niedziela, 26 maja 2019

Rozdział Dziewiąty - Nowa Rzeczywistość


No to mamy kolejny rozdział przed ostatni rozdział kończący pierwszą fazę Bez Życia.
Można powiedzieć że Tom 1a zostanie skończony.
 Po następnym rozdziale nastąpi mały przeskok czasowy.

              Wracaliśmy do naszego kolegi w ponurych nastrojach, nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Mikun obwiniał mnie za ucieczkę młodego, a także za bycie słabym i mało stanowczym. Ja z kolei obwiniałem go za próbę zabicia naszego oprawcy, to że świat najprawdopodobniej stanął w ruinach, nie oznacza że my musimy tak szybko się dostosowywać i zabijać każdego napotkanego wrogo nastawionego człowieka. Przecież każdy jest trochę wystraszony zaistniałą sytuacją i reaguje różnie.
              - Nie możemy pozwolić sobie na akty bestialstwa – nie wytrzymałem, musiałem powiedzieć co myślę.
              - Akty bestialstwa? Czy Ty siebie słyszysz Arecki? - oburzony przyjaciel odwrócił się do mnie. - zostaliśmy zaatakowani, Ty zostałeś uderzony ostro w głowę, na mnie się rzucił, myślisz, że co, chciał z nami pogadać albo wypić herbatkę? Po prostu chciał nas zabić i zabrać to co przy sobie mamy, a Ty pozwoliłeś mu uciec.
              - Może i nas zaatakował, nie oznacza że byśmy zginęli, każdy reaguję inaczej, widziałeś był młody, zapewne przestraszony, nas jest trzech obecnie i inni w domu, a on sam, jak ty byś zareagował, gdybyś zobaczył dwójkę ludzi idących w mieście opanowanym przez zombie?
              - Arek, to że dałeś mu uciec, może się odbić na naszej przyszłości. Nie pamiętasz ile razy gadaliśmy o różnych wersjach apokalipsy ludzkości? Zawsze sobie powtarzaliśmy, trzeba być silnym, każdy kto nie jest z nami jest potencjalnym wrogiem, zapomniałeś?
             - To były tylko rozmowy, gdybanie, teraz mamy to w rzeczywistości, musimy podejmować racjonalne decyzję, uciekł to prawda, co innego byś mówił gdyby nie uciekł a dołączył do Nas i pomógł. Pamiętaj zabić na pewno zdążymy nie jedną osobę, jeśli szybciej nie umrzemy, ale ocalić innego człowieka będzie coraz trudniej. Ty masz swoje zdanie, ja swoje. Możemy się nie kłócić? Siedzimy po uszy w gównie razem i jeśli coś teraz nas poróżni to możemy nie wyjść z tego cali.
             - Dobra już przestań, damy radę, daj mi trochę ochłonąć, może mi przejdzie złość na Ciebie.
             Po tej wymianie zdań czułem, że w jakimś stopniu przekonałem brata trochę do swoich racji, co prawda nie mogę powiedzieć, że i on jej nie ma. Kiedyś na pewno trafimy na ludzi z którymi będziemy musieli się zmierzyć i wtedy ktoś zginie, albo my albo oni , z tym że jeszcze nie teraz.
             Wróciliśmy po Sławka, od razu zauważył nasze miny i spytał czy wszystko w porządku, odpowiedzieliśmy że tak, ucięliśmy temat nim się zaczął, oboje byliśmy zmęczeni debatowaniem, który z nas ma większą racje.
             Czas ruszać w drogę, przemierzaliśmy trasę którą pokonałem z Mikunem poprzednio, gdy minęliśmy miejsce, gdzie stoczyliśmy bitwę wymieniliśmy tylko ze sobą spojrzenia. Poruszamy się coraz to wolniej, Graja raz po raz zaczyna narzekać bardziej na nogę, przeszliśmy na pieszo dość dużo kilometrów, więc się nie dziwie, sam odczuwam zmęczenie i brak samochodu za którym notorycznie się rozglądamy.
             Jakieś sto metrów i dojdziemy do ulicy pięknej, stamtąd kawałek do wydostania się z miasta. Przed tym zdecydowaliśmy zrobić mały postój w sklepie właśnie mijanym przez Nas. Niestety po wejściu zastaliśmy puste półki, Sławek usiadł na ziemię a nasza dwójka zaczęła przeszukiwać sklep.               Po dziesięciu minutach siedzieliśmy z czterema starymi bułkami i litrem wody, dobre i to. W tych okolicznościach nie ma co narzekać, ważne żeby chociaż trochę napełnić żołądek. Spędziliśmy jeszcze około dwudziestu minut na wypoczynku, nie było w sklepie nic co by mogło pomóc naszemu towarzyszowi w lepszym przemieszczaniu się, mimo wolnego tempa trzeba iść dalej, gdy zostaniemy na dłużej i się zasiedzimy będzie gorzej, już teraz zegarek pokazywał godzinę czternastą, nie dobrze.
            Za jakiś czas dotarliśmy na główną ulice, która prowadziła do wyjścia z miasta, ujrzeliśmy przed nami stację benzynową. Kazaliśmy naszemu kulejącemu koledze schować się i obserwować okolicę, po spotkaniu ocalałego lepiej, żeby ktoś doglądał czy nie zbliża się jakiekolwiek zagrożenie.
            Drzwi na stacji stanęły otworem, powoli zerknęliśmy do środka, pusto kolejny raz, ponownie nie znaleźliśmy nic potrzebnego. Na zewnątrz zresztą było podobnie, brak jakiegokolwiek samochodu, jak by wszyscy zniknęli. Nerwowi zebraliśmy się by wrócić po swojego kolegę i iść dalej pieszo. Moje nerwy były na wyczerpaniu, przebyliśmy tyle drogi pieszo i dalej tkwiliśmy w tym umarłym mieście bez samochodu. Rozmyślania przerwał krzyk Mikuna. Wykrzyczał uważaj, dalej była już tylko ciemność, padłem nie przytomny na ziemie.
XXXXXXXXXX

            - Czemu ich jeszcze nie zabiliśmy nam chuj nam oni? – usłyszałem głos.
            - Młody mówił, że usłyszał jak gadali o swoim obozie – kolejny głos – dowiemy się gdzie on jest i wtedy będziesz mógł zadowolić swoją żądzę mordu i zrobić z nimi cokolwiek Ci do głowy przyjdzie.
            - Nie mogę się doczekać tej chwili jak się obudzą, a ty młody? W końcu dali Ci uciec i teraz przypłacą to życiem.
            - Jeden z tych głupków prawie mnie zabił, ten drugi go powstrzymał – odezwał się trzeci głos.
            - To pozwolę zadecydować, którego pierwszego mam zabić, niech się tylko obudzą.
Po tej krótkiej wymianie zdań moich oprawców otworzyłem oczy, i rozejrzałem się na boki.
            Znajdowaliśmy się w jakimś pomieszczeniu, oboje przywiązani do krzeseł. Ujrzałem swoich porywaczy. Pierwszy wysoki i chudy, nie za dobrze zbudowany, drugi był stosunkowo niski, ale dobrze zbudowany idealne przeciwieństwa, dodatkowo niski miał tatuaż przy oczach taki jak więźniowie. Zapewne przed apokalipsą trochę posiedział w zamknięciu. Trzeci napastnik był mi znany. To był ten młody koleś, który zaatakował mnie i Mikuna wcześniej, a którego ja chciałem oszczędzić i zabrać ze sobą, kurwa Mikun miał racje.
            - O zobaczcie, jedna z rybek się obudziła – odezwał się niski koleś, skojarzyłem jego głos z tym, który niecierpliwił się i chciał jak najszybciej nas zabić.
            - Gdzie jesteśmy, czego chcecie? - zapytałem,.
            - Nie bądź taki porywczy chłopaczku – odezwał się wysoki – to my tutaj zadajemy pytania. Słyszałem że macie obóz, gdzie on się znajduje? Ilu Was tam jest?
            - Nic wam nie powiem, jest Nas tam wielu i jeśli za jakiś czas nie wrócimy wyruszą na poszukiwania, wiedzą dokładnie w jakie rejony się wybraliśmy także ostatecznie dotrą i tutaj. Współpracujcie a darujemy Wam życie. - starałem się wymawiać zdecydowanie swoje kłamstwo.
            - Hahahaha – dobrze zbudowany zaczął się śmiać – myślisz że się wystraszymy takimi słowami, niech przyjdą, każdego wybijemy. Patrząc na wasze wyposażenie podejrzewam że nie macie zbyt dużo broni. Wystrzelamy Was wszystkich jak kaczki. - skierował mój wzrok na swój i chudego towarzysza pistolet.
            Najmłodszy z grupy w ogóle się nie odzywał, raczej nie miał o czym decydować i trzymał się tej dwójki tylko i wyłącznie dlatego że zapewniali mu bezpieczeństwo.
            - A więc dupku, gadaj gdzie macie obóz, albo twój kolega nie otworzy oczu – wycelował broń w Mikuna.
            - Dlaczego to robicie? Co to wam da?
            - Przetrwanie chłopaczku, silniejsi przetrwają, taka jest teraz nowa rzeczywistość tego świata, a więc gadaj.
            - Nic Ci kurwa nie powiem, a jak go zabijesz to tym bardziej niczego się nie dowiesz.
            - Zobaczymy.
Niski chciał pociągnąć za spust, gdy młody mu przerwał.
            - Mamy towarzystwo, i to nie małe – pokazał.
            - Co jakie towarzystwo? – chudy wstał z miejsca i podbiegł do okna.
            - E o czym wy gadacie, co się dzieje – niski dopytywał.
            - Zombie, od chuja zombie właśnie zaczęło napierać na drzwi i okna - młody spanikowanym głosem krzyknął – nie damy rady uciec.
W tym całym hałasie Mikun zdążył się obudzić i zorientować w sytuacji.
            - Ludzie – zawołałem ich – jeśli chcecie przeżyć odwiążcie Nas i dajcie nam naszą broń. Jeśli połączymy siły to uda nam się odeprzeć truposzy i wtedy rozejdziemy się we własne strony i zapomnimy o całej tej sytuacji.
Oprawcy popatrzyli na siebie, widać było że zastanawiają się nad moją propozycją, mieli coraz mniej czasu drzwi powoli zaczynały pękać, na nasze szczęście nie mieli zbytnio wyboru. Chudy podszedł i nas rozwiązał podając mi łom a Mikunowi siekierę. W samą porę poszli po rozum do głowy, drzwi nie wytrzymały.
             Stanęliśmy wszyscy w linii, każdy martwiak który się zbliżał padał trupem, nasi nowi sojusznicy, nie używali pistoletów, zapewne oszczędzali naboje. Ponadto nie potrzebowali ich widać że są zaprawieni w boju, byli by porządnym wzmocnieniem naszych szeregów, no ale nie mogę na to pozwolić ten niski stanowi zbyt duże zagrożenie.
             Musiałem wymyślić jakiś plan, w razie gdyby jednak po uporaniu się ze sztywnymi nasi napastnicy dalej zamierzali Nas wykończyć. Szwendaczy było coraz mniej, już miałem czarne myśli, gdy do pokoju wbiegł ostatni cały we krwi trup, bynajmniej tak nam się wydawało. Szybki martwiak zdążył dobiec do chudego i go przewrócić, widząc go z bliska wiedzieliśmy z Mikunem co mamy robić. Nim niski i młody zareagowali, zostali powaleni przez naszą dwójkę. Uderzyłem młodego paręnaście razy w twarz, po czym wstałem i pomogłem Mikunowi, który mierzył się z lepiej zbudowanym od siebie przeciwnikiem. Z dużą siłą uderzyłem go w głowę ten upadł. Chciałem powstrzymać brata, ale było za późno dobił niskiego wbijając mu nóż w ucho. Szybki martwiak również wykonał swoje zadanie i zabił chudego od którego wyciągnąłem pistolet. Mój towarzysz zabrał pistolet od mięśniaka i również wstał. Został sam młody, siedział przestraszony na ziemi i patrzył się na Nas. Mikun chwycił broń i wycelował w ostatniego żywego napastnika, chciał pociągnąć za spust, tym razem udało mi się go powstrzymać.
           - Opuść broń – powiedziałem sam wycelowując w przyjaciela.
           - Oszalałeś, ponownie chcesz zacząć kłótnie, dodatkowo celując do mnie? - zapytał.
           - Pokazaliśmy mu do czego jesteśmy zdolni, nie będziemy mieli z nim więcej problemów tak myślę, ponadto tak jak sam to ująłeś. Jestem ostatnim sprawiedliwym. Opuść broń albo nie zawaham się strzelić.
           - Chwile tak staliśmy, Mikun chyba zdecydował, że nie ma sensu się kłócić i zrobił to o co go prosiłem.
           - Zbierajmy się – powiedziałem i spojrzałem na moich przyjaciół – swoją drogą Graja nie wiem jak na to wpadłeś i jak Ci się to wszystko udało, wiem tylko że gdyby nie ty mogło by Nas tu nie być, dodatkowo jak dałeś rade biec?
          - Dzięki Arek, w końcu mogłem się do czegoś przydać, opowiem wam wszystko po drodze – odpowiedział
          - No całe szczęście że to byłeś ty bo przez chwilę przestraszyłem się i myślałem że zombie nauczyły się biegać – dodał Mikun.
          Wyszliśmy na zewnątrz, wtedy dopiero poznałem miejsce w którym byliśmy. Pizzeria blisko stacji benzynowej, gdy byłem w środku w ogóle nie skojarzyłem tego miejsca.
         - Poczekajcie – zerknąłem na towarzyszy i wróciłem do środka, stanąłem nad młodym – dam Ci ostatnią szansę, wypierdalaj stąd i żebym Ciebie nigdy więcej nie widział, jeśli jeszcze raz wejdziesz mi w drogę nie będę taki miły i Cię zabije, rozumiesz?
        - Rozumiem – wstał i spojrzał na mnie – Twój kolega jednak miał rację.
        - Odnośnie czego?
        - Tego że jesteś ostatnim sprawiedliwym.
Odwróciłem się i opuściłem pomieszczenie, dołączając do reszty. Czas wracać do domu.

2 komentarze:

  1. "Padłem nie przytomny na ziemię" - skoro nieprzytomny to tego już raczej nie pamiętał. I nieprzytomny piszemy razem, bo to przymiotnik.
    Jakbym ja usłyszała, że ktoś chce mnie zabić kiedy się obudzę, to na pewno bym udawała, że dalej śpię, zamiast rozglądać się na boki :-P
    Tatuaże przy oczach to oznaka więźnia? Czyli to były jakieś szczególne tatuaże? W google znalazłam tylko o pięciu kropkach lub pajęczyny jako oznaki odsiadki, ale nie na twarzy. Napisz coś więcej, jaki kształt miały te tatuaże? Przy oczach to może łzy ale to raczej oznaka przynależności do gangu niż więzienie.
    Zgodzili się współpracować, a oni ich zabili. Skojarzyło mi się z tym, co zrobili Rick i Morgan w TWD. I czego potem żałowali, bo to jednak było nie w porządku. Jak się zawiązuje sojusz, nawet tymczasowy to powinno się go dotrzymać. Po zabiciu zombie to byłoby co innego. Mikun to menda:-P
    Trzy razy przeczytałam ten fragment w którym napadają ich zombie i nie ogarniam. Graja poprowadził armię zombie na wrogów? Jak?! Czyżby był Szeptaczem?^^ Atakują ich trupy i nagle jest po wszystkim, a Graja już stoi zadowolony z siebie. Może pominąłeś jakiś fragment podczas kopiowania?
    Napisz proszę czy w ogóle czytasz te komentarze i czy nadal mam je pisać? Czy moje uwagi są pomocne? Czekam na odpowiedź tutaj lub u mnie na goraca-krew.blogspot.com. Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście że czytam te komentarze i są bardzo pomocne :) napewno wrócę do tych rozdziałów i poprawię niektóre rzeczy. Obecnie pracuje nad tomem drugim, ale ten tom pójdzie do poprawki :) co do Grani to tak poprowadził armię zombie na wrogów i jest to bardziej wyjaśnione w następnym tomie. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń