niedziela, 29 września 2019

Rozdział Czternasty - Zdrada

Nareszcie wracamy z dalszą częścią historii, przepraszam za zwłokę i zapraszam do czytania kolejnego rozdziału Bez Życia.



        Miłosz gnał jak szalony próbując wydostać się z miejscowości, musieliśmy go uspokajać, żeby zwolnił, nikt nie chciał by przez pośpiech spowodował wypadek lub uszkodzenie auta. Wyjechaliśmy z zabudowań niestety dalej nie byliśmy bezpieczni, strzały niosły się daleko, do tego nie ostrożna a zarazem głośna jazda zwabiała sztywnych z każdej okolicy.
        Wychodzili ze wszystkich stron, nie zagrażali nam aż tak bardzo ze względu odległości i tempa ich poruszania , jednak jeśli dalej będą tak wychodzić i zwabiać siebie nawzajem możemy mieć problem i nie zgubić pościgu do czasu dotarcia w okolice obozu. 
        Jechaliśmy tak parę kilometrów dostając się z powrotem do Rynarzewa, miejsca, w którym byliśmy wcześniej i gdzie Karolina wykazała się umiejętnościami. Wcześniej pusta na pozór mieścina okazała się jednak nie tak wymarła, zwabione hałasami martwe istoty i tutaj się wynurzyły. Zbyt późno by nasz kierowca mógł zareagować.
        Wjechaliśmy prosto w około 20 szwendaczy, po paru metrach siłowania się z kierownicą nasz samochód ustąpił uderzając prosto w dawno już nie działający słup sygnalizacji świetlnej, który pękł i spadł na ziemie by nigdy więcej nie stanąć na swoim miejscu, kolejny dowód upadku cywilizacji.
Wyskoczyliśmy z samochodu przyjmując postawę obroną w gotowości do walki, paru sztywnych potrąconych przez Nas podniosło się na nogi i kierowali swoje kroki w naszą stronę wraz z innymi pobratymcami, którzy zbierali się z okolicy. Każdy z grupy wiedział, ze nie mamy szans zabić wszystkich, musimy brać nogi za pas i uciekać. Daleko do domu nie mamy, musimy opuścić Rynarzewo przejść przez Zamość i wtedy lasem możemy na skróty wylądować w Drzewcach około piętnaście kilometrów drogi, w odpowiednim tempie możemy się dobrze uwinąć, oczywiście jeśli nie zaskoczą Nas inni martwi.
        - Uciekamy- krzyknąłem.
        - Zapasy, a co ze wszystkimi zapasami, które zebraliśmy narażając życie. - odezwał się Krystian.
        - Kurwa z tego wszystkiego zapomniałem, Patrycja, Krystian, Karolina bierzcie wszystko z samochodu jak najszybciej możecie Miłosz i ja kupimy Wam trochę czasu.
        - Przyjąłem – odezwał się Krystian i zabrał moją żonę, która już chciała wyrazić sprzeciw i zostać nam pomóc.
        Spojrzałem na żonę mówiąc jej, że nie ma czasu na inne ustalenia i kłótnie, bo musimy się spieszyć. W jedną rękę chwyciłem pistolet a w drugą pręt, co prawda ogranicza to moje siły w uderzeniu prętem i narażam się na wybicie barku przy złym strzale z pistoletu, to nie są filmy i gry wideo, gdzie wszystko jest takie proste, ale muszę zagwarantować ekipie dostatecznie dużo czasu na ucieczkę nawet tak bardzo ryzykując.
        Pierwsi zombie zbliżyli się wystarczająco byśmy nawiązali walkę, uderzałem co rusz prętem niestety trafiając tylko jednego z czterech, którzy podeszli do mnie, następnego wykończyłem strzałem z pistoletu, co prawda tak jak słyszałem złe ułożenie przy wystrzale może uszkodzić rękę a ja poczułem lekki ból w łokciu. Dwójka napastników nie czekała, aż przestanie mnie boleć i jakoś się pozbieram, od razu mnie zaatakowali i gdyby nie interwencja mojego towarzysza, który uporał się z trójką innych sztywnych byłbym martwy.
        Chwile naszej chwały nie trwały zbyt długo kolejni przeciwnicy zbliżali się i to w dwa razy większej grupie. Stanąłem wraz z Miłoszem przygotowani do walki, nie wyglądało to dobrze, dwudziestu sztywnych zbliżało się w kierunku naszej dwójki. Bez ostrzeżenia ruszyłem naprzeciw nim, nie miałem zamiaru czekać w postawie defensywnej, trzeba było zaatakować. Zamachnąłem się  wystarczająco mocno by jakiś facet w podartym garniturze padł, następnie pchnąłem pręt prosto w głowę staruszce, gdy chciałem powalić kolejnego sztywnego inny złapał mnie za rękę. Już czułem zęby około czterdziestoletniej kobiety na ręku, gdy do akcji wkroczył nasz kierowca obezwładniając kobietę a wraz z nią dość młodego chłopaka, który zapewne chodził jeszcze do gimnazjum.
        Niestety to dalej było za mało coraz bardziej byliśmy otoczeni, po krótkim rozejrzeniu się usłyszałem krzyk mojego kolegi, zombie, który kiedyś był dziadkiem dorwał go i ugryzł w bark, byliśmy zgubieni.
        Na pomoc wkroczył Krystian odganiając chociaż na chwilę truposzy, podniósł Miłosza z ziemi, w tym czasie Karolina i Patrycja zdążyły do Nas dobiec. 
        - Wszystko z samochodu zabrane – oznajmiła moja żona.
        - Dobrze, szybko Krystian bierz Miłosza i uciekamy szybko w stronę Zamościa i lasu.
        - Czemu akurat las, dopada nas zmrok, możemy się zgubić – Patrycja krzyknęła.
        - W lesie mamy większe szanse na przeżycie i zgubienie nieumarłych, bez dyskusji nie mamy na to czasu, szybko uciekamy.
        Mój szwagier chwycił ugryzionego, a ja zabrałem większe ciężary od dziewczyn, zaczęliśmy biec. Biegliśmy jak szaleni, aż minęliśmy Zamość i mogliśmy wbiec w las, wtedy zarządziłem chwilę odpoczynku.
        - Musimy odsapnąć, zostawiliśmy zombie w tyle zanim tu dotrą chwila minie, ponadto – spojrzałem na Miłosza – trzeba się nim zająć.
        - Nic mi nie jest – zakomunikował.
        - Ugryźli Ciebie, raczej ratunku już nie ma.
        - Naprawdę nic mi nie jest, byłem przerażony ugryzieniem ale w trakcie biegu obejrzałem bark, wszystko jest ok.
        - Jak to? pokaż. – Krystian podbiegł do rannego.
Miłosz ściągnął bluzę i faktycznie było tak jak powiedział zero rany a także zadrapania.
        - Jak to możliwe? – spytała Karolina.
        - Dzięki temu, że byłem dość grubo ubrany nie dał rady się przebić, naruszył tylko ubiór, chyba ktoś jeszcze w tym zwariowanym świecie nade mną czuwa.
        - Ja pierdole to ja z Krystianem niesiemy ciężary a Ty sobie biegniesz bez niczego i nic nam nie powiedziałeś.
        - Nie było na to czasu, trzeba było wynosić się jak najszybciej, cały czas w biegu i nie było kiedy poinformować Was o tym.
        - Dobra, dobra już się nie tłumacz, całe szczęście, że mimo wszystko nic Ci nie jest, zbierajmy się już w oddali można dostrzec pierwsze sylwetki szwendaczy.
        Rozdzieliliśmy ciężar między wszystkich by nikt nie dźwigał za dużo, czas na dalszą wędrówkę. W momencie wyjścia w Murowańcu skąd było tylko dziesięć minut drogi do naszego domu zauważyliśmy w oddali światła samochodu, jechał w zupełnie innym kierunku niż my zmierzaliśmy, ale to znaczy że nie jesteśmy w pobliżu sami, pozostaje jedynie nadzieja, że nikt o Nas nie wie.
        Było już całkowicie ciemno, noc w pełni, nie było Nas długo, dobrze że uprzedziliśmy naszych by w takim wypadku się nie martwili i odpoczywali.
        Po dziesięciu minutach marszu dotarliśmy pod dom, gdy tylko zobaczyliśmy z oddali ogrodzenie wszyscy z marszu przeszliśmy do biegu, brama była otwarta, światła w domu się paliły i zniknął jeden z samochodów, coś się musiało stać. Wbiegliśmy na teren naszego obozu, zero śladów walki, nic nie było widać, dobiegłem do drzwi pierwszy, szarpnąłem za klamkę była otwarta. Miałem już najgorsze wizje, zajrzeliśmy do środka.
        Wszyscy byli cali i zdrowi, ale nikt nie miał powodu do śmiechu, każdy siedział jak na skazanie.
        - Co się stało?
        - Nie widzisz – Mikun spojrzał na mnie – brakuje jednej osoby.
Popatrzeliśmy po pokoju.
        - Gdzie Judyta?
        - Uciekła, zabierając samochód i połowę zapasów.
        - Co? Niemożliwe, nie zrobiła by tego – Miłosz nie dowierzał.
Odwróciłem się w jego stronę odbezpieczając pistolet.
        - Gdzie ona jest? - spytałem. - to Twoja dziewczyna, razem podróżowaliście, byliście blisko siebie, planowaliście to?
        - Nie, uwierzcie mi nie, nic o tym mi nie wiadomo, nie wiem gdzie mogła się udać. Arek uwierz mi jestem po waszej stronie i nie zdradziłbym bym Was.
        - Niech będzie, że na razie postaram się Ciebie nie zabić, ale nie licz na moje pełne zaufanie w zaistniałej sytuacji. - mówiąc to odwróciłem się w stronę reszty. - Jak to się kurwa stało.
        - Spaliśmy – odpowiedział Mikun.
        - Spaliście?
        - Tak spaliśmy, gdy pojechaliście Judyta zaproponowała zajęcie się Tosią i objęciem warty, mówiła, że w końcu musi się do czegoś przydać i że nie chce być tylko kulą u nogi. Wszyscy się zgodziliśmy, każdy z Nas chciał trochę odpoczynku, dodatkowo w końcu mało przydatna osoba chciała coś zrobić, jak Ty byś postąpił.
        - W sumie zapewne tak samo.
        - No właśnie, zapewne poczekała aż zaśniemy na dobre i zaczęła wynosić zapasy, później otworzyła bramę i odjechała, usłyszeliśmy tylko dźwięk silnika, myśleliśmy że to wy, a gdy już się zorientowaliśmy, że to ona odjeżdża nie było czasu na reakcję .
        - Kurwa, nasze zapasy – uderzyłem pięścią w ścianę i wtedy doznałem olśnienia, widzieliśmy samochód, gdy szliśmy, jechał w innym kierunku , to musiała być ona.
        - Mikun, pakuj się, Krystian ty też ruszamy.
        - Gdzie chcesz ruszać o tej godzinie – zapytała Olga.
        - Gdy tu wracaliśmy, widzieliśmy auto zmierzające w kierunku Bydgoszczy, myśleliśmy że to ktoś obcy, teraz dodałem dwa do dwóch i to była ona. Jakieś dwadzieścia minut temu, może uda nam się ją dogonić. Szybko panowie ruszamy.
        - Arek pozwól mi jechać z wami – Miłosz na mnie spojrzał – złapiemy ją odzyskamy zapasy a nawet jeśli będzie trzeba to zabiję ją by udowodnić Ci, że jestem po Waszej stronie, ponadto horda Szubińska i Bydgoska, dodatkowa para rąk może się przydać.
        - Jaka horda Szubińska? - spytał Sławek.
        - Dziewczyny wam streszczą, co się działo podczas naszej wyprawy, ja nie mam czasu, dobra panowie i Ty Miłosz, zbieramy się nie ma czasu do stracenia trzeba złapać zdrajcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz