Na początku listopada 2012 roku
ludzkość upadła. Pojawił się nieznany wirus, który ożywił
wszystkich umarłych, na skutek tych wydarzeń 95% populacji świata
zostało zamienione w żywe trupy, których jedynym celem było
dopadniecie każdej żywej istoty jaka została na ziemi. Ci, którzy
zostali przy życiu walczą o przetrwanie w nowym świecie, nie
zawsze walcząc tylko z umarłymi, ale także między sobą. Jedną z
tych osób jest Arek, któremu udało się przetrwać początek
apokalipsy. Dzięki wytrwałości i hartowi ducha udało mu się
dotrzeć do domu i bliskich, wraz z nimi zaczął budować obóz w
nadziei na wyczekanie lepszego jutra, które nigdy nie nastało.
Poprzez różne decyzje napotkał trochę osób na swojej drodze nie
do końca podzielających jego zdanie. To wszystko sprawiło, że
ostatecznie utracił obóz, a także zginęli wszyscy jego bliscy.
Oto ciąg dalszy historii
Arka.
Uniwersum Apokalipsy
Bez Życia Tom 2
Pełznąc Przez Prochy
Trzymałem martwe ciało swojej córki
w rękach, nie widziałem co robić, wszystko straciło sens. O co
walczyłem? Jedynym moim celem było dobro mojej rodziny, dobro mojej
córeczki, mojej kochanej córeczki, a teraz? Wszystko przepadło,
została ostatnia rzecz jaką mogę zrobić, wstałem
na równe nogi, ciągle opłakując
stratę, bez chęci do życia trzymając martwe ciało mojego dziecka
w jednej ręce, złapałem drugie ciało należące do mojego szwagra
za nogę i pociągnąłem po ziemi w kierunku oddalonego troszkę od
drogi przypadkowego domu w drzewcach.
Wszedłem do dwu piętrowego
jednorodzinnego domku dość ostrożnie, zostawiając ciała na
zewnątrz. Mimo walki, jaką zapewne moja rodzina podjęła, musiałem
dalej uważać, w domach mogły być trupy, mógłbym zostać
zaskoczony i zabity czego tylko jak na razie nie chciałem.
Przejrzałem parter, wchodząc
głównymi drzwiami dostałem się do małego przedpokoju, który
przechodził w salon, stamtąd były trzy drogi. Udałem się
pierwszą, która prowadziła do kuchni, było cicho i pusto zero
oznak jakiegokolwiek martwiaka. Stwierdziłem, że szafki, lodówkę
i inne tego typu rzeczy przejże później, udałem się w kierunku
drugiej odnogi, ta prowadziła do kotłowni i garażu. W kotłowni
ujrzałem troszkę opału przyszykowanego na zimę, przez chwilę
naszła mnie ochota na rozpalenie w piecu ze względu na zimno jakie
zaczęło panować na zewnątrz, a także z tego względu, że
przemarzłem, szybko jednak odrzuciłem te plany, rozpalając piec
wytworzył bym dym, a ten mógłby być zauważony nie tyle przez
sztywnych co przez tych ludzi, którzy zdecydowali się zaatakować
nasz obóz, ruszyłem dalej. Wchodząc do garażu zastałem pustkę,
taką samą jaka obecnie jest w mojej duszy. Puste pomieszczenie,
brak samochodu, brak czegokolwiek, najwidoczniej Ci, którzy tu
mieszkali musieli być poza domem w momencie, gdy zaczął się cały
ten cyrk.
Powróciłem do salonu, stamtąd
skierowałem swoje kroki w ostatnie możliwe miejsce, trzecia droga
kierowała na schody przed którymi znajdowały się drzwi do
łazienki, ta również była pusta. Ostrożnie zacząłem wspinać
się ku górze z nadzieją na nienapotkanie nikogo na swojej drodze.
Na górze znajdowało się czworo drzwi. Po woli i jak najciszej
otworzyłem te najbliżej siebie, trafiłem do sypialni. Nic
przydatnego nie odnalazłem w tym pokoju, więc jak najszybciej
udałem się w kierunku kolejnych drzwi. Te tym razem okazały się
prowadzić do kolejnej łazienki, tu sytuacja wyglądała tak samo,
pusto poza kosmetykami i innymi rzeczami jakie w toalecie można
znaleźć. Następne drzwi jakie otworzyłem skierowały mnie do
pokoju dziecka w wieku szkolnym. Pojedyncze łóżko, biurko na
którym stał monitor od komputera, regał z książkami, i inne
rzeczy potrzebne młodemu człowiekowi do nauki. Ten pokój również
był bezpieczny. Ostatni pokój do jakiego się udałem jeszcze
bardziej mnie podłamał, był to pokój typowo dziecinny, małe
łóżko, pełno zabawek, książeczek dla dzieci. Jak bym widział
pokój swojej córeczki, łzy ponownie napłynęły mi do oczu.
Zamknąłem te drzwi i wróciłem na dół.
Dom był czysty, no poza dwoma
martwymi osobami, które lada moment zmienią się w chodzące trupy,
a na to nie mogłem pozwolić, wiedziałem co trzeba zrobić.
Zbliżyłem się do martwego ciała Krystiana uprzednio zabierając z
kuchni największy nóż. Próbowałem coś powiedzieć widząc jego
ciało, jednak nie wykrztusiłem z siebie ani jednego słowa ,
zacisnąłem zęby i jak najszybszym ruchem ręki postarałem się
wbić nóż w oko mojego szwagra docierając do mózgu. Dzięki temu
zabiegowi już nie wstanie i nie dołączy do setek milionów
szwendaczy.
Następnie podszedłem do ciała
Antosi, tym razem nie mogłem zakończyć tego w taki sposób,
starałem się, ale to było za dużo. Padłem na kolana ponownie
zalewając się łzami, wziąłem jeszcze nie ruszające się ciało
córki w ramionami i przytuliłem, w tym momencie zdałem sobie
całkowicie sprawę z mojej niemocy, zawiodłem wszystkich na których
mi zależało a najbardziej zawiodłem swoją córeczkę, niczemu nie
była winna a poniosła największe konsekwencje moich błędnych
decyzji, gdybym był lepszym przywódcą mogło by się to inaczej
skończyć.
Dłuższą chwilę klęczałem z
ciałem mojej córki w ramionach, gdy poczułem jak martwe ciało
Antosi zaczyna się poruszać. Otworzyła martwe oczy i na mój widok
wydobył się z jej ust charakterystyczny dla szwendaczy jęk. To już
nie była moja córka, to był potwór w ciele mojego dziecka, z
bólem serca chwyciłem nóż, przytrzymując dziecko zombie tak by
nie mogło mi w jakikolwiek sposób zaszkodzić. Zamknąłem oczy i
zrobiłem to co trzeba było zrobić. Po tym zdarzeniu wstałem i
poszedłem się położyć, nie miałem siły, chęci ani motywacji
zrobić cokolwiek innego.
Obudziłem się rankiem cały
zmarznięty, w domu było zimno, brak ogrzewania robi swoje. Nie
miałem najmniejszej ochoty podnieść się z łóżka, przy życiu
trzymało mnie jedno postanowienie. Zanim zasnąłem doszedłem do
wniosku, że moja córka i cała rodzina zasługiwali na pochowanie
ich. Przeszukałem mieszkanie w nadziei na znalezienie jakiś
ciepłych ubrań chwilę to trwało, ale dopasowałem coś na siebie.
Przed wyjściem z domu, bacznie obserwowałem okolicę przez okno,
nigdzie nie dostrzegłem zagrożenia. Szybkim krokiem skierowałem
się w stronę mojego domu, cały czas rozglądając się i uważając
by nie zostać zaskoczonym. W miarę zbliżania się do dawnego
obozu, słyszałem głos w głowie, który cały czas, coraz głośniej
mówił mi, że zawiodłem. Zaczynam tracić zmysły.
Zbliżyłem się do wejścia do
dawnego domu, drzwi były wyrwane a w środku panowała kompletna
pustka. Wszedłem do środka, cały czas łudząc się, że nagle
moja rodzina cała i zdrowa wyskoczy z ukrycia. Tak się jednak nie
stało, dom był całkiem zdewastowany, przeszukałem wszystkie
pomieszczenia, niestety nie znalazłem żadnego śladu zostawionego
przez kogokolwiek, nawet martwego ciała któregoś z domowników.
Nawet jeśli jakieś tu było to zapewne zdążyło wstać i dołączyć
do hordy truposzy, ta musiała się rozejść.
W nocy słyszałem odgłos muzyki, nie
miałem odwagi wyjrzeć zza okno i sprawdzić kto to, aczkolwiek
domyślałem się, że to Ci sami, którzy prowadzili hordę na obóz.
Teraz miałem potwierdzenie tej teorii, w domu nie było niczego co
mógłbym zabrać. Wszystkie zapasy zostały zabrane. Popatrzyłem na
zdjęcia,które moja żona wieszała na ścianie, ogarnęła mnie
nostalgia, co zrobiłem źle? Ta myśl nie dawała mi spokoju, jak
mogłem doprowadzić do zniszczenia wszystkiego co kochałem?
Zabrałem jedno ze zdjęć przedstawiające moich najbliższych, a
także parę swoich rzeczy z garderoby, mimo splądrowania domu, moje
ciuchy nie zniknęły. Udało mi się znaleźć również końcówki
suchego opału, dzięki któremu zamierzałem rozpalić ognisko w
celu ogrzania siebie jak i ciuchów, w które zamierzałem się
ubrać. Nie martwiłem się o to, że ktoś zauważy dym,
najprawdopodobniej nikogo nie było w pobliżu, w końcu do teraz nie
spotkałem nikogo żywego ani martwego. Po dziesięciu minutach
siedziałem przy ciepłym ognisku i czekałem aż ciuchy się
nagrzeją, dodatkowo znalazłem resztki kawy i wodę, dzięki czemu
zaparzyłem sobie coś ciepłego do picia. Przesiedziałem tak
godzinę dopóki starczyło mi opału, następnie przebrałem się
ponownie, tym razem w moje ciuchy. Teraz miałem na sobie, ocieplane
czarne dresy, brązową bluzę na którą założyłem drugą siwą
bluzę z kapturem, ograniczy to moje ruchy, ale da dodatkowe ciepło.
Opuściłem mieszkanie ostatni raz
oglądając się za siebie i spoglądając na mój dawny przybytek,
poszedłem rozejrzeć się po okolicy. Śnieg ponownie zaczął
padać, byłem ciekaw jaki to będzie mieć wpływ na nieumarłych.
Po około godzinie zwiadu, wróciłem do mojej tymczasowej kryjówki,
niestety wróciłem z niczym, poczucie bezradności wzrastało we
mnie coraz bardziej.
Czas było zajrzeć na tyły posiadłości, do
małego składziku, znalazłem tam potrzebne mi narzędzia takie jak
łopaty, śrubokręty, śruby, piłę ręczną, a nawet nową broń
czyli siekierę. Zabrałem to wszystko do środka i zacząłem pracę.
Do wieczora miałem skończone połowę krzyży, które zamierzałem
wkopać ku pamięci wszystkich poległych, poszedłem położyć się
spać, uprzednio znajdując dwa duże ciepłe koce i jedząc kolacje
w postaci dwóch czerstwych bułek, które zapiłem znalezioną
butelką wody. Tym razem powinienem nie zmarznąć w nocy.
Kolejny dzień był równie pracowity
co poprzedni, dokończyłem robić wszystkie drewniane krzyże. Teraz
musiałem wykopać dwa doły, więcej ciał nie miałem. Ze względu
ujemnej temperatury ziemia była zamarznięta, co nie ułatwiało
kopania. Jeden dół skończyłem wykopywać, gdy zrobiło się już
ciemno. Wykopanie kolejnego zostawiłem sobie na kolejny dzień.
Następnego dnia wstałem dość wcześnie, to były moje ostatnie
chwile w tym miejscu, gdy tylko zakończę pracę, ruszę przed
siebie, jeszcze nie wiem dokąd.
Następny grób był gotowy ten
poszedł mi szybciej ze względu na to, że był dla mojej córki
więc nie trzeba było kopać ogromnych rozmiarów. Zabrałem ciało
Antosi i Krystiana, zakopanie ich poszło szybciej niż wykopanie.
Wróciłem do domu po krzyże i wszystkie wbiłem młotkiem w ziemie,
każdy był ułożony obok siebie i każdy był dla innej osoby.
Żegnajcie przyjaciele, niedługo do Was dołączę. Ruszyłem
powolnym krokiem przed siebie pogrążony w żałobie.
Śp. Miłosz M*********
Śp. Patrycja R********
Śp. Sławek G*******
Śp Karolina Z******
Śp. Antonia Z******
Śp. Krystian R********
Śp. Mikun S********
Śp. Olga K*********
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz