Witam wszystkich w pierwszym rozdziale powieści pt. Bez Życia.
Zapraszam i miłego czytania, mam nadzieję że się spodoba :)
- Arek....Arek wstawaj...Arek jest piąta
rano – usłyszałem głos.
- Już wstaje – odpowiedziałem.
To była moja żona, która praktycznie
każdego ranka wyciągała mnie z łóżka. Wstając wyłączyłem
budzik, który dzwoni już od dobrych trzech minut. Ech dzień jak co
dzień, rano ciężko mi wstać z łóżka, zapewne nie jedna osoba
ma ten sam problem z rana co ja.
- Dobrze, że nie obudził Tosi – spojrzałem na żonę z uśmiechem
po czym zacząłem wychodzić z pokoju uprzednio pytając co będzie
dziś robić. Usłyszałem, że jedzie z Tosią ma kontrole do
lekarza.
Zszedłem po
schodach na dół do łazienki, żeby jak zwykle się ogarnąć .
Spojrzałem w lustro i ujrzałem 22 letniego mierzącego prawie 190
centymetrów o krótkich ciemnych blond włosach i czarnych oczach
chłopaka. Po umyciu poszedłem do garderoby założyć jakieś
ciuchy. Szybko nałożyłem na siebie białą bluzkę, jeansy i bluzę
z kapturem. Następnie odwiedziłem kotłownie, trzeba dorzucić do
pieca , listopadowy poranek, jeszcze niby nie tak zimno, ale lepiej
nagrzać, żeby dziecko się nie rozchorowało. Mieszkaliśmy kawałek
poza Bydgoszczą w świeżo co wybudowanym przez Nas domu, poza
jednym sąsiadem który był oddalony 200 metrów nie było nikogo
więcej. Spokój, cisza z jednej strony przyjemne a z drugiej nie do
końca. No bo jak tu wyjść do miasta na imprezę, gdy ostatni
autobus kursuje o 22. Wyszedłem z kotłowni a także z domu,
zapalając papierosa ruszyłem do samochodu i wyruszyłem do pracy.
Droga do pracy była dość przyjemna niby 25 kilometrów, ale dzięki temu że nie musiałem wjeżdżać w Bydgoszcz tylko jadąc drogami lokalnymi docierałem w 15 minut.
W pracy jak to w pracy bywa, godziny mijały i dzień w ogóle nie zapowiadał się jakoś dziwnie, do czasu. Około godziny 11, gdy byliśmy w czwórkę na stołówce robiąc sobie przerwę i jedząc śniadanie. Pracuję w dość małej firmie i akurat dzisiaj poza mną było tylko trzech kolegów, jeśli znajomych z pracy tak można nazwać. Właśnie wtedy przechodził wkurwiony szef mówiąc, że trzech idiotów uderza w drzwi rękoma. Wyszedłem za nim na hale, kończąc przerwę szybciej, ale dzięki temu w spokoju mogłem zapalić kolejnego papierosa. Krzysztof otworzył drzwi i zaczął wydzierać się na trójkę ludzi tam stojących. Wtedy ujrzałem scenę jak z taniego horroru klasy B. Cała trójka rzuciła się na niego, zdążyłem zauważyć jak jeden z nich odgryza mu nos a reszta kawałki skóry, stałem tak wryty przez chwilę, dopiero jego krzyk.
Droga do pracy była dość przyjemna niby 25 kilometrów, ale dzięki temu że nie musiałem wjeżdżać w Bydgoszcz tylko jadąc drogami lokalnymi docierałem w 15 minut.
W pracy jak to w pracy bywa, godziny mijały i dzień w ogóle nie zapowiadał się jakoś dziwnie, do czasu. Około godziny 11, gdy byliśmy w czwórkę na stołówce robiąc sobie przerwę i jedząc śniadanie. Pracuję w dość małej firmie i akurat dzisiaj poza mną było tylko trzech kolegów, jeśli znajomych z pracy tak można nazwać. Właśnie wtedy przechodził wkurwiony szef mówiąc, że trzech idiotów uderza w drzwi rękoma. Wyszedłem za nim na hale, kończąc przerwę szybciej, ale dzięki temu w spokoju mogłem zapalić kolejnego papierosa. Krzysztof otworzył drzwi i zaczął wydzierać się na trójkę ludzi tam stojących. Wtedy ujrzałem scenę jak z taniego horroru klasy B. Cała trójka rzuciła się na niego, zdążyłem zauważyć jak jeden z nich odgryza mu nos a reszta kawałki skóry, stałem tak wryty przez chwilę, dopiero jego krzyk.
- Pomóż mi –
ocucił mnie.
Kurwa co mam
robić – pomyślałem.
Wziąłem
metalowy pręt których mieliśmy pod dostatkiem zważywszy że
pracujemy na maszynach CNC i specjalizujemy się w obróbce stali.
Podszedłem od tyłu do jednego z oprawców i uderzyłem go w plecy z
dość dużą siłą. Moje zdziwienie było ogromne, gdy mój
przeciwnik nic sobie z tego nie zrobił, jedynie co odwrócił się.
Dopiero teraz mogłem ujrzeć twarz tego czegoś. Oczy miał obojętne
nie wyrażały emocji, na twarzy zwisał mu kawałek policzka.
Spojrzał na mnie i dziwnie warcząc zaczął iść w moim kierunku.
- Spierdalaj stąd
bo zaraz oberwiesz – krzyknąłem.
Na nic się to
nie zdało, cały czas szedł nie reagując na moje słowa tylko
warcząc i wyciągając w moją stronę ręce. Krzysztof już konał,
będąc żywcem pożerany przez pozostałą dwójkę.
Na pewno nie
podzielę jego losu – pomyślałem.
Po czym
zamachnąłem się i z całej siły uderzyłem intruza w głowę.
Upadł na ziemię i zaraz próbował się podnieść. Nie wiedziałem
co o tym myśleć, przecież kurwa normalny człowiek po takim
uderzeniu powinien nie wstać, a ten przede mną nic sobie z tego nie
zrobił. Raz jeszcze się zamachnąłem i ponownie, uderzałem tak
długo aż mój przeciwnik nie wykazywał oznak życia. Na podłodze
było pełno krwi i resztki głowy, ja również byłem cały we
krwi, nie wytrzymałem i od razu zwróciłem śniadanie. W
międzyczasie wyszło z przerwy trzech innych pracowników i
zobaczyli sceny które się odbywają. Jeden z kolegów również
zaczął wymiotować, drugi zaczął krzyczeć co zwróciło uwagę
dwóch pozostałych osób które zaatakowały naszego szefa.
Widocznie znudzone już jego martwą osobą, zaczęły wstawać i iść
w naszą stronę. Po poprzednich wydarzeniach wiedziałem że nie
odpuszczą.
- Co robimy –
spytał Marek
- Spierdalamy –
odpowiedziałem.
Mówiąc to
skierowałem się w stronę kolegów, uciekliśmy na stołówkę
zamykając za sobą drzwi, Mariusz wyciągnął telefon i chciał
zadzwonić po pomoc, poinformował nas o braku zasięgu, wszyscy
wyjęliśmy swoje telefony i każdy zgodnie powiedział, że nie ma
zasięgu.
- O co kurwa
chodzi, kim oni są – spytał Mariusz
- Nie wiem
człowieku daj mi się skupić – krzyknąłem.
Takie sceny
oglądać można w filmach o zombie, które wraz z moim przyjacielem
bardzo lubiliśmy, cały klimat post apokaliptyczny, survival i te
sprawy, ale w dalszym stopniu to były filmy i fantazja, co się
dzieje.
Z objęć
myślenia wyrwało mnie uderzenie w drzwi.
- Oni nie mają zamiaru odpuścić –
krzyknął Marek.
- Dobra ludzie zamknijcie się w końcu
i przestańcie panikować – odezwał się cały czas milczący
Marcin.
- Tak to prawda panika w niczym nie
pomoże, ale w sumie co mamy zrobić, telefony nie działają, nie
wiemy kim są ci za drzwiami, a ja raczej nie chce się tego
dowiedzieć widziałeś co zrobili z Krzychem – powiedziałem.
- Dobra dobra ty też święty nie
jesteś, zabiłeś jednego z nich – zaczął znowu krzyczeć
Mariusz.
- Przestańcie już – Marcin dalej nas
uspokajał.
Nagle zadzwonił mój telefon, wyjąłem
go i zobaczyłem że dzwoni moja żona.
- Halo...
- Arek coś się dzieje, jestem w
przychodni na Białych Błotach, dużo samochodów przejeżdżało
obok w pośpiechu, w telewizji mówili coś o przemocy i o tym że
ludzie sami siebie atakują – powiedziała Karolina.
- Spokojnie nie ruszaj się stamtąd,
sam nie do końca wiem co się dzieje, ale niedługo po Ciebie
przyjadę, Kocham Cię – dodałem, rozmowa się urwała, znowu
straciłem zasięg zdążyłem tylko usłyszeć że ona mnie też.
- Co jest grane – zapytał
zaciekawiony Mariusz.
- Dokładnie nie wiem, ale to co tutaj
się stało, dzieje się w całym mieście- poinformowałem kolegów.
Tak naprawdę w głowie już wiedziałem o co chodzi, mimo że jest
to niedorzeczne i nierealne to w sumie teraz jest prawdziwe,
apokalipsa zombie.
- To co robimy – dodał Marek.
- Nie wiem jak wy, ale ja się stąd
wynoszę nie ważne co będę musiał zrobić jadę po moją żonę i
córkę .
Najczęściej czytam kryminały i horrory, ale to czytało się całkiem przyjemnie. Oby tak dalej! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, zapraszam do śledzenia bloga i tej historii :)
UsuńJako fanka obszernych opisów (z czym sama muszę czasem walczyć) dodałabym ich trochę - choćby po to, by przybliżyć czytelnikowi akcję. Nie da się też nie zauważyć paru błędów ortograficznych i pomyłek ze znakami, ale to da się naprawić. Opowiadanie zapowiada się ciekawie i czyta szybko, chociaż mam wrażenie, że za mało jest uczuć. W swoich pierwszych rozdziałach też miałam z tym problem, więc rozumiem i trzymam kciuki za dalszą wenę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i opinie, oczywiście cały czas staram się jakoś poprawiać w dalszych rozdziałach opisy(mimo tego że ja sam nie jestem ich fanem, gdy coś czytam) a także błędy.
OdpowiedzUsuńCześć, dzięki za odwiedzenie mojego bloga ;) Moje zombie są bardzo żwawe i wizja takiej apokalipsy najbardziej mnie przeraża.
OdpowiedzUsuńCo do twojej opowieści to przyznam, że ciekawie będzie śledzić losy młodej rodziny, zwłaszcza z małym dzieckiem, bo temat małych dzieci jest często pomijany w kategorii zombie. No chyba, że Tosia szybko zginie :/