowniczej, dziwne poprzedni właściciel zamiast trzymać ją w samochodzie, zostawił ją w domu dla Nas oczywiście działało to na plus. Przywiązaliśmy do niej prześcieradła i inne materiały, oby one wytrzymały o ile lina na pewno da radę to nie wiadomo jak materiał.
          Według wcześniejszych ustaleń Miłosz chciał iść pierwszy, po powolnym opuszczaniu się po linie, które wydawało się, że trwa godzinami usłyszeliśmy jego skok i upadek.
          - Dobra nic mi nie jest, na dole nie ma betonu a ziemia, w około nie widać zagrożenia jak na razie, szybko chodźcie – wykrzyczał.
          Następny poszedł Krystian, ja zdecydowałem iść jako ostatni, zapora za drzwiami zaczynała ustępować, więc coraz bardziej się denerwowaliśmy, lada moment ustąpi pod naporem umarłych a wtedy będzie kiepsko, wolałem zostać jako ostatni na górze i zabezpieczać towarzyszy jako przywódca odpowiadałem za ich życie. Parę chwil później mój szwagier wylądował na dole, przyszła kolej na Mikuna.
          - Stary, gdyby coś się stało to byłeś dobrym przywódcą.
          - Nic nam nie będzie zadbam o to.
          - Gdy będziesz schodził to przedstawię plan pozostałym, o ile jakiś masz bo generalnie nic nie ustaliliśmy.
          - Kurwa, nie pomyślałem o tym co za idiota ze mnie.
          - Nikt nie przemyślał tego co dalej, każdy skupił się na tym by uciec z tego mieszkania.
          - Też prawda, widzisz ten budynek, kawałek dalej?
          - Tak.
          - Gdy zejdę to tam się udajemy, rozeznamy się w sytuacji z tamtego bloku i wtedy uciekamy do domu.
          - Dobra to do zobaczenia na dole.
          Nadeszła moja kolej już miałem zacząć opuszczać się na prowizorycznych linach, gdy usłyszałem, że zapora nie wytrzymała, do mieszkania wpadła cała masa szwendaczy. Nie miałem czasu na próby bezpiecznej podróży w dół, postanowiłem postawić wszystko na jednej karcie. Wciągnąłem liny do siebie, chwyciłem koniec sznurka i wyskoczyłem cudem unikając ręki jednego z nich. Prowizoryczna lina pękła, gdy tylko poczuła mój ciężar, całe szczęście to wystarczyło by jakoś zamortyzować mój upadek. Pozbierałem się jak najszybciej i wraz zresztą ekipy pobiegliśmy do budynku jaki wskazałem.
          Znaleźliśmy się w środku, panowała kompletna cisza i porządek, tak jak by tego miejsca nie dotknęła apokalipsa.
          - Dziwne – powiedziałem – jest tu za spokojnie i czysto, miejcie się na baczności, coś mi tu nie gra.
          - Nie przesadzasz – zbuntował się Krystian – cały czas mamy pod górę a jak raz jest wszystko w porządku to zaraz zwiastujesz coś złego. Cieszmy się, że jest tu spokojnie rozejrzyjmy się, rozpoznajmy w sytuacji jaka panuje na zewnątrz i opracujmy drogę powrotu do domu.
          - Arek ma rację – odezwał się Mikun – jednak w tych czasach nawet jeśli wszyscy ludzie z tego budynku zdążyli by uciec to nie zostawili by takiego porządku.
          - Dobra nie ma czasu na gdybanie, sprawdźmy parę mieszkań, a także znajdźmy dobre miejsce na obserwacje tego co się dzieje na zewnątrz, spróbujcie także znaleźć środek transportu, nie będzie to łatwe po ciemku, ale może coś zobaczycie, i przede wszystkim nie świećcie latarkami na dwór, ściągnie to tylko martwych a tego nie chcemy. Ja pójdę z Krystianem, ty Mikun idź z Miłoszem. Uważajcie na siebie.
          Wszedłem wraz ze szwagrem do jednego z mieszkań, naprawdę było aż za ładnie, wszystko poukładane, zero śladów walki, ucieczki, czegokolwiek. Rozejrzeliśmy się w poszukiwaniu zapasów, a także zorientowaliśmy się w sytuacji jaka panowała na zewnątrz, trafiliśmy do mieszkania z którego akurat mieliśmy dobry widok.
          Wejście do klatki cały czas zalewali sztywni, jednak dalej nie przedarli się przez zaporę w postaci samochodu, widzieliśmy także balkon z którego skakaliśmy. Gromadziły się tam wszystkie martwe osoby, parę z nich wypadało poza barierki lądując na ziemi, całe szczęście nie stanowiły w takiej ilości zagrożenia, jednak spadając z tej wysokości uszkadzały sobie koniczyny, nie które w ogóle nie wstawały więc istniała możliwość, że rozbijały sobie głowy. Minus jaki powstał bo przecież nie mogły być same plusy był taki, że zaczął padać śnieg, przez co zaczęło robić się zimno.
          Po rozejrzeniu się w okolicy stwierdziliśmy, że spokojnie możemy wyjść na zewnątrz tak jak weszliśmy i kierować się nawet na pieszo w stronę domu, nie widzieliśmy nic co by mogło stanowić zagrożenie.
          Stwierdziliśmy, że wrócimy do dwójki, która przeczesywała inne mieszkanie i podzielimy się w miarę dobrymi wieściami, gdy nagle Krystian został powalony przez kogoś na ziemie. Szybko zareagowałem uderzając osobę, która Nas zaatakowała. Nie chciałem mieszać się w niepotrzebną walkę, dlatego wyciągnąłem pistolet celując prosto w nie mile widzianego gościa, w tym czasie Krystian się podniósł.
          - Nawet nie próbuj podnieść się z ziemi, najmniejszy twój ruch i strzele, a uwierz mi nie chcę tego – wykrzyczałem.
          - Ja pierdole, ale daliśmy się zaskoczyć, faktycznie miałeś rację, że jest tu za spokojnie, pozwól mi wykończyć tego frajera.
          - Krystian spokojnie, nie jesteśmy u siebie, ta osoba może tu mieszka i po prostu broni swojego domu tak jak my byśmy to robili – mówiąc te słowa spojrzałem na napastnika, był to około trzydziestoletni facet ubrany zwykłe jeansy i bluzę z kapturem – spokojnie nic Ci nie zrobimy pójdziemy po naszych towarzyszy i zaraz Nas tu nie będzie.
          - Hahahahaha – napastnik wybuchł śmiechem – myślicie, że wyjdziecie z stąd żywi, myślicie, że jesteście tutaj przypadkiem.
          - Co? - zapytałem – to Twoja sprawka odnośnie tych trupów.
          - Nasza – nagle usłyszałem drugi męski głos.
          Drugi mężczyzna rzucił się na mnie powalając mnie na ziemię, ten pierwszy ponownie zaatakował Krystiana. Szarpaliśmy się tak dłuższą chwilę, niestety mój napastnik chwycił moją broń i wycelował we mnie krzycząc do Krystiana by się poddał bo mnie zabije. Ten wykonał polecenie, byliśmy w potrzasku. Nasi towarzysze ściągnięci hałasem walki w tym momencie wbiegli do pomieszczenia wtedy odezwał się ten z którym walczyłem.
          - No dobra panienki rzucić broń albo załatwię tą dwójkę – wycelował we mnie i Krystiana.
          - Spokojnie, nie strzelaj poddajemy się – Miłosz rzucił broń na ziemię i uklęknął, w jego ślady poszedł Mikun.
          - No to teraz sobie przez chwilę porozmawiamy zanim umrzecie – rzucił drugi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz