czwartek, 25 kwietnia 2019

Rozdział Siódmy - Komplikacje


         Po długim oczekiwaniu i długiej przerwie witam ponownie w kolejnym rozdziale Bez Życia. 
Jak nasi bohaterowie sobie poradzą z zaistniałą sytuacją, dotrą do domu? A może czeka ich wyboista droga?
Po tytule zapewne zgadniecie że tak łatwo nie będzie, ale czy skończy się to na tym rozdziale tego dowiecie się czytając.

 Spojrzeliśmy ze Sławkiem na naszego przyjaciela, wyglądał na zmęczonego i tylko tyle. Trzymał się dość dobrze jak na czas spędzony tutaj.
          - A więc jednak żyjesz – rzuciłem drobnym hasłem do Mikuna - w sumie złego diabli nie biorą.
          - Pierdol się, myślisz że było łatwo – odparł.
          - No tak jak zwykle miło się witacie , ale czego innego się po Was spodziewać – zaśmiał się Sławek.
Wszyscy w trójkę wybuchnęliśmy śmiechem, miła odskocznia od tego co się dzieje na świecie. Wymieniliśmy uściski, następnie skierowaliśmy swoje kroki na tyły budynku.
         - Jakiś plan, jak się stąd wydostać? - zapytał Graja
         - Ja sam nie mam, chciałem wyjść wcześniej tyłem, na moje nieszczęście, a obecnie nasze drzwi są zamknięte i raczej ciężko będzie je otworzyć – Mikun powoli streścił nam swoje spostrzeżenia odnośnie kryjówki.
        - Mam plan prosty, aczkolwiek niebezpieczny – zerknąłem na chłopaków, którzy spojrzeli na mnie pytająco i czekali na to co powiem – muzyka na zewnątrz cały czas gra, mimo że ściągnęliśmy na siebie uwagę paru sztywnych, sądzę że stracili swoje zainteresowanie naszymi osobami na rzecz melodii która leci z samochodu. To może być nasza okazja na bezpieczne wyjście na zewnątrz i ucieknięcie zanim martwi się na Nas rzucą.
       - Właśnie co do muzyki to zajebisty wybór – nasz nowy towarzysz zabrał głos – no i co do planu to w sumie gdyby tak pomyśleć to może się udać, oczywiście dalej może być ich paru pod drzwiami z tym że w trzech powinniśmy dać radę usunąć przeciwników.
       - No to ustalone, nie mam nic do dodania, a nawet gdybym chciał to nie przekonam Waszej dwójki do zmiany zdania. Chodźmy miejmy to za sobą i wracajmy do domu. – Sławek jako ostatni się wypowiedział.
         Bez odpoczynku, czym prędzej wróciliśmy pod drzwi. Przekazałem Mikunowi łom a sam wyjąłem nóż. Najciszej jak się dało uchyliliśmy kościelne wrota, wyjrzałem na zewnątrz, czwórka szewndaczy kręciła się blisko Nas, łatwy cel. Wyskoczyliśmy z budynku, szybko rozprawiliśmy się z martwiakami. Wtedy pojawił się kolejny problem, nie mogliśmy iść tą samą drogą, którą dotarliśmy tutaj teraz była pełna zombie. Chwile zastanowienia przerwał Sławek, skierował nasz wzrok w stronę kolejnej dużej grupy sztywnych. Zbliżali się z zupełnie innego kierunku, jak tak dalej pójdzie zostaniemy otoczeni.
         Osowa góra w wielu miejscach była otoczona lasem, nawet droga do centrum Bydgoszczy prowadziła przez kolejny mały las, w tym momencie chyba jedyna dobra droga ucieczki.
        - Biegniemy, szybko nie oglądajcie się za siebie, ale też trzymajmy się wszyscy blisko siebie – krzyknąłem.
         Ucieczka po ciemku lasem, czeka Nas ciężka przeprawa. Im głębiej wbiegaliśmy tym było ciężej, ciemność nie sprzyjała, a także jęk truposzy. Parę albo i więcej jednostek szło naszym śladem, nie mogliśmy pozwolić sobie na przystanek, w każdej chwili z którejś strony mogliśmy zostać zaskoczeni i zaatakowani, a wtedy nie wiemy co by się stało.
        Po około godzinie biegu i szybkiego chodu, dostrzegliśmy wyjście z lasu. Mieliśmy przekroczyć ostatnie krzaki, gdy Graja upadł. Źle stanął, przewrócił się najprawdopodobniej skręcając kostkę, złamana nie była mógł nią ruszać, ale w takim wypadku szybkie przemieszczanie się będzie bardzo ciężkie.
       - Musimy znaleźć bezpieczną kryjówkę, odpocząć chwile, dać nodze Graji chociaż lekko się zregenerować – spojrzałem na Mikuna, dając mu znać że musi iść sam i poszukać schronienia.
W momencie w którym zniknął nam z oczu usiadłem obok Sławka na ziemi, dając sobie czas na małe odsapnięcie.
      - Zostawcie mnie i wracajcie do domu – powiedział Sławek.
      - Chyba oszalałeś, nie zostawiamy swoich nie ważne co.
      - Będę was spowalniał, taka prawda. Gdy znajdziemy schronienie, ja zostanę a wy ruszajcie do domu, jak poczuje się lepiej to także wrócę.
      - Nie zgadzam się, nie zostawię Ciebie samego pośrodku tego gówna, nawet jeśli trochę odpoczniesz, to noga będzie dochodzić do siebie parę dni, jeden czy dwa dni nie wystarczą żeby Ci się sama wyleczyła. Odpoczniemy do rana razem i wtedy wyruszymy, na zmianę z Mikunem będziemy pomagać Tobie iść. Damy sobie rade, tak jak do tej pory. - mówiąc to wstałem, trzeba było się rozejrzeć, nie mogłem siedzieć i pozwolić by jakiś szwendacz Nas zaskoczył.
        Nie oddalając się zbytnio od Graji przeszedłem się kawałek po lesie, a także wyjrzałem zza lasu na ulicę. Kurwa gdzie on jest – pomyślałem – może coś mu się stało. Co mam robić, wziąć Sławka i szukać Mikuna, który może być w tarapatach, zostawić go i samemu isć na poszukiwania czy czekać.  
        Decyzje, które przez Nas są podejmowane teraz maja bardzo duże znaczenie, jedna zła i możemy zginąć. To nie gra wideo gdzie jak coś nie wyjdzie to wystarczy wczytać grę i po sprawie. Z każdą minutą, która upływała nachodziły mnie coraz gorsze myśli, dalej nie wymyśliłem nic, stałem i obserwowałem okolice bez czynnie, muszę wziąć się w garść. Po około godzinie wyczekiwania postanowiłem ze Sławkiem ruszyć dalej. Podszedłem do niego i pomogłem mu wstać, oparł się na moim barku i razem powoli zaczęliśmy wyruszać w poszukiwaniu brata. Całe szczęście nie dał nam odejść daleko po paru metrach wyłonił się zza budynków machając do Nas ręką.
      - Zobacz Graja żyje i chyba ma dobre wieści, odpoczniemy trochę i wrócimy do domu – powiedziałem do przyjaciela.
      - Najwięcej odpoczynku Tobie się przyda człowieku, Ty najwięcej przeszedłeś dzisiaj non stop na pełnych obrotach – odpowiedział.
      - Mną się nie przejmuj, najważniejsze będzie to żeby Twoja noga doszła chociaż w miarę do siebie.
        Zbliżyliśmy się do Mikuna, który wziął podparł naszego kulejącego towarzysza z drugiej strony i pokierował wszystkich do miejsca naszego odpoczynku. Znaleźliśmy się w małym mieszkaniu, a dokładniej w kawalerce. Posadziliśmy naszego kolegę na kanapie, a we dwoje zajęliśmy się przeszukiwaniem naszego lokum. Po dziesięciu minutach usiedliśmy w trójkę przy dwóch świeczkach i jedliśmy kanapki zabrane przeze mnie i Sławka z domu, 2 puszki konserw znalezionych w prawie pustej lodówce mieszkania, to wszystko popijając wodą. Kończąc kolacje omówiliśmy warty. Graja mimo usilnego kłócenia się z nami został z nich wykluczony, ustaliliśmy że wstaniemy maksymalnie o ósmej rano i zaczniemy wędrówkę do domu. Pierwszy na czatach stanął Mikun, ja jak najszybciej położyłem się na podłodze spać, potrzebowałem snu i to bardzo, nie będę miał go zbyt wiele za cztery godziny moja kolej na pilnowanie.
       Czas upłynął nie ubłagalnie szybko, ledwo zasnąłem a już musiałem wstać, można rzec, że w ogóle nie byłem wypoczęty. Usiadłem na krześle, zapaliłem papierosa i wypatrywałem każdego ruchu na zewnątrz. Z moim poprzednikiem na warcie nie zamieniłem ani jednego słowa, też był wymęczony i chciał wykorzystać pozostały czas na odpoczynek. Wpatrywałem się w puste i ciemne uliczki, zastanawiając się jak do jasnej cholery jak to mogło się stać. Skąd nagle w tak krótkim czasie pojawiło się tyle zombie, jak to możliwe, że starczył dzień na to by całe miasto upadło. Oczywiście znałem odpowiedzi, nie trudno domyślić się jaki był początek. Wystarczyła jedna zarażona osoba w dość zaludnionym miejscu pełnym wielu osób, ugryzł kolejną i tak dalej i poszło. Tylko dlaczego wszyscy na to pozwolili, nikt nie był przygotowany? Dosłownie nikt nie walczył? Zapewne nie jesteśmy jedynymi przetrwałymi osobami, musi być ich więcej, ukrywających się tak samo jak my, mam nadzieję, że jeśli dojdzie do spotkania z innymi żywymi to nie będą oni wrogo nastawieni, świat się skończył to prawda, ale nie znaczy że mamy stać się barbarzyńcami atakującymi siebie wzajemnie i walczącymi ze sobą o pożywienie i inne przydatne rzeczy. Jeśli resztka ludzi połączy siły, można odbudować chociaż w jakimś stopniu cywilizacje.
      Dochodziła godzina ósma za piętnaście minut chłopacy muszą wstać, trzeba ruszać dalej w drogę, wstałem i ponownie rozejrzałem się po mieszkaniu, przygotowałem dla Sławka kij od miotły , będzie musiał zrobić sobie z tego podpórkę, mam nadzieję że noga w jakimś stopniu doszła do siebie i będzie mógł chodzić. Wróciłem na krzesło i odpaliłem papierosa, Graja przebudził się i usiadł na łóżko.
     - Jak noga?
     - Boli, powinienem dać radę chodzić z tym że z nie porywającą prędkościom.
     - Mam coś dla Ciebie – wskazałem mu kij od miotły – zbyt dużo nie da, ale jednak zawsze jakaś podpora.
     - Dzięki, nie wiem co bym zrobił gdyby Ciebie zabrakło. W domu zanim wróciłeś z pracy, gdy byliśmy wszyscy, zastanawiałem się co robić dalej, co z nami będzie. Czy dam radę wziąć na barki życia wszystkich. W momencie kiedy się pojawiłeś ulżyło mi, pokazałeś charakter i to że umiesz dowodzić. Jeszcze raz dziękuje Arek.
    - Stary nic takiego nie zrobiłem, w sumie przez chwile myślałem że za bardzo się rządzę, także również dzięki za miłe słowa, ale dość tych słodkości, trzeba powoli się zbierać.
Obudziliśmy Mikuna, zasiedliśmy do stołu zjadając reszte jedzenia jakie nam zostało, czas zacząć omawiać plan dalszej podróży.
    - Dobra panowie, powrót do domu może być ciężki, najszybsza droga jest zablokowana przez hordę nieumarłych. - zacząłem
    - Co proponujesz – spytał Mikun
    - Do Nas można dostać się trzema drogami, no w obecnej sytuacji dwoma. Jechać przez błonie ale to praktycznie całą Bydgoszcz musimy przejść czy tam przejechać jeśli znajdziemy pojazd i drogi będą przejezdne. Druga droga jest bliżej Nas i prowadzi przez miedzyń, nie do końca bezpieczna bo pełno domków jedno rodzinnych, ale gdzie teraz jest bezpiecznie.
    - Ja jestem za miedzyniem – rzucił Graja
    - uważam że też najlepszy pomysł – Mikun poprał Sławka
    - no dobra to i tak jestem przegłosowany i innego pomysłu nie miałem, także zbierać się, czeka Nas długa droga.
      Podnieśliśmy się każdy chwycił broń, ja łom, Mikun przejął siekierę od Sławka który teraz podpierał się kijem od miotły. Otworzyliśmy drzwi od mieszkania prowadzące na zewnątrz i wyszliśmy gotowi na nowy dzień i nowe wyzwania nie wiedząc co Nas czeka.

1 komentarz:

  1. Hm. Wiesz o tym, że Ci, Tobie, Ciebie - piszemy z wielkiej tylko wtedy, kiedy zwracamy się do drugiej osoby? My, nie nasza postać z opowieści. Nawet jeśli utożsamiamy się z tą postacią, to gdy jedna postać zwraca się do drugiej, ci, tobie, ciebie itp. piszemy z małej litery.
    Poza tym, oszczędzasz na przecinkach. Jeśli w zdaniu są dwa czasowniki, to oddzielasz je przecinkiem. Ogólnie staram się nie czepiać drobnych rzeczy i jednorazowych pomyłek ale jak czytam zdanie na bezdechu to muszę zwrócić uwagę.
    Ważne pytanie: czy zombie zmieniają się od razu po ugryzieniu? Skoro miasto stało się zombie jednego dnia, to na to wygląda. Inaczej jeden zombie w tłumie mógłby pogryźć jedną, może dwie osoby. A jeśli udałoby się kogoś zabić, to ten ktoś i tak budzi się dopiero po chwili. Twoje zombie zmieniają się w kilka sekund po ugryzieniu?
    Od kiedy Bydgoszcz jest rodzaju żeńskiego? XD

    OdpowiedzUsuń