czwartek, 16 maja 2019

Rozdział Ósmy - Ostatni Sprawiedliwy

No i nadeszła w końcu ta chwila, w której pojawia się kolejny rozdział.
Po nocy spędzonej w bezpiecznej kryjówce Arek, Sławek i Mikun ruszają w dalszą powrotną podróż do domu czy im się to uda?
Zapraszam do lektury.


         Opuściliśmy nasze schronienie, ponownie znajdując się na zewnątrz. Poranek nie był zbyt ciepły, dodatkowo lekko padał deszcz przez co było szarawo i ograniczało to naszą widoczność. Postanowiliśmy iść w formacji, ja znajdywałem się na przodzie i wyglądałem w poszukiwaniu niebezpieczeństwa przed nami, Sławek szedł w środku ze względu na swoją kontuzję musieliśmy go ubezpieczać, Mikun natomiast domykał formację idąc z tyłu i ubezpieczając nasze plecy.
         Bardzo powolnie się przemieszczaliśmy między budynkami, nie widzieliśmy w pobliżu żadnego samochodu, który nadawał by się do podróży, więc cały czas kroczyliśmy na piechotę. Zbliżaliśmy się w kierunku mostku prowadzącego w stronę kanału Bydgoskiego i blisko ulicy nakielskiej jest to bardzo ciężki odcinek, idzie tam dość szeroka droga a w około nie ma budynków, drzew nic gdzie w razie otoczenia można się schować, modle się by było czysto. Stamtąd czekał by nas prosty odcinek parunastu kilometrów do Lisiego Ogona.
         Gdyby udało nam się dotrzeć w tamto miejsce, wszylibyśmy blisko stacji benzynowej na którą wjechałem wczoraj ze Sławkiem, gdy jechaliśmy na Osową górę, moglibyśmy to wykorzystać i wrócić naszym autem z powrotem do domu.
         Cała noc minęła i zapewne wszyscy, którzy zostali w domu zaczną się martwić, oby tylko nie wpadli na pomysł wyruszenia na pomoc nam, jeśli zrobili by taką głupotę, szukalibyśmy się jak igły w stogu siana a w tym przypadku trupów.
         Wyjrzałem zza ostatniej ściany jaka sprawiała że jesteśmy względnie ukryci, most szczęśliwie był względnie pusty, toczyło się po nim zaledwie sześć zombie, ilość z którą ja i mój brat damy sobie radę. Z każdą walką z tymi chodzącymi odrzuconymi przez Boga stworzeniami nabieramy wprawy i łatwiej ich załatwić, oczywistością i tak jest to że nie można ich lekceważyć, najmniejszy błąd może kosztować naszą trójkę życie.
         - Graja, stój tutaj i uważaj na siebie, nasza dwójka zajmie się nimi – powiedziałem.
         - Chwila to teraz jak pojawi się zagrożenie to nagle wszędzie będę musiał się chować i czekać – protestował.
         - No sorki, nie jesteś w pełni sprawny, nie chce żebyś przez nieuwagę stracił życie.
         - Sławek, musisz to zaakceptować, Arek ma rację. Jak dojdziesz do siebie to na następnej wyprawie damy Ci zabijać większość tych ścierw. - szyderczo powiedział Mikun.
         Nie ukrywając niezadowolenia, nasz kolega odpuścił, musimy się pośpieszyć, im dłużej w jednym miejscu tym gorzej. Wybiegliśmy w stronę naszych celów, nim zdążyły zareagować gruby facet około czterdziestu lat z odgryzioną krtanią padł u moich stup.                 Kątem oka widziałem że mój towarzysz również radził sobie świetnie.
Została mi dwójka do wykończenia, pierwsza postanowiła być kobieta a może bardziej dziewczyna, nie dał bym jej więcej niż osiemnaście lat, dodatkowo miała plecak co utwierdziło mnie w moim przekonaniu. Nie była trudnym celem, bez jednej ręki raczej ciężko bym dał się złapać, szybkim ruchem zakończyłem jej nie żywot. Ostatni zombie jaki pozostał był poczciwym starszym człowiekiem, szedł w moim kierunku bardzo powolnie, przed śmiercią musiał złamać nogę, wzrostem także nie powalał, spokojnie mógłbym napluć mu na głowę. Doskoczyłem do niego i również jak jego młodsza poprzedniczka, szybko padł martwy.
         Brat również wykończył resztę trupów. Dałem mu znak żeby ruszył po Sławka, ja zostanę w miejscu w którym się znajdujemy i będę doglądał okolicy. Po paru chwilach dołączyli do mnie. Czas ruszać dalej.
         Około trzydzieści minut nam zeszło nim znaleźliśmy się nad kanałem, zrobiliśmy sobie dziesięciominutowy przystanek na ławeczce. Zapaliliśmy na spokojnie papierosa i napiliśmy się naszych już małych zapasów wody.
         - Zostało nam stąd jakieś 20 kilometrów do domu, na piechotę zejdzie nam to z pięć lub sześć godzin ze względu na kontuzję Sławka, potrzebujemy samochodu – popatrzyłem na kolegów.
         - Mówiłem zostawcie mnie to nie chcieliście słuchać, a teraz narzekacie – rzucił naburmuszony Graja.
         - Kurwa nie mamy do Ciebie pretensji i dobrze wiesz, że byśmy nie poszli sami, chodzi mi o to ile nam czasu zajmuję ta podróż. Mamy godzinę prawie dziesiątą, za pięć, sześć godzin powoli zacznie się ściemniać, ponadto jeśli napotkamy przeciwności na drodze to może zastać nas noc a raczej po ciemku nie chcemy znowu iść. - nie wytrzymałem i krzyknąłem na nerwowego przyjaciela.
         - Ponadto gdy dzisiaj nie wrócimy to nasi zaczną się martwić i nie wiadomo co im do głowy przyjdzie, to jest fakt, potrzebne nam auto i to bardzo mocno – Mikun dorzucił swoje, próbując uspokoić atmosferę.
         - Dobra, dobra już jestem spokojny, po prostu czuję się bez użyteczny.
         - Tak jak mówiliśmy, odbijesz to sobie a teraz bądź spokojny i daj nam działać - zakończył nasz przyjaciel.
         - Straciliśmy za dużo czasu na te słowne przepychanki, ruszamy w drogę – uciąłem wszystkie dalsze próby rozmowy, wstając z miejsca.
         Ponownie ruszyliśmy w dalszą i długą drogę, minęliśmy kanał i wkroczyliśmy na długą prostą prowadzącą przez miedzyń. Po przejściu gdzieś dwóch kilometrów doznaliśmy ponownie szoku. Szok z niedowierzaniem to mogło by opisać moje uczucia, takiego pecha jak podczas tej wyprawy jeszcze nie miałem, z daleka ujrzeliśmy ulice wypełnione całą masą sztywnych, było ich chyba jeszcze więcej niż na osowej górze, nie ważne jak byśmy się starali i próbowali nie przeciśniemy się nie zauważeni, prędzej wpadniemy w pułapkę.
         Tymczasowo schowaliśmy się, by pozostać nie wykryci i obgadaliśmy co dalej. Doszliśmy do wniosku, że lepiej się cofnąć i poszukać innej drogi. Najszybsza droga i praktycznie ostatnia jaką mogliśmy się udać to wrócić po prostej linii ulicą Nakielską i skręcić w ulice Słoneczną na której mieści się moja była szkoła tam podejść pod górę by dostać się na koniec osiedla Błonie i opuścić miasto wychodząc w mieścinie którą już odwiedziłem podczas apokalipsy a mianowicie Białe Błota.
Ostatni raz kiedy tam byłem, było względnie bezpiecznie, dodatkowo dookoła jest las, dzięki niemu możemy ominąć zabudowania krocząc pośród drzew.
         Godzina dwunasta zawitała na moim telefonie a my znajdowaliśmy się obok mojej szkoły, w takim tempie nie wydostaniemy się z Bydgoszczy prze zmrokiem, krążymy w jedną i drugą stronę poszukując bezpiecznej drogi a może warto by było zaryzykować, co chwilę różnie myśli przewijały się przez moją głowę. A co jeśli spotkamy kogoś żywego wrogo nastawionego, powtarzałem sobie zawsze, że podczas jakiejkolwiek apokalipsy sumienie trzeba odstawić na bok. Z tym że zawsze to było po prostu gadanie. Teraz jest inaczej dzieje się to naprawdę i nie jest łatwo odebrać komuś życie, do teraz pamiętam doktora z przychodni. Mimo że ulżyłem mu w jego cierpieniach i zabiłem nie doprowadzając do przemiany i tak miałem wyrzuty. Z każdą sekundą miałem złe przeczucie, że coś złego nas jeszcze dzisiaj spotka.
         Sławek potrzebował odpoczynku, noga coraz bardziej dawała mu się we znaki, powiedzieliśmy żeby usiadł na chwile a my rozejrzymy się po okolicy. Szliśmy tak przed siebie w szybkim tempie, nie uświadamiając sobie, że za bardzo oddaliliśmy się od naszego kompana.
         - Pora wracać – nie zdążyłem wypowiedzieć do końca słów, poczułem mocny ból w głowie i padłem na ziemie.
Nie wiem jak długo tak leżałem, uświadomiłem sobie że chwilę w momencie w którym zauważyłem Mikuna szarpiącego się jakimś młodym dupkiem na ziemi.
         Podniosłem się najszybciej jak potrafiłem, musiałem mu pomóc.
Chwiejnym krokiem zbliżyłem się do walczącej na ziemi dwójki, chwyciłem młodego bandytę za szyje i odepchnąłem zadając przy okazji dwa mocne uderzenia.
Mikun natychmiastowo wstał i chciał podbiec do naszego oprawcy, zatrzymałem go ponownie uderzając napastnika.
         - Co ty robisz? Trzeba go załatwić – wykrzyczał przyjaciel.
         - Oszalałeś? Nie jesteśmy takimi ludźmi.
         - Świat się zmienił, teraz dla każdego liczy się przetrwanie myślisz że jak go puścisz to nie zaatakuje nas ponownie?
         - Nie chcę go puścić, jest sam.
         - To może co zaprosisz go do Nas, niech z nami pójdzie a co tam, później ucieknie i przyprowadzi mu podobnych, którzy nie będą w stosunku do Nas łaskawi.
         - Mikun koniec rozmowy, zadecydowałem tak a nie inaczej, nie zrobię krzywdy bezbronnemu dzieciakowi, ile on może mieć lat? Siedemnaście?
Podczas naszej kłótni żaden z Nas nie zauważył jak młody wstał i się ulotnił, nie było po nim śladu.
         - I co zrobiłeś, przez Ciebie uciekł nam. - Mikun już nie wytrzymał widać było, że jest na mnie masakrycznie wkurzony.
         - Nie czas na spory – wracajmy do Sławka.
         - No tak tylko to potrafisz powiedzieć, nie wiadomo ile on usłyszał, jeśli słyszał że mamy obóz to może nas śledzić a wtedy sprowadzisz na Nas kłopoty, jeśli coś się stanie to będzie to Twoja wina.
         - Przestań kurwa, może i dałem mu uciec ale nie jestem mordercą, na moje oko on też na takiego nie wyglądał, skończ te żale i wracajmy po naszego kompana. - odwróciłem się i zacząłem iść w stronę szkoły, gdzie czekał na Nas nasz przyjaciel, na odchodne zdążyłem usłyszeć jak Mikun mówi.
         - Znalazł się kurwa ostatni sprawiedliwy.

1 komentarz:

  1. Trochę mnie razi jak oni traktują zombie -jak rozumnego wroga który jest zły, podstępny i obmyśla plany jak ich zabić. A chyba nie takie są tutaj zombie? To same ciała, kierujące się instynktem. Czytałeś World War Z? (Chodzi mi o książkę,nie film) Tam na początku tak właśnie potraktowali zombie-jak złych ludzi i kiepsko się to dla nich skończyło XD
    A ci bohaterowie chyba lubią zabijać zombie, mam wrażenie, że weszli w swój żywioł^^ Ot co wychodzi z ludzi w sytuacjach zagrożenia XD
    Dobre było z tym nastolatkiem, oni się kłócili, a on zwiał zamiast grzecznie czekać, niedobry XD Najlepszy moment rozdziału:-)

    OdpowiedzUsuń