No i mamy przedostatni rozdział tomu pierwszego.
Jak zapowiadałem na rozdział dwudziesty chwile zaczekacie, mam nadzieję, że ten rozdział zaskoczy co niektórych.
Zapraszam do lektury.
Siedzieliśmy po uszy w gównie, skąd
o Nas wiedzieli, co zrobić jak się wydostać z tej sytuacji?
- Czego chcecie? – zapytałem.
- Jak mówiłem, porozmawiamy sobie
zanim wróci nasz szef – powiedział bardziej umięśniony i wyższy
napastnik widać, że spośród tej dwójki to on jest od myślenia.
- To może nie traćcie naszego czasu i
przejdźcie do rzeczy – odparł nerwowo Mikun.
- O widzę ktoś tu dalej wyszczekany
jest, jak na sytuacje w jakiej się znaleźliście. Dalej myślicie,
że coś zdziałacie? Od jakiegoś czasu Was poszukujemy, macie
dobrze ukryte schronienie, ale i to się zmieni.
- Od dawna? Jak to? - zapytał Krystian.
- O tak wiemy o Was dość długo, a
dzisiaj dowiedzieliśmy się wszystkiego. Spotkaliśmy waszą
przyjaciółkę Judytę, aczkolwiek raczej blisko z wami nie była,
skoro uciekła. Złapaliśmy ją, miała bardzo dużo zapasów,
dodatkowo młoda, ładna, chcieliśmy to dobrze wykorzystać, ale
wtedy zaproponowała solidną wymianę.
- Jaką wymianę? – zapytałem.
- Zaproponowała, że da nam połowę
swoich zapasów, i informacje na temat obozu, gdzie jest ich znacznie
więcej w zamian za wypuszczenie jej. Długo nie musieliśmy
rozważać, szczególnie, że tak jak mówiłem szukamy Was od
jakiegoś czasu. Wiedziała także, że ruszycie w pościg dzięki
czemu mogliśmy przygotować zasadzkę. Opowiadała nam troszkę o
Was, staracie się unikać żywych, Wasz przywódca jest podobno
miękki, ale potrafi przetrwać i ma niby dobre pomysły. Nasz szef
wraz z paroma ludźmi pojechali jako eskorta pomóc wydostać się
jej z Bydgoszczy i niebawem wrócą, wtedy zacznie się rzeź
niewiniątek.
- Co zabijecie Nas i co dalej,
pojedziecie do naszego obozu i będziecie próbować sforsować nasze
umocnienia, na wasze nieszczęście przygotowani jesteśmy na
ewentualne ataki i mamy dobrze zabezpieczony obóz, ponadto
pożywienia starczy nam na bronienie się przez długi czas, a skoro
zabraliście Judycie połowę zapasów to znaczy, że wy tego
komfortu nie posiadacie. - troszkę przekoloryzowałem sytuację,
jednak chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, może jakimś
cudem uda nam się wydostać i jakkolwiek kontratakować.
- Zabawny jesteś myśląc, że się
wybronicie, jednak teraz wiem który z Was jest tym, który ma na
imię Arek i jest przywódcą, ty pierwszy zginiesz, ale przed
śmiercią powiem Wam co się stanie w końcu i tak nie wyjdziecie
stąd żywi. Dwójka naszych kolegów zbiera sztywnych, całą masę
za pomocą samochodów, które troszkę usprawniliśmy by przypadkiem
szwendacze nie zatrzymały ich i prowadzą ich w stronę waszego
obozu, my nie musimy się przebijać, poczekamy aż zrobią to umarli
i wtedy ich odciągniemy i wejdziemy po swoje. Jednym słowem koniec
waszej marnej egzystencji w tym zwariowanym świecie, nie dożyjecie
na tyle długo by zobaczyć czy ludzkości uda się przetrwać.
Kurwa tego się nie spodziewałem, nie
miałem żadnego pomysłu, jak wyjść cało z tej sytuacji, ta
dwójka cały czas miała wycelowane w Nas pistolety, najmniejszy
ruch i będzie koniec, ale jeśli nic nie zrobimy to i tak będzie
koniec. Niedługo wróci ich szef i wtedy będziemy bez szans na
wydostanie, dodatkowo wszyscy w Drzewcach są w niebezpieczeństwie
musimy ich ostrzec.
Zapadła cisza, nikt się nie odzywał,
nawet ta dwójka, która Nas złapała, widzieliśmy też, że Miłosz
już dłużej nie wytrzyma i zaraz się zmieni. To może być dla Nas
szansa, jeśli zdąży się zmienić zanim przyjadą wszyscy, to może
odwrócić uwagę i dać nam czas na ucieczkę, był naszym
towarzyszem, głupio tak myśleć i czekać na to aż umrze i
powstanie jako zarażony, ale to jest jedyna opcja byśmy mogli
uratować naszą rodzinę.
- Gotowi? – odezwał się słaby głos
wspomnianego przyjaciela.
Nikt nie zdążył nic powiedzieć i
odpowiednio zareagować, gdy Miłosz ostatkami sił podniósł się i
rzucił w stronę napastników, był jeszcze na tyle szybki, że
powalił tego, który wcześniej w pojedynkę zaatakował mnie i Krystiana. Byliśmy w
lekkim szoku, jednak zareagowaliśmy w miarę szybko wstając,
usłyszeliśmy wystrzał pistoletu, Miłosz krwawił dostał kulą w
brzuch. Mikun zdążył wyjąć pistolet, o którym nie wiedziała
tamta dwójka i celnym strzałem załatwił mniej wygadanego. Drugi
nie miał już teraz szans w starciu z nami, mój brat wycelował
teraz w niego a ja z Krystianem byliśmy gotowi zaatakować, gdyby
jednak postanowił z nami próbować dalej walczyć. Jednak poddał
się, zabrałem swój pistolet od martwego napastnika który został
mi odebrany, a ten od żyjącego mięśniaka dałem Krystianowi, w
jakiś sposób byliśmy chociaż trochę uzbrojeni. Podszedłem do
konającego Miłosza i klęknąłem.
- Dlaczego tak nieodpowiedzialnie
rzuciłeś się na nich – zapytałem, mimo iż parę chwil temu
czekałem, aż się zmieni.
- Bo jesteśmy przyjaciółmi, ty Arek
musisz przeżyć, jesteś dobrym przywódcą i dobrze ich
poprowadzisz, ja i tak bym się zmienił, nie mogliście na to
czekać, ruszajcie do domu i uratujcie wszystkich, dziękuje za czas
jaki z wami spędziłem, proszę o jedno dobij mnie, nie pozwól
zamienić mi się w jednego z nich.
Podniosłem się z kolan i wycelowałem
broń – żegnaj przyjacielu – strzeliłem. - Dobra idziemy jeśli
się pospieszymy możemy przegonić tych, którzy eskortują
sztywnych i ostrzec naszych.
- Myślicie, że uda Wam się to
przeżyć? Nawet jeśli teraz uciekniecie, to i tak jesteście
martwi.
- Zamknij się – wykrzyczeliśmy
wszyscy.
- Co robimy z nim? - Mikun spojrzał na
mnie wymownie, wiedziałem co mówi ten wzrok, nie chce zostawić go
tutaj żywego.
- Poczekaj – powiedziałem – tym
razem nie popełnię żadnego błędu – podszedłem do mięśniaka
ponownie sięgając po broń – jakieś ostatnie słowa.
- Pierdol się.
- Tak myślałem – pociągnąłem za
spust kończąc jego żywot, jeden zero dla Nas, nawet nie będę
czuć wyrzutów sumienia, zrobię wszystko by ratować mój dom i
rodzinę.
Pozbieraliśmy cały nasz sprzęt i
wybiegliśmy z bloku widząc sylwetki szwendaczy, zmierzali w naszym
kierunku zwabione strzałami. Pobiegliśmy w drugą stronę,
oddalając się od zagrożenia, ale także byliśmy coraz dalej,
zamiast bliżej wyjazdu z miasta, musimy jakoś się tam przedostać.
- Potrzebny nam środek transportu w
przeciwnym wypadku nic nie zdziałamy, ponadto pada śnieg i jest
coraz zimniej. - krzyknął Krystian.
- Nie koniecznie – odparłem.
- Masz plan? - zapytał Mikun.
- Jeśli to co mówił tamten jest
prawdą to ta dwójka prowadzi sztywnych na nasz obóz, Judyta nie
znała dobrze tych rejonów, więc poprowadziła ich zapewne trasą
przez Białe Błota, dodatkowo skoro prowadzą sztywnych, którzy
zbyt szybcy nie są muszą jechać powoli. Mamy dwie opcję
posiadając tą wiedzę. Pierwsza tracimy czas na szukanie auta,
jedziemy za nimi ryzykując, że gdy ich dogonimy to wpadniemy prosto
na całą masę szwendaczy, których prowadzą, druga idziemy na
pieszo, podążając skrótami, które znamy i wyprzedzając ich,
przy okazji jeśli uda nam się ich wyprzedzić zawsze można
umieścić jakąś barykadę na drodze i zwolnić pochód, osobiście
stawiał bym na drugą opcję nie mamy czasu teraz na poszukiwanie
sprawnego samochodu.
- Druga opcja wydaje się rozsądna,
jeśli faktycznie uda nam się ich dogonić, możemy też dotrzeć za
późno, jednak to fakt szukanie auta może Nas tak samo zgubić. -
Mikun wyraził swoje zdanie.
Krystian chciał też coś dodać od
siebie, gdy go uprzedziłem – Jeśli będziemy się tak ociągać
to na pewno nie dogonimy karawany trupów, trzeba zdecydować.
- Jestem za drugą opcją – krzyknął
Krystian tym samym kończąc całą dyskusje.
Po rozmowie zorientowaliśmy się
dokładnie w naszym położeniu, aż tak daleko od błonia nie
byliśmy. Po dwudziestominutowym biegu znaleźliśmy się na wylocie
z Bydgoszczy, ulice miasta były teraz puste zapewne ze względu
ściągnięcia całego zagrożenia przez auta, to działało na naszą
korzyść, swobodnie się przemieszczaliśmy nie martwiąc się o
zaskoczenie, co prawda spoczywać na laurach nie ma co, dalej
jesteśmy daleko od domu, a nie wiadomo kiedy reszta tamtej bandy
wróci do tamtego bloku i ruszy za nami w pościg, na takie
ewentualności musieliśmy się przygotować i mimo tego, że
byliśmy wyczerpani ciągłym biegiem, nie mogliśmy się zatrzymać.
Z oddali dostrzegliśmy światła poruszających się dwóch
samochodów, dodatkowo w tej ciszy dało się teraz usłyszeć jęk
całej hordy jaka podążała za nimi.
- Jeszcze nie wjechali na Białe,
biegnąc intensywnie lasem, możemy nadgonić cały ten pochód i
przygotować z przodu jakąś zasadzkę, bądź barykadę. -
pośpieszyłem i zmotywowałem towarzyszy.
- Najważniejsze to zatrzymać te
samochody, wtedy na spokojnie uda nam się dotrzeć do domu i
przygotować do ucieczki. - Gdy Krystian to powiedział, oboje
spojrzeliśmy na niego. - No co? Chyba nie macie zamiaru zostać w
naszym obozie, skoro o Nas wiedzą, to cały czas będą próbować
Nas wykończyć.
- Wiemy Krystian – uspokoiłem go –
po prostu nikt z Nas nie myślał jeszcze o tym, gdzie się udamy,
ale na to nie ma teraz czasu, w drogę .
Czym prędzej wyruszyliśmy w drogę,
brudni, zmęczeni i źli, cały czas zastanawiałem się skąd o Nas
wiedzieli przed spotkaniem z Judytą, kiedy popełniliśmy błąd,
może obserwowali Nas, gdy byliśmy tu ostatnim razem pomagając
Mikunowi wydostać się z tego miasta, a może to był ten młody,
którego oszczędziłem wtedy, może on ich odnalazł i powiedział o
grupie osób, która jest w pobliżu. Mam nadzieje, że nie będzie
dane mi się tego dowiedzieć, obyśmy zdążyli dotrzeć do domu,
zebrać rodzinę i uciec. Biegliśmy ile sił w nogach starając się
przegonić naszych przeciwników, jednocześnie nie robiąc zbytnio
hałasu by nie ściągnąć uwagi paru zombie.
- Czekajcie – stanąłem.
- O co chodzi, już prawie ich
dogoniliśmy – krzyknął Krystian – nie możemy się teraz
zatrzymać.
- Sprawmy by i oni się zatrzymali.
- Jak? – zapytał Mikun.
- Strzałami. Nie wyczerpujcie
magazynków, ale oddajmy parę strzałów co kawałek, w końcu
szwendacze się tym zainteresują co spowolni cały pochód.
Przyjaciele postanowili mi zaufać i
zaakceptować mój pomysł biegliśmy wystrzeliwując co jakiś czas,
plan nawet się powiódł, sztywni zaczęli interesować się hałasem
dobiegającym z lasu, zauważyli to też kierowcy aut, którzy
zwolnili i patrzeli na to co trupy wyprawiają, jednak po paru
chwilach zdali sobie sprawę, że coś jest nie tak i klaksonem
zwabiali je z powrotem w swoją stronę, mimo ich dość szybkiej
reakcji mieliśmy wystarczająco dużo czasu by nadgonić hordę. Po
wyczerpującym biegu, wbiegliśmy do miasteczka, mając dosłownie za
sobą całą marsz umarłych, udało nam się ich przegonić.
Ukryliśmy się dość blisko i
wypatrywaliśmy nadjeżdżających pojazdów, gdy tylko znalazły się
w naszym polu widzenia zaczęliśmy strzelać, niestety szybko
zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to na nic, umocnili samochody
dodając wszędzie blachy, nawet na oknach zostawiając małą
szczelinę widoczności na przedniej szybie, nie byliśmy wyborowymi
strzelcami, więc trafienie tam, gdzie jest luka nie przyjdzie łatwo,
sztywni tym razem w ogóle nie zainteresowani się strzałami,
samochody non stop wydawało z siebie dźwięk klaksonu skutecznie
zagłuszając wszystko dookoła.
- Co robimy, nie zdążymy przygotować
barykady, ani ich zatrzymać, nawet biegnąc skrótami i docierając
do domu w miarę szybko możemy nie zdążyć uciec na tyle daleko. -
stwierdził Mikun, i miał racje, na szczęście wpadł mi do głowy
pewien szalony plan, który może się udać.
- Chodźcie za mną szybko –
wykrzyczałem.
Dobiegliśmy prawie na sam koniec
miasteczka skąd droga prowadziła na Poznań albo skręcając w
prawo w stronę Murowańca i Drzewiec, ale to nie koniec, na samym
końcu znajdowała się stacja benzynowa z punktem wymiany butli
gazowych, ogromna masa ładunku wybuchowego, ten dźwięk i płomienie
na pewno ściągną sztywnych w to miejsce.
- Co masz zamiar zrobić? - zapytał
Krystian z Mikunem.
- Zgromadzimy wszystkie butle w jednym
miejscu w środku budynku stacji i otworzy je by gaz się ulatniał,
gdy pościg będzie dostatecznie blisko osoba, która tutaj zostanie
zapali ogień dzięki czemu wszystko wyleci w powietrze.
- Jednocześnie zabijając tą osobę –
skutecznie zauważył Mikun.
- Nie każe nikomu z Was tego robić,
pomóżcie mi tylko ustawić te butle, a później ruszajcie do domu,
zbierzcie wszystkich i uciekajcie.
- Nie, nie możemy pozwolić ci na
poświęcenie się, nie po to Miłosz dał zabić, sam powiedział,
że musisz przeżyć. - protestował Krystian.
- Najwidoczniej musiałem przeżyć
właśnie do tej chwili, jeśli to jest cena za ratunek Was
wszystkich, to ją zapłacę.
Urwałem rozmowę zabierając się do
pracy dużo czasu nie zostało do ich nadejścia, parę chwil później
wszystko było gotowe, a horda zbliżała się. Czas zacząć
przedstawienie.
- Dobra uciekajcie dalej sobie poradzę.
- Na pewno wiesz co robisz i co chcesz
zrobić – mój brat spojrzał na mnie.
- Innego wyjścia nie ma, ktoś musi to
zrobić a ja nie pozwolę na to nikomu innemu, powiedz Karolinie.
- Wiem, spokojnie powiem, zadbamy o
Twoją żonę i córkę – gdy to powiedział uściskaliśmy się,
wymieniłem ten sam uścisk z Krystianem.
- Idźcie już, musicie dotrzeć jak
najszybciej. - oddałem im pistolet, mi nie będzie potrzebny,
widziałem jak biegną w stronę lasu prowadzącego na skróty do
Drzewiec. Żegnajcie przyjaciele, czas rozpocząć przestawienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz