wtorek, 26 lutego 2019

Rozdział Drugi - Podjęcie działań

Zapraszam do czytania drugiego rozdziału Bez Życia, troszkę więcej akcji i jak sam tytuł mówi zostają podjęte działania. Co zrobi Arek i jego koledzy z dwoma sztywnymi za drzwiami? Tego dowiecie się czytając rozdział.

         - Jak to? Nie ważne co będziesz musiał zrobić? Chcesz wyjść a co z tymi dwoma za drzwiami?- Spytał Mariusz.
Gdy wypowiedział te słowa, drzwi zaczynały lekko pękać.
         - Raczej zbyt dużo czasu nie mamy, żeby rozmyślać. Szczególnie, że niedługo może być ich coraz więcej.-
         - Co Ty pierdolisz, skąd to możesz niby wiedzieć?- tym razem zapytał Marek.
         - Powiem tak, wiem jak to dla Was zabrzmi, może to być strasznie absurdalne. Niestety wydaje mi się że mamy do czynienia z zombie jakkolwiek by to nie brzmiało- powiedziałem.
         - Nie no wszystko wszystkim, ale jak możesz takie głupoty gadać- odezwał się Marcin.
         - Tak wiem, może wydawać się dla Was to wszystko śmieszne. Tylko że ta dwójka za drzwiami, zjadła Krzycha, a gdy uderzyłem tego jednego na hali i to w głowę , to normalny człowiek raczej zwijał by się z bólu, a to coś wstało i jak gdyby nigdy nic szło dalej. Jeśli to co mówię jest prawdą, to czytając dużo o zombie, oglądając dużo filmów, wiem że trzeba rozwalić mózg. Nie wiem co zrobicie, ale ja wiem, że trzeba zabić tą dwójkę sztywnych za drzwiami.- Mówiąc to poszedłem do lustra, gdy siebie zobaczyłem przez chwilę chciałem ponownie zwymiotować. Całą moją twarz pokrywała krew, we włosach miałem fragmenty głowy mojej ofiary. Udało mi się powstrzymać uczucie wymiotów, pochyliłem się do umywalki i zacząłem się obmywać. Moi towarzysze patrzeli co robię i poszli w moje ślady, nie mieli na sobie krwi, ale chyba wiedzieli co chce zrobić. Gdy skończyłem podszedłem do szafki z ubraniami do której wrzuciłem moje ubrania robocze, ponownie miałem na sobie luźne jeansy i bluzę z kapturem. Wszyscy zrobili to co ja. Po przebraniu odwróciłem się do kolegów.
        - Trzeba obmyślić plan dopóki drzwi wytrzymują.- Wszyscy na mnie spojrzeli.
        - Jaki jest plan – spytał Marcin.
        - Mamy przewagę. Drzwi otwierają się na zewnątrz, więc jeden z Nas pchnie drzwi w tamtą stronę, drugi weźmie krzesło i po szarżuję na jednego z trupów. Zaraz za nim wybiegnę ja i skasuje pierwszego tak samo jak tego na hali, przy użyciu pręta. Następnie zajmę się drugim.-
Koledzy popatrzyli po sobie.
        - I co dalej - Marcin był ciekaw.-Po rozprawieniu się z tą dwójką, co chcesz zrobić tak po prostu odjechać, przed chwilą sam mówiłeś że może być ich więcej.-
        - Tak to prawda, może być ich więcej i na pewno z każdą minutą będzie ich przybywać. Musimy podjąć ryzyko, następne co musimy zrobić to wyjść na hale, zamknąć na chwilę drzwi. Proponowałbym abyśmy zrobili sobie broń, naostrzyli dość długie wałki, ale takie żeby nie były za ciężkie, dobrze leżały w dłoni, ale też nie wygięły się od uderzeń-.
        - Ja się tym zajmę - zgłosił się Marcin – najpierw po szarżuję z krzesłem później wyjdę i zacznę się brać za robienie broni.-
        - Dobra ja jak już mówiłem załatwię tą dwójkę i pobiegnę zamknąć drzwi. Mariusz Ty otworzysz drzwi. Marek na razie będziesz ubezpieczał tyły. Wszyscy wiedzą co mają robić? - Popatrzyłem na nich, widać było że chyba tylko ja i Marcin najbardziej jesteśmy zdeterminowani i najmniej przestraszeni, wiedziałem że i tak nie było odwrotu. Drzwi coraz bardziej pękały i niedługo mieli byśmy naszych przeciwników w środku, przez co plan mógłby paść przed wykonaniem.
         Czas zaczynać, dałem znak Mariuszowi, z całej siły pchnął drzwi, dzięki czemu jeden ze sztywnych upadł. Drugi już chciał rzucić się na Mariego, ale Marcin był szybszy obalił zombie krzesłem i je unieruchomił. Ja doleciałem do pierwszego martwiaka i szybko okładałem go po głowię, ponownie brudząc się we krwi. Podbiegłem do obezwładnionego przez Marcina sztywnego i z całej siły wbiłem mu pręt w oczodół, mogłem dzięki temu sprawdzić czy faktycznie wystarczy dostać się do mózgu by zakończyć nie życie trupa. Tak jak myślałem podziałało.
          Następna część planu musiała nam pójść błyskawicznie. Szczególnie wszystko zależało ode mnie musiałem szybko zamknąć drzwi, nie wiadomo było czy już nie zebrało się więcej ich na zewnątrz. Biegłem tak szybko jak mogłem, już chciałem zamykać drzwi, gdy ujrzałem że nasz były szef zaczął powoli się ruszać. Kolejna cenna lekcja mówiłem sam do siebie, ugryzienie sprawia że stajemy się jednym z nich, zupełnie jak na filmach. Szybko wbiłem pręt w oko Krzysztofa i przeciągnąłem go za drzwi. Nie zniósł bym tego widoku na hali, nim zamknąłem drzwi ujrzałem 4 szytywnych, byli dość oddaleni, niestety to tylko kwestia czasu jak się zbliżą a to znak że my mamy go coraz mniej.
          Zamykając drzwi usłyszałem krzyk, czym prędzej wróciłem do swoich kompanów. Ujrzałem Marcina dobijającego jednego z „nich” i Marka leżącego na ziemi i trzymającego się za szyje.
         - Ugryzł Cię?-
         - Tak.-
         - To już po Tobie, przykro mi, ugryzienie sprawia że powoli stajesz się jednym z nich. Teraz tylko pytanie mamy Ciebie wykończyć? Czy sam to zrobisz? No chyba że wolisz stać się jednym z nich i zasilić ich szeregi.- 
         - Skąd wiesz że tak to działa? Daj spokój dam radę.-
         - Wiem, bo Krzychu się przed chwilą zmienił, a został ugryziony.-
         - Ale uprzednio zmarł, a ja żyje.-
         - Kurwa, człowieku umrzesz od tej infekcji i się zmienisz.-
         - Tego nie wiesz i Ci nie uwierzę.-
         - A rób jak chcesz, gdy się zmienisz, mnie już tu nie będzie.-
Marcin i Mariusz przyglądali się z zaciekawieniem na sprzeczkę moją i Marka, następnie wzięli się do roboty. Chwilę trwało zanim przygotowali nam lekkie i naostrzone pręty, dzięki temu łatwo nimi manewrować. 
         - Świetnie ruszajmy- powiedziałem.
         - Jak to robimy- Mariusz na nas spojrzał.
         - No jak, otwieramy drzwi lekko, kontrolujemy sytuacje na zewnątrz i wychodzimy. Im dłużej tu zostaniemy tym gorzej.-
Ruszyliśmy do drzwi, otworzyłem je, patrząc na zewnątrz ujrzałem tamtą czwórkę sztywnych tylko dość blisko. Kurwa, myślałem że dłużej im to zajmie- pomyślałem.
         - Dobra panowie, na zewnątrz czeka na nas towarzystwo w postaci czterech osób. Wyłazimy załatwiamy ich szybko i spadamy stąd.
         Całość poszła sprawnie, otworzyliśmy na szeroko drzwi i rzuciliśmy się każdy na jednego z trupów. Mi przypadł tłusty facet, gdzieś około 40 lat, z brzucha zwisały mu flaki, okropny widok. Popędziłem na niego dość pewnie, zamachnąłem się i uderzyłem go mocno w nogę, stracił przy tym równowagę, a ja miałem pewność, że nie będzie sprawiał zagrożenia, doszedłem do niego i ostrą końcówkę pręta wbiłem mu w oko. Moi koledzy poradzili sobie także dość szybko z pozostałą trójką. Wszyscy podaliśmy sobie ręce i życząc powodzenia, każdy wsiadł do swojego samochodu.                           Przejeżdżając sto metrów uświadomiłem sobie coś. Na hali jest pewna rzecz która może mi się przydać, musiałem po to wrócić to była jedyna taka szansa na zdobycie tego w prosty i szybki sposób. Wycofałem samochód, zaparkowałem i ponownie znalazłem się na hali. Zawsze zastanawiałem się po co Krzychowi dwa 25 litrowe kanistry na benzynę, w sumie teraz dziękuje mu za to.
          Po drodze do domu mijam stację benzynową, może będzie jeszcze na tyle sprawna, żeby napełnić baniaki. Niedługo padnie prąd, całe szczęście mój dom jest samowystarczalny. Bardzo często gdy były mocne ulewy w Drzewcach odcinano prąd, zaopatrzyłem się wtedy z żoną w agregat, nie sądziłem że będę kiedyś tak bardzo szczęśliwy z tego powodu, agregat da mi prąd, a wodę będziemy mieli ze studni.
          Spędziłem na magazynie dobre 10 minut w poszukiwaniu kanistrów, gdy już je znalazłem czym prędzej dobiegłem do samochodu. W pośpiechu wsadziłem kanistry do auta i straciłem czujność nie zauważając martwiaka. Zaatakował mnie od tyłu, razem runeliśmy na ziemie, szarpałem się z moim przeciwnikiem na ziemi przez chwilę. Wbrew pozorom są dość silni, po krótkiej szarpaninie udało mi się podnieść cudem unikając ugryzienia. Podniosłem moją broń i wtedy miałem czas przyjrzeć się sztywnemu. Była to kobieta dość młoda, miała gdzieś może 20-30 lat, przed jej bez życiem musiała mieć dużo amantów – pomyślałem, teraz nie miała polika, było widać jej kawałek języka i uzębienia, była bez koszulki i było widać jej bujne piersi, a konkretniej jedną, druga zapewne została zjedzona przez tego który ją przemienił.
          - Przykro mi moja droga, ale ja nie dam się tak łatwo jak ty.-
Dostała w głowę od mojego dość silnego uderzenia, padła na ziemię, nie odpuściłem, jeszcze parę razy zamachnąłem się i zrobiłem z jej głowy sieczkę. Coraz więcej ich wyrasta spod ziemi, muszę się spieszyć. Wsiadłem do auta i już chciałem ruszać, gdy uświadomiłem sobie kolejną rzecz.
           Kurwa którędy mam jechać? Przez miasto czy obwodnicą?

2 komentarze:

  1. Witaj. Zaczęłam czytać Twojego bloga, bo bardzo lubię tematy apokalipsy. Nurtuje mnie parę kwestii.
    Rozumiem, że te drzwi były z szybą, skoro pękały? Czy to te zombie były mega silne i zamiast wyłamać drzwi, rozwaliły je na kawałki? I mam wrażenie, że to środek apokalipsy, nie początek. Albo po prostu bohater całe życie czekał na apokalipsę zombie i teraz jest w swoim żywiole XD a po określeniu "sztywny" zakładam, że bohater jest fanem TWD^^
    "Dostała w głowę od mojego dość silnego uderzenia" - wychodzi jakby to uderzenie bohatera uderzyło tę kobietę-zombie.
    To Twoje zombie wychodzą spod ziemi? Jak w In the Flesh? Pewnie wkrótce się dowiem, czytam dalej;)
    Ps.jeśli wolisz żebym skomentowała na koniec zamiast pod każdym rozdziałem, daj znać pod tym komentarzem. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, przepraszam za zwłokę, dopiero teraz spojrzałem, że pojawił się komentarz, jest tutaj parę nieścisłości, zamierzam wrócić do rozdziałów i je poprawić. Co do czekania na apokalipsę to tak bohater interesował się od zawsze tym tematem a także survivalem, więc jest dość przygotowany na sytuację. Przepraszam za zwłokę w odpisaniu i mam nadzieję że kontynuujesz czytanie. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń