niedziela, 2 czerwca 2019

Rozdział Dziesiąty - Nareszcie Wśród Swoich


No i docieramy do połowy pierwszego tomu. ten rozdział zamyka pierwszą fazę zombie apokalipsy i pierwszych dni w tym nowym świecie. Kolejny rozdział przyniesie nam lekki przeskok czasowy, nie większy niż dwa tygodnie. Tymczasem zapraszam do czytania. 

        Ruszyliśmy w drogę powrotną z nadzieją na brak kolejnych niespodzianek i nie potrzebnych postojów. Spędziliśmy parę godzin w niewoli i obecnie zegar na telefonie wskazywał godzinę dwudziestą pierwszą, na dworze panował mrok, mimo wszystko postanowiliśmy wracać po ciemku. Baliśmy się, że gdy nie będzie nas kolejnej nocy nasi bliscy z obozu mogą wyruszyć na poszukiwania. 

        Po mojej wcześniejszej podróży wiedziałem czego mniej więcej się spodziewać na Białych Błotach i okolicy. Nie mogliśmy iść prostą drogą ze względu na wysyp trupów na wylotówce, które widziałem jadąc do domu z przychodni. Wszyscy uzgodniliśmy, że będziemy iść lasem. Znam wystarczająco te okolice by wrócić do domu i nie narażać się na zauważenie przez zombie lub ludzi. Mikun po tym jak wymierzyłem w niego bronią nie odzywał się do mnie, między nami było czuć napięcie, będziemy musieli to wyjaśnić i się pogodzić dla dobra grupy.
        Przemierzając las bardzo powoli ze względu Sławka, który teraz ledwo się poruszał, usłyszeliśmy jego opowieść odnośnie naszego ratunku.
        Widział jak nasi oprawcy zbliżali się do nas, niestety nie miał jak nam przekazać tej informacji. Obserwował moment ataku na naszą dwójkę i zaciągnięcia nieprzytomnego Mikuna i mnie do pizzeri. Długo siedział i obmyślał plan ratunku tracąc na chwile czujność. Sztywny zaatakował go od tyłu i powalił, broniąc się i szarpiąc z trupem rozciął mu brzuch przez co flaki i krew wyleciały prosto na jego ubranie. Dobijając tego trupa zauważył kolejnego, który ku jego zdziwieniu zlekceważył naszego towarzysza.
        Wymieniłem z bratem spojrzenia, mimo kłótni i nieporozumień wiedzieliśmy co to oznacza.
        - Jeśli pokryjesz siebie ich flakami, krwią lub częściami ciała, będziesz dla nich nie widoczny – powiedziałem .
        - Doszedłem do tego samego wniosku – napomknął Graja – można to wykorzystać.
        - Nie za bardzo – Mikun popatrzył na zafascynowanego kolegę
        - Dlaczego?
        - Otóż pamiętaj, będziesz miał gdzieś ranę, przetarcie, wysmarujesz się i zarażenie murowane – Mikun ostudził zapał Graji.
        - Czyli co? Mamy z tego nie korzystać?
        - Lepiej nie – odpowiedziałem – ewentualnie, gdy nie będzie innego wyjścia.
        Wróciliśmy do opowieści ratunku. Po tym jak zombie zlekceważył Sławka ten spróbował go jakoś nakierować i prowadzić w stronę pizzeri, troszkę mu to zajęło, ale na szczęście się udało. To dało naszemu przyjacielowi do myślenia. Wiedział, że sam nie da rady nas ocalić pokonując trzech przeciwników, postanowił zebrać paręnaście zombie i zaatakować. Nie spodziewał się naszej współpracy z trzema bandytami, więc gdy ostatni zombie padał bez życia, musiał zaryzykować i mimo bolącej jak cholera nogi zacisnął zęby i pobiegł na jednego z oprawców, dając nam czas na reakcję.
         Po usłyszeniu tej historii wiedziałem, że dobrze zrobiłem zabierając mojego przyjaciela ze sobą, gdyby nie on to dawno temu byśmy nie żyli. Minęliśmy Białe Błota przechodząc przez las i słuchając historii, usiedliśmy w spokojnym miejscu. Potrzebna była chwila wytchnienia na odpoczynek i papierosa. Byliśmy w tym miejscu, którym udałem się samochodem do domu, spokojne leśne uliczki, tym tempem maksymalnie za dwie godziny będziemy na miejscu. Jeśli dalej jest tak spokojnie jak było to obejdzie się bez problemów.
        Po krótkim odpoczynku w milczeniu, wstaliśmy i pomaszerowaliśmy w dalszą drogę, mijając skład węgla o którym zapomniałem, gdy jechałem poprzednio. Wpadłem na pomysł by tu wrócić. Mamy listopad, węgiel się przyda do opału. Teraz, gdy praktycznie ludzi nie ma będziemy mieli go pod dostatkiem i bez problemu całą zimę powinniśmy mieć ciepło w domu.
        Dwudziestą trzecią godzinę wskazywał telefon, w momencie, w którym weszliśmy w zagajnik drzew prowadzący do naszego obozu. Budynek stał cały, dookoła nie było widać żadnych śladów walki, mimo wszystko czułem lekki niepokój. W domu panowała całkowita ciemność, nie było widać żadnego ruchu, z komina nie leciał dym. Może śpią, mówiłem sam do siebie, o niczym to nie świadczy, mieli nie zwracać na siebie uwagi, możliwe że za bardzo wzięli sobie to do serca.
Schowaliśmy się za drzewami, jeśli poza naszymi bliski jest tam ktoś jeszcze musimy uważać, nie wiadomo czy ktoś tam nie wszedł i nie uwięził ich, lepiej zbliżyć się po cichu i zorientować w sytuacji.
         Po cichutku pokonaliśmy ogrodzenie i skradając się zbliżyliśmy się do okna, po zaglądnięciu do środka nie zauważyliśmy nic dziwnego. Stanęliśmy pod drzwiami.
        - Mogliśmy wymyślić jakich znak puknięcia w drzwi żeby wiedzieli że to my – spojrzałem na Sławka.
        - To nie uzgodniliście takiej oczywistej rzeczy – zdziwiony spytał Mikun.
        - Wiesz jakoś nie było czasu, i nie mieliśmy głowy do tego ze względu na ratowanie Ciebie i wymyślenie jakiejś strategi.
        - O to teraz moja wina? Trzeba było nie przychodzić po mnie, nie musiał byś celować do mnie z broni.
        - Kurwa teraz zamierzasz się o to kłócić? Przesadziłem, tak przyznam się, nie chciałem byś zabijał kolejną osobę.
        - Skoro ty nie potrafisz i jesteś słaby to kto inny musi to robić. Za pierwszym razem dałeś mu żyć i widziałeś jak się to skończyło. Uciekł a później z kumplami chciał nas zabić, mimo wszystko ponownie go puściłeś, jeśli znowu nas zaatakuje z innymi to ja sam Ciebie zabije, albo oddam mu, bo to będzie Twoja wina.
        - Do trzech razy sztuka to samo powiedziałem młodemu, jeśli ponownie go ujrzę to tym razem się nie powstrzymam i wykończę go własnymi rękoma.
        - Może będzie dane mi to zobaczyć, może nie. Okaże się w przyszłości.
        Na koniec naszej małej wymiany zdań drzwi stanęły otworem, odskoczyliśmy z przyzwyczajenia chwytając za broń. Całe szczęście przed nami stała Karolina, która stwierdziła, że jeśli byśmy się skradali na ratunek, czy kogoś zabić to w sumie daliśmy dupy bo naszą kłótnie słyszy zapewne cała okolica.
        Odetchnąłem z ulgą widząc ukochaną całą i zdrową, po niej widać było że również stres i strach z niej zszedł, gdy zobaczyła mnie żywego. Za chwilę zjawiła się Olga i Patrycja, które również przywitały swoich facetów. Olga podziękowała mnie i Sławkowi za ratunek dla jej ukochanego. Weszliśmy do domu, by w końcu wypocząć, zmęczeni i brudni po podróży spoczęliśmy przy stole.
        - Gdzie byliście tak długo, co się z wami działo, dlaczego wracacie na piechotę? - zapytała Patrycja.
        - Mieliśmy dużo problemów podczas tego wypadu, dodatkowo Sławek miał mały wypadek, straciliśmy samochód, i trzeba było przejść całe miasto dookoła by tu dotrzeć to tak w skrócie – odparłem.
        - Nic Ci nie jest? - Patrycja spojrzała na chłopaka.
        - Żyję, to najważniejsze, noga mnie napierdala, ale złamana nie jest. Mimo wszystko daj mi ze dwa, trzy dni na odpoczynek od wypadów. - te ostatnie zdanie skierował w moją stronę.
        - Spoko, po tym jak nas ocaliłeś daje Ci dwa dni wolnego – odpowiedziałem, uśmiechając się.
        - Zaraz, zaraz – przerwała Karolina – to macie zamiar wyruszyć znowu gdzieś? Długo Was nie było martwiliśmy się i rano chcieliśmy wyruszać na poszukiwania.
        - No to całe szczęście zdążyliśmy – powiedziałem szyderzczo się uśmiechając – oczywiście że czeka nas kolejny wypad i to nie jeden, teraz trzeba umocnić ogrodzenie, zebrać większe zapasy benzyny, jedzenia. Czeka nas wiele wypadów, i mam już plan na następny wypad, mimo wszystko zostaniemy na miejscu ze dwa dni. Każdemu potrzebny jest odpoczynek i bycie razem.
        Po tej rozmowie po kolei poszliśmy się umyć i przebrać. Na koniec zebraliśmy się wszyscy poza moją córką, która już słodko spała, w jednym pomieszczeniu i wypiliśmy po piwie. Akurat miałem tyle piwa żeby starczyło dla każdego. 
       W trakcie picia, opowiedzieliśmy dokładnie historię naszej podróży i problemów jakie napotykaliśmy, dzięki temu nasi przyjaciele dowiedzieli się także jak wygląda obecnie Bydgoszcz i że nie warto spodziewać się zbytnio pomocy od kogokolwiek. Poszliśmy jeszcze na papierosa przed snem. 
       Wreszcie wróciliśmy do domu te dni mnie wykończyły ledwo stoję na nogach, ale w końcu może się wyśpię. Niestety to nie koniec, to dopiero początek życia w tej nowej paskudnej rzeczywistości. Rzeczywistości w której dominują żywe trupy. O tak teraz czeka nas o wiele więcej pracy.

2 komentarze:

  1. Dziękuję za dodanie:) oczywiście w razie problemów napiszę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyobraziłam sobie, jak Sławek wysmarowany flakami zombie próbuje przekonać jego zombie kumpla, że powinien pójść tam, o tam, i pokazuje palcem, a ten posłusznie kiwa głową i idzie w inną stronęXD W sumie to Twoja powieść jest taka bardziej w stylu Z nation, nieustraszeni bohaterowie, dziwne zombie i niestandardowe sytuacje XD
    Praktycznie nie ma tam już ludzi? Szybki ten wirus zombie. Ile czasu minęło, z tydzień? I już puste miasto?
    Szyderczy uśmiech, bo się cieszy, że zdążyli wrócić na czas? Mam wrażenie, że chciałeś użyć innego przymiotnika...
    A córka znowu śpi, nawet biedula od początku apokalipsy tatusia nie widziała:-P
    Zajrzałeś do mojego opowiadania o zombie? Jestem ciekawa, co powiesz. Co prawda to inne zombie, ale jednak. Wszelkie uwagi miłe widziane XD Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń