środa, 22 stycznia 2020

Rozdział Dziewiętnasty - Poświęcenie

No i mamy przedostatni rozdział tomu pierwszego.
Jak zapowiadałem na rozdział dwudziesty chwile zaczekacie, mam nadzieję, że ten rozdział zaskoczy co niektórych.
Zapraszam do lektury.
            Siedzieliśmy po uszy w gównie, skąd o Nas wiedzieli, co zrobić jak się wydostać z tej sytuacji?
            - Czego chcecie? – zapytałem.
            - Jak mówiłem, porozmawiamy sobie zanim wróci nasz szef – powiedział bardziej umięśniony i wyższy napastnik widać, że spośród tej dwójki to on jest od myślenia.
            - To może nie traćcie naszego czasu i przejdźcie do rzeczy – odparł nerwowo Mikun.
            - O widzę ktoś tu dalej wyszczekany jest, jak na sytuacje w jakiej się znaleźliście. Dalej myślicie, że coś zdziałacie? Od jakiegoś czasu Was poszukujemy, macie dobrze ukryte schronienie, ale i to się zmieni.
            - Od dawna? Jak to? - zapytał Krystian.
            - O tak wiemy o Was dość długo, a dzisiaj dowiedzieliśmy się wszystkiego. Spotkaliśmy waszą przyjaciółkę Judytę, aczkolwiek raczej blisko z wami nie była, skoro uciekła. Złapaliśmy ją, miała bardzo dużo zapasów, dodatkowo młoda, ładna, chcieliśmy to dobrze wykorzystać, ale wtedy zaproponowała solidną wymianę.
            - Jaką wymianę? – zapytałem.
            - Zaproponowała, że da nam połowę swoich zapasów, i informacje na temat obozu, gdzie jest ich znacznie więcej w zamian za wypuszczenie jej. Długo nie musieliśmy rozważać, szczególnie, że tak jak mówiłem szukamy Was od jakiegoś czasu. Wiedziała także, że ruszycie w pościg dzięki czemu mogliśmy przygotować zasadzkę. Opowiadała nam troszkę o Was, staracie się unikać żywych, Wasz przywódca jest podobno miękki, ale potrafi przetrwać i ma niby dobre pomysły. Nasz szef wraz z paroma ludźmi pojechali jako eskorta pomóc wydostać się jej z Bydgoszczy i niebawem wrócą, wtedy zacznie się rzeź niewiniątek.
            - Co zabijecie Nas i co dalej, pojedziecie do naszego obozu i będziecie próbować sforsować nasze umocnienia, na wasze nieszczęście przygotowani jesteśmy na ewentualne ataki i mamy dobrze zabezpieczony obóz, ponadto pożywienia starczy nam na bronienie się przez długi czas, a skoro zabraliście Judycie połowę zapasów to znaczy, że wy tego komfortu nie posiadacie. - troszkę przekoloryzowałem sytuację, jednak chciałem dowiedzieć się czegoś więcej, może jakimś cudem uda nam się wydostać i jakkolwiek kontratakować.
            - Zabawny jesteś myśląc, że się wybronicie, jednak teraz wiem który z Was jest tym, który ma na imię Arek i jest przywódcą, ty pierwszy zginiesz, ale przed śmiercią powiem Wam co się stanie w końcu i tak nie wyjdziecie stąd żywi. Dwójka naszych kolegów zbiera sztywnych, całą masę za pomocą samochodów, które troszkę usprawniliśmy by przypadkiem szwendacze nie zatrzymały ich i prowadzą ich w stronę waszego obozu, my nie musimy się przebijać, poczekamy aż zrobią to umarli i wtedy ich odciągniemy i wejdziemy po swoje. Jednym słowem koniec waszej marnej egzystencji w tym zwariowanym świecie, nie dożyjecie na tyle długo by zobaczyć czy ludzkości uda się przetrwać.
            Kurwa tego się nie spodziewałem, nie miałem żadnego pomysłu, jak wyjść cało z tej sytuacji, ta dwójka cały czas miała wycelowane w Nas pistolety, najmniejszy ruch i będzie koniec, ale jeśli nic nie zrobimy to i tak będzie koniec. Niedługo wróci ich szef i wtedy będziemy bez szans na wydostanie, dodatkowo wszyscy w Drzewcach są w niebezpieczeństwie musimy ich ostrzec.
            Zapadła cisza, nikt się nie odzywał, nawet ta dwójka, która Nas złapała, widzieliśmy też, że Miłosz już dłużej nie wytrzyma i zaraz się zmieni. To może być dla Nas szansa, jeśli zdąży się zmienić zanim przyjadą wszyscy, to może odwrócić uwagę i dać nam czas na ucieczkę, był naszym towarzyszem, głupio tak myśleć i czekać na to aż umrze i powstanie jako zarażony, ale to jest jedyna opcja byśmy mogli uratować naszą rodzinę.
            - Gotowi? – odezwał się słaby głos wspomnianego przyjaciela.
Nikt nie zdążył nic powiedzieć i odpowiednio zareagować, gdy Miłosz ostatkami sił podniósł się i rzucił w stronę napastników, był jeszcze na tyle szybki, że powalił tego, który wcześniej w pojedynkę zaatakował mnie i Krystiana. Byliśmy w lekkim szoku, jednak zareagowaliśmy w miarę szybko wstając, usłyszeliśmy wystrzał pistoletu, Miłosz krwawił dostał kulą w brzuch. Mikun zdążył wyjąć pistolet, o którym nie wiedziała tamta dwójka i celnym strzałem załatwił mniej wygadanego. Drugi nie miał już teraz szans w starciu z nami, mój brat wycelował teraz w niego a ja z Krystianem byliśmy gotowi zaatakować, gdyby jednak postanowił z nami próbować dalej walczyć. Jednak poddał się, zabrałem swój pistolet od martwego napastnika który został mi odebrany, a ten od żyjącego mięśniaka dałem Krystianowi, w jakiś sposób byliśmy chociaż trochę uzbrojeni. Podszedłem do konającego Miłosza i klęknąłem.
            - Dlaczego tak nieodpowiedzialnie rzuciłeś się na nich – zapytałem, mimo iż parę chwil temu czekałem, aż się zmieni.
            - Bo jesteśmy przyjaciółmi, ty Arek musisz przeżyć, jesteś dobrym przywódcą i dobrze ich poprowadzisz, ja i tak bym się zmienił, nie mogliście na to czekać, ruszajcie do domu i uratujcie wszystkich, dziękuje za czas jaki z wami spędziłem, proszę o jedno dobij mnie, nie pozwól zamienić mi się w jednego z nich.
            Podniosłem się z kolan i wycelowałem broń – żegnaj przyjacielu – strzeliłem. - Dobra idziemy jeśli się pospieszymy możemy przegonić tych, którzy eskortują sztywnych i ostrzec naszych.
            - Myślicie, że uda Wam się to przeżyć? Nawet jeśli teraz uciekniecie, to i tak jesteście martwi.
            - Zamknij się – wykrzyczeliśmy wszyscy.
            - Co robimy z nim? - Mikun spojrzał na mnie wymownie, wiedziałem co mówi ten wzrok, nie chce zostawić go tutaj żywego.
            - Poczekaj – powiedziałem – tym razem nie popełnię żadnego błędu – podszedłem do mięśniaka ponownie sięgając po broń – jakieś ostatnie słowa.
            - Pierdol się.
            - Tak myślałem – pociągnąłem za spust kończąc jego żywot, jeden zero dla Nas, nawet nie będę czuć wyrzutów sumienia, zrobię wszystko by ratować mój dom i rodzinę.
            Pozbieraliśmy cały nasz sprzęt i wybiegliśmy z bloku widząc sylwetki szwendaczy, zmierzali w naszym kierunku zwabione strzałami. Pobiegliśmy w drugą stronę, oddalając się od zagrożenia, ale także byliśmy coraz dalej, zamiast bliżej wyjazdu z miasta, musimy jakoś się tam przedostać.
            - Potrzebny nam środek transportu w przeciwnym wypadku nic nie zdziałamy, ponadto pada śnieg i jest coraz zimniej. - krzyknął Krystian.
            - Nie koniecznie – odparłem.
            - Masz plan? - zapytał Mikun.
            - Jeśli to co mówił tamten jest prawdą to ta dwójka prowadzi sztywnych na nasz obóz, Judyta nie znała dobrze tych rejonów, więc poprowadziła ich zapewne trasą przez Białe Błota, dodatkowo skoro prowadzą sztywnych, którzy zbyt szybcy nie są muszą jechać powoli. Mamy dwie opcję posiadając tą wiedzę. Pierwsza tracimy czas na szukanie auta, jedziemy za nimi ryzykując, że gdy ich dogonimy to wpadniemy prosto na całą masę szwendaczy, których prowadzą, druga idziemy na pieszo, podążając skrótami, które znamy i wyprzedzając ich, przy okazji jeśli uda nam się ich wyprzedzić zawsze można umieścić jakąś barykadę na drodze i zwolnić pochód, osobiście stawiał bym na drugą opcję nie mamy czasu teraz na poszukiwanie sprawnego samochodu.
            - Druga opcja wydaje się rozsądna, jeśli faktycznie uda nam się ich dogonić, możemy też dotrzeć za późno, jednak to fakt szukanie auta może Nas tak samo zgubić. - Mikun wyraził swoje zdanie.
            Krystian chciał też coś dodać od siebie, gdy go uprzedziłem – Jeśli będziemy się tak ociągać to na pewno nie dogonimy karawany trupów, trzeba zdecydować.
            - Jestem za drugą opcją – krzyknął Krystian tym samym kończąc całą dyskusje.
            Po rozmowie zorientowaliśmy się dokładnie w naszym położeniu, aż tak daleko od błonia nie byliśmy. Po dwudziestominutowym biegu znaleźliśmy się na wylocie z Bydgoszczy, ulice miasta były teraz puste zapewne ze względu ściągnięcia całego zagrożenia przez auta, to działało na naszą korzyść, swobodnie się przemieszczaliśmy nie martwiąc się o zaskoczenie, co prawda spoczywać na laurach nie ma co, dalej jesteśmy daleko od domu, a nie wiadomo kiedy reszta tamtej bandy wróci do tamtego bloku i ruszy za nami w pościg, na takie ewentualności musieliśmy się przygotować i mimo tego, że byliśmy wyczerpani ciągłym biegiem, nie mogliśmy się zatrzymać. Z oddali dostrzegliśmy światła poruszających się dwóch samochodów, dodatkowo w tej ciszy dało się teraz usłyszeć jęk całej hordy jaka podążała za nimi.
            - Jeszcze nie wjechali na Białe, biegnąc intensywnie lasem, możemy nadgonić cały ten pochód i przygotować z przodu jakąś zasadzkę, bądź barykadę. - pośpieszyłem i zmotywowałem towarzyszy.
            - Najważniejsze to zatrzymać te samochody, wtedy na spokojnie uda nam się dotrzeć do domu i przygotować do ucieczki. - Gdy Krystian to powiedział, oboje spojrzeliśmy na niego. - No co? Chyba nie macie zamiaru zostać w naszym obozie, skoro o Nas wiedzą, to cały czas będą próbować Nas wykończyć.
            - Wiemy Krystian – uspokoiłem go – po prostu nikt z Nas nie myślał jeszcze o tym, gdzie się udamy, ale na to nie ma teraz czasu, w drogę .
            Czym prędzej wyruszyliśmy w drogę, brudni, zmęczeni i źli, cały czas zastanawiałem się skąd o Nas wiedzieli przed spotkaniem z Judytą, kiedy popełniliśmy błąd, może obserwowali Nas, gdy byliśmy tu ostatnim razem pomagając Mikunowi wydostać się z tego miasta, a może to był ten młody, którego oszczędziłem wtedy, może on ich odnalazł i powiedział o grupie osób, która jest w pobliżu. Mam nadzieje, że nie będzie dane mi się tego dowiedzieć, obyśmy zdążyli dotrzeć do domu, zebrać rodzinę i uciec. Biegliśmy ile sił w nogach starając się przegonić naszych przeciwników, jednocześnie nie robiąc zbytnio hałasu by nie ściągnąć uwagi paru zombie.
            - Czekajcie – stanąłem.
            - O co chodzi, już prawie ich dogoniliśmy – krzyknął Krystian – nie możemy się teraz zatrzymać.
            - Sprawmy by i oni się zatrzymali.
            - Jak? – zapytał Mikun.
            - Strzałami. Nie wyczerpujcie magazynków, ale oddajmy parę strzałów co kawałek, w końcu szwendacze się tym zainteresują co spowolni cały pochód.
           Przyjaciele postanowili mi zaufać i zaakceptować mój pomysł biegliśmy wystrzeliwując co jakiś czas, plan nawet się powiódł, sztywni zaczęli interesować się hałasem dobiegającym z lasu, zauważyli to też kierowcy aut, którzy zwolnili i patrzeli na to co trupy wyprawiają, jednak po paru chwilach zdali sobie sprawę, że coś jest nie tak i klaksonem zwabiali je z powrotem w swoją stronę, mimo ich dość szybkiej reakcji mieliśmy wystarczająco dużo czasu by nadgonić hordę. Po wyczerpującym biegu, wbiegliśmy do miasteczka, mając dosłownie za sobą całą marsz umarłych, udało nam się ich przegonić.
            Ukryliśmy się dość blisko i wypatrywaliśmy nadjeżdżających pojazdów, gdy tylko znalazły się w naszym polu widzenia zaczęliśmy strzelać, niestety szybko zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to na nic, umocnili samochody dodając wszędzie blachy, nawet na oknach zostawiając małą szczelinę widoczności na przedniej szybie, nie byliśmy wyborowymi strzelcami, więc trafienie tam, gdzie jest luka nie przyjdzie łatwo, sztywni tym razem w ogóle nie zainteresowani się strzałami, samochody non stop wydawało z siebie dźwięk klaksonu skutecznie zagłuszając wszystko dookoła.
            - Co robimy, nie zdążymy przygotować barykady, ani ich zatrzymać, nawet biegnąc skrótami i docierając do domu w miarę szybko możemy nie zdążyć uciec na tyle daleko. - stwierdził Mikun, i miał racje, na szczęście wpadł mi do głowy pewien szalony plan, który może się udać.
            - Chodźcie za mną szybko – wykrzyczałem.
            Dobiegliśmy prawie na sam koniec miasteczka skąd droga prowadziła na Poznań albo skręcając w prawo w stronę Murowańca i Drzewiec, ale to nie koniec, na samym końcu znajdowała się stacja benzynowa z punktem wymiany butli gazowych, ogromna masa ładunku wybuchowego, ten dźwięk i płomienie na pewno ściągną sztywnych w to miejsce.
            - Co masz zamiar zrobić? - zapytał Krystian z Mikunem.
            - Zgromadzimy wszystkie butle w jednym miejscu w środku budynku stacji i otworzy je by gaz się ulatniał, gdy pościg będzie dostatecznie blisko osoba, która tutaj zostanie zapali ogień dzięki czemu wszystko wyleci w powietrze.
            - Jednocześnie zabijając tą osobę – skutecznie zauważył Mikun.
            - Nie każe nikomu z Was tego robić, pomóżcie mi tylko ustawić te butle, a później ruszajcie do domu, zbierzcie wszystkich i uciekajcie.
            - Nie, nie możemy pozwolić ci na poświęcenie się, nie po to Miłosz dał zabić, sam powiedział, że musisz przeżyć. - protestował Krystian.
            - Najwidoczniej musiałem przeżyć właśnie do tej chwili, jeśli to jest cena za ratunek Was wszystkich, to ją zapłacę.
            Urwałem rozmowę zabierając się do pracy dużo czasu nie zostało do ich nadejścia, parę chwil później wszystko było gotowe, a horda zbliżała się. Czas zacząć przedstawienie.
            - Dobra uciekajcie dalej sobie poradzę.
            - Na pewno wiesz co robisz i co chcesz zrobić – mój brat spojrzał na mnie.
            - Innego wyjścia nie ma, ktoś musi to zrobić a ja nie pozwolę na to nikomu innemu, powiedz Karolinie.
            - Wiem, spokojnie powiem, zadbamy o Twoją żonę i córkę – gdy to powiedział uściskaliśmy się, wymieniłem ten sam uścisk z Krystianem.
            - Idźcie już, musicie dotrzeć jak najszybciej. - oddałem im pistolet, mi nie będzie potrzebny, widziałem jak biegną w stronę lasu prowadzącego na skróty do Drzewiec. Żegnajcie przyjaciele, czas rozpocząć przestawienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz