No i nadeszła w końcu ta chwila, w której pojawia się kolejny rozdział.
Po nocy spędzonej w bezpiecznej kryjówce Arek, Sławek i Mikun ruszają w dalszą powrotną podróż do domu czy im się to uda?
Zapraszam do lektury.
Opuściliśmy nasze
schronienie, ponownie znajdując się na zewnątrz. Poranek nie był
zbyt ciepły, dodatkowo lekko padał deszcz przez co było szarawo i
ograniczało to naszą widoczność. Postanowiliśmy iść w
formacji, ja znajdywałem się na przodzie i wyglądałem w
poszukiwaniu niebezpieczeństwa przed nami, Sławek szedł w środku
ze względu na swoją kontuzję musieliśmy go ubezpieczać, Mikun
natomiast domykał formację idąc z tyłu i ubezpieczając nasze
plecy.
Bardzo powolnie się
przemieszczaliśmy między budynkami, nie widzieliśmy w pobliżu
żadnego samochodu, który nadawał by się do podróży, więc cały
czas kroczyliśmy na piechotę. Zbliżaliśmy się w kierunku mostku
prowadzącego w stronę kanału Bydgoskiego i blisko ulicy
nakielskiej jest to bardzo ciężki odcinek, idzie tam dość szeroka
droga a w około nie ma budynków, drzew nic gdzie w razie otoczenia
można się schować, modle się by było czysto. Stamtąd czekał by
nas prosty odcinek parunastu kilometrów do Lisiego Ogona.
Gdyby udało nam się
dotrzeć w tamto miejsce, wszylibyśmy blisko stacji benzynowej na
którą wjechałem wczoraj ze Sławkiem, gdy jechaliśmy na Osową
górę, moglibyśmy to wykorzystać i wrócić naszym autem z
powrotem do domu.
Cała noc minęła i
zapewne wszyscy, którzy zostali w domu zaczną się martwić, oby
tylko nie wpadli na pomysł wyruszenia na pomoc nam, jeśli zrobili
by taką głupotę, szukalibyśmy się jak igły w stogu siana a w
tym przypadku trupów.
Wyjrzałem zza ostatniej
ściany jaka sprawiała że jesteśmy względnie ukryci, most
szczęśliwie był względnie pusty, toczyło się po nim zaledwie
sześć zombie, ilość z którą ja i mój brat damy sobie radę. Z
każdą walką z tymi chodzącymi odrzuconymi przez Boga stworzeniami
nabieramy wprawy i łatwiej ich załatwić, oczywistością i tak
jest to że nie można ich lekceważyć, najmniejszy błąd może
kosztować naszą trójkę życie.
- Graja, stój tutaj i
uważaj na siebie, nasza dwójka zajmie się nimi –
powiedziałem.
- Chwila to teraz jak
pojawi się zagrożenie to nagle wszędzie będę musiał się chować
i czekać – protestował.
- No sorki, nie jesteś
w pełni sprawny, nie chce żebyś przez nieuwagę stracił życie.
- Sławek, musisz to
zaakceptować, Arek ma rację. Jak dojdziesz do siebie to na
następnej wyprawie damy Ci zabijać większość tych ścierw. -
szyderczo powiedział Mikun.
Nie ukrywając
niezadowolenia, nasz kolega odpuścił, musimy się pośpieszyć, im
dłużej w jednym miejscu tym gorzej. Wybiegliśmy w stronę naszych
celów, nim zdążyły zareagować gruby facet około czterdziestu
lat z odgryzioną krtanią padł u moich stup. Kątem oka widziałem
że mój towarzysz również radził sobie świetnie.
Została mi dwójka do
wykończenia, pierwsza postanowiła być kobieta a może bardziej
dziewczyna, nie dał bym jej więcej niż osiemnaście lat, dodatkowo
miała plecak co utwierdziło mnie w moim przekonaniu. Nie była
trudnym celem, bez jednej ręki raczej ciężko bym dał się złapać,
szybkim ruchem zakończyłem jej nie żywot. Ostatni zombie jaki
pozostał był poczciwym starszym człowiekiem, szedł w moim
kierunku bardzo powolnie, przed śmiercią musiał złamać nogę,
wzrostem także nie powalał, spokojnie mógłbym napluć mu na
głowę. Doskoczyłem do niego i również jak jego młodsza
poprzedniczka, szybko padł martwy.
Brat również
wykończył resztę trupów. Dałem mu znak żeby ruszył po Sławka,
ja zostanę w miejscu w którym się znajdujemy i będę doglądał
okolicy. Po paru chwilach dołączyli do mnie. Czas ruszać dalej.
Około trzydzieści minut
nam zeszło nim znaleźliśmy się nad kanałem, zrobiliśmy sobie
dziesięciominutowy przystanek na ławeczce. Zapaliliśmy na
spokojnie papierosa i napiliśmy się naszych już małych zapasów
wody.
- Zostało nam stąd jakieś
20 kilometrów do domu, na piechotę zejdzie nam to z pięć lub
sześć godzin ze względu na kontuzję Sławka, potrzebujemy
samochodu – popatrzyłem na kolegów.
- Mówiłem zostawcie mnie
to nie chcieliście słuchać, a teraz narzekacie – rzucił
naburmuszony Graja.
- Kurwa nie mamy do Ciebie
pretensji i dobrze wiesz, że byśmy nie poszli sami, chodzi mi o to
ile nam czasu zajmuję ta podróż. Mamy godzinę prawie dziesiątą,
za pięć, sześć godzin powoli zacznie się ściemniać, ponadto
jeśli napotkamy przeciwności na drodze to może zastać nas noc a
raczej po ciemku nie chcemy znowu iść. - nie wytrzymałem i
krzyknąłem na nerwowego przyjaciela.
- Ponadto gdy dzisiaj nie
wrócimy to nasi zaczną się martwić i nie wiadomo co im do głowy
przyjdzie, to jest fakt, potrzebne nam auto i to bardzo mocno –
Mikun dorzucił swoje, próbując uspokoić atmosferę.
- Dobra, dobra już jestem
spokojny, po prostu czuję się bez użyteczny.
- Tak jak mówiliśmy,
odbijesz to sobie a teraz bądź spokojny i daj nam działać -
zakończył nasz przyjaciel.
- Straciliśmy za dużo
czasu na te słowne przepychanki, ruszamy w drogę – uciąłem
wszystkie dalsze próby rozmowy, wstając z miejsca.
Ponownie ruszyliśmy w
dalszą i długą drogę, minęliśmy kanał i wkroczyliśmy na
długą prostą prowadzącą przez miedzyń. Po przejściu gdzieś
dwóch kilometrów doznaliśmy ponownie szoku. Szok z niedowierzaniem
to mogło by opisać moje uczucia, takiego pecha jak podczas tej
wyprawy jeszcze nie miałem, z daleka ujrzeliśmy ulice wypełnione
całą masą sztywnych, było ich chyba jeszcze więcej niż na
osowej górze, nie ważne jak byśmy się starali i próbowali nie
przeciśniemy się nie zauważeni, prędzej wpadniemy w pułapkę.
Tymczasowo schowaliśmy
się, by pozostać nie wykryci i obgadaliśmy co dalej. Doszliśmy do
wniosku, że lepiej się cofnąć i poszukać innej drogi. Najszybsza
droga i praktycznie ostatnia jaką mogliśmy się udać to wrócić
po prostej linii ulicą Nakielską i skręcić w ulice Słoneczną na
której mieści się moja była szkoła tam podejść pod górę by
dostać się na koniec osiedla Błonie i opuścić miasto wychodząc
w mieścinie którą już odwiedziłem podczas apokalipsy a
mianowicie Białe Błota.
Ostatni raz kiedy tam
byłem, było względnie bezpiecznie, dodatkowo dookoła jest las,
dzięki niemu możemy ominąć zabudowania krocząc pośród drzew.
Godzina dwunasta zawitała
na moim telefonie a my znajdowaliśmy się obok mojej szkoły, w
takim tempie nie wydostaniemy się z Bydgoszczy prze zmrokiem,
krążymy w jedną i drugą stronę poszukując bezpiecznej drogi a
może warto by było zaryzykować, co chwilę różnie myśli
przewijały się przez moją głowę. A co jeśli spotkamy kogoś żywego wrogo nastawionego, powtarzałem sobie zawsze, że podczas jakiejkolwiek apokalipsy sumienie trzeba odstawić na bok. Z tym że zawsze to było po prostu gadanie. Teraz jest inaczej dzieje się to naprawdę i nie jest łatwo odebrać komuś życie, do teraz pamiętam doktora z przychodni. Mimo że ulżyłem mu w jego cierpieniach i zabiłem nie doprowadzając do przemiany i tak miałem wyrzuty. Z każdą sekundą miałem złe przeczucie, że coś złego nas jeszcze dzisiaj spotka.
Sławek potrzebował
odpoczynku, noga coraz bardziej dawała mu się we znaki,
powiedzieliśmy żeby usiadł na chwile a my rozejrzymy się po
okolicy. Szliśmy tak przed siebie w szybkim tempie, nie
uświadamiając sobie, że za bardzo oddaliliśmy się od naszego
kompana.
- Pora wracać – nie
zdążyłem wypowiedzieć do końca słów, poczułem mocny ból w
głowie i padłem na ziemie.
Nie wiem jak długo tak
leżałem, uświadomiłem sobie że chwilę w momencie w którym
zauważyłem Mikuna szarpiącego się jakimś młodym dupkiem na
ziemi.
Podniosłem się
najszybciej jak potrafiłem, musiałem mu pomóc.
Chwiejnym krokiem
zbliżyłem się do walczącej na ziemi dwójki, chwyciłem młodego
bandytę za szyje i odepchnąłem zadając przy okazji dwa mocne
uderzenia.
Mikun natychmiastowo wstał
i chciał podbiec do naszego oprawcy, zatrzymałem go ponownie
uderzając napastnika.
- Co ty robisz? Trzeba go
załatwić – wykrzyczał przyjaciel.
- Oszalałeś? Nie jesteśmy
takimi ludźmi.
- Świat się zmienił,
teraz dla każdego liczy się przetrwanie myślisz że jak go puścisz
to nie zaatakuje nas ponownie?
- Nie chcę go puścić,
jest sam.
- To może co zaprosisz go
do Nas, niech z nami pójdzie a co tam, później ucieknie i
przyprowadzi mu podobnych, którzy nie będą w stosunku do Nas
łaskawi.
- Mikun koniec rozmowy,
zadecydowałem tak a nie inaczej, nie zrobię krzywdy bezbronnemu
dzieciakowi, ile on może mieć lat? Siedemnaście?
Podczas naszej kłótni
żaden z Nas nie zauważył jak młody wstał i się ulotnił, nie
było po nim śladu.
- I co zrobiłeś, przez
Ciebie uciekł nam. - Mikun już nie wytrzymał widać było, że
jest na mnie masakrycznie wkurzony.
- Nie czas na spory –
wracajmy do Sławka.
- No tak tylko to potrafisz
powiedzieć, nie wiadomo ile on usłyszał, jeśli słyszał że mamy
obóz to może nas śledzić a wtedy sprowadzisz na Nas kłopoty,
jeśli coś się stanie to będzie to Twoja wina.
- Przestań kurwa, może i
dałem mu uciec ale nie jestem mordercą, na moje oko on też na
takiego nie wyglądał, skończ te żale i wracajmy po naszego
kompana. - odwróciłem się i zacząłem iść w stronę szkoły,
gdzie czekał na Nas nasz przyjaciel, na odchodne zdążyłem
usłyszeć jak Mikun mówi.
- Znalazł się kurwa
ostatni sprawiedliwy.
Trochę mnie razi jak oni traktują zombie -jak rozumnego wroga który jest zły, podstępny i obmyśla plany jak ich zabić. A chyba nie takie są tutaj zombie? To same ciała, kierujące się instynktem. Czytałeś World War Z? (Chodzi mi o książkę,nie film) Tam na początku tak właśnie potraktowali zombie-jak złych ludzi i kiepsko się to dla nich skończyło XD
OdpowiedzUsuńA ci bohaterowie chyba lubią zabijać zombie, mam wrażenie, że weszli w swój żywioł^^ Ot co wychodzi z ludzi w sytuacjach zagrożenia XD
Dobre było z tym nastolatkiem, oni się kłócili, a on zwiał zamiast grzecznie czekać, niedobry XD Najlepszy moment rozdziału:-)