sobota, 30 maja 2020

Rozdział Pierwszy - Ponure Dni


Na początku listopada 2012 roku ludzkość upadła. Pojawił się nieznany wirus, który ożywił wszystkich umarłych, na skutek tych wydarzeń 95% populacji świata zostało zamienione w żywe trupy, których jedynym celem było dopadniecie każdej żywej istoty jaka została na ziemi. Ci, którzy zostali przy życiu walczą o przetrwanie w nowym świecie, nie zawsze walcząc tylko z umarłymi, ale także między sobą. Jedną z tych osób jest Arek, któremu udało się przetrwać początek apokalipsy. Dzięki wytrwałości i hartowi ducha udało mu się dotrzeć do domu i bliskich, wraz z nimi zaczął budować obóz w nadziei na wyczekanie lepszego jutra, które nigdy nie nastało. Poprzez różne decyzje napotkał trochę osób na swojej drodze nie do końca podzielających jego zdanie. To wszystko sprawiło, że ostatecznie utracił obóz, a także zginęli wszyscy jego bliscy.
Oto ciąg dalszy historii Arka.

Uniwersum Apokalipsy
Bez Życia Tom 2
Pełznąc Przez Prochy



           Trzymałem martwe ciało swojej córki w rękach, nie widziałem co robić, wszystko straciło sens. O co walczyłem? Jedynym moim celem było dobro mojej rodziny, dobro mojej córeczki, mojej kochanej córeczki, a teraz? Wszystko przepadło, została ostatnia rzecz jaką mogę zrobić, wstałem
na równe nogi, ciągle opłakując stratę, bez chęci do życia trzymając martwe ciało mojego dziecka w jednej ręce, złapałem drugie ciało należące do mojego szwagra za nogę i pociągnąłem po ziemi w kierunku oddalonego troszkę od drogi przypadkowego domu w drzewcach.
           Wszedłem do dwu piętrowego jednorodzinnego domku dość ostrożnie, zostawiając ciała na zewnątrz. Mimo walki, jaką zapewne moja rodzina podjęła, musiałem dalej uważać, w domach mogły być trupy, mógłbym zostać zaskoczony i zabity czego tylko jak na razie nie chciałem.
           Przejrzałem parter, wchodząc głównymi drzwiami dostałem się do małego przedpokoju, który przechodził w salon, stamtąd były trzy drogi. Udałem się pierwszą, która prowadziła do kuchni, było cicho i pusto zero oznak jakiegokolwiek martwiaka. Stwierdziłem, że szafki, lodówkę i inne tego typu rzeczy przejże później, udałem się w kierunku drugiej odnogi, ta prowadziła do kotłowni i garażu. W kotłowni ujrzałem troszkę opału przyszykowanego na zimę, przez chwilę naszła mnie ochota na rozpalenie w piecu ze względu na zimno jakie zaczęło panować na zewnątrz, a także z tego względu, że przemarzłem, szybko jednak odrzuciłem te plany, rozpalając piec wytworzył bym dym, a ten mógłby być zauważony nie tyle przez sztywnych co przez tych ludzi, którzy zdecydowali się zaatakować nasz obóz, ruszyłem dalej. Wchodząc do garażu zastałem pustkę, taką samą jaka obecnie jest w mojej duszy. Puste pomieszczenie, brak samochodu, brak czegokolwiek, najwidoczniej Ci, którzy tu mieszkali musieli być poza domem w momencie, gdy zaczął się cały ten cyrk.
           Powróciłem do salonu, stamtąd skierowałem swoje kroki w ostatnie możliwe miejsce, trzecia droga kierowała na schody przed którymi znajdowały się drzwi do łazienki, ta również była pusta. Ostrożnie zacząłem wspinać się ku górze z nadzieją na nienapotkanie nikogo na swojej drodze. Na górze znajdowało się czworo drzwi. Po woli i jak najciszej otworzyłem te najbliżej siebie, trafiłem do sypialni. Nic przydatnego nie odnalazłem w tym pokoju, więc jak najszybciej udałem się w kierunku kolejnych drzwi. Te tym razem okazały się prowadzić do kolejnej łazienki, tu sytuacja wyglądała tak samo, pusto poza kosmetykami i innymi rzeczami jakie w toalecie można znaleźć. Następne drzwi jakie otworzyłem skierowały mnie do pokoju dziecka w wieku szkolnym. Pojedyncze łóżko, biurko na którym stał monitor od komputera, regał z książkami, i inne rzeczy potrzebne młodemu człowiekowi do nauki. Ten pokój również był bezpieczny. Ostatni pokój do jakiego się udałem jeszcze bardziej mnie podłamał, był to pokój typowo dziecinny, małe łóżko, pełno zabawek, książeczek dla dzieci. Jak bym widział pokój swojej córeczki, łzy ponownie napłynęły mi do oczu. Zamknąłem te drzwi i wróciłem na dół.
           Dom był czysty, no poza dwoma martwymi osobami, które lada moment zmienią się w chodzące trupy, a na to nie mogłem pozwolić, wiedziałem co trzeba zrobić. Zbliżyłem się do martwego ciała Krystiana uprzednio zabierając z kuchni największy nóż. Próbowałem coś powiedzieć widząc jego ciało, jednak nie wykrztusiłem z siebie ani jednego słowa , zacisnąłem zęby i jak najszybszym ruchem ręki postarałem się wbić nóż w oko mojego szwagra docierając do mózgu. Dzięki temu zabiegowi już nie wstanie i nie dołączy do setek milionów szwendaczy.
           Następnie podszedłem do ciała Antosi, tym razem nie mogłem zakończyć tego w taki sposób, starałem się, ale to było za dużo. Padłem na kolana ponownie zalewając się łzami, wziąłem jeszcze nie ruszające się ciało córki w ramionami i przytuliłem, w tym momencie zdałem sobie całkowicie sprawę z mojej niemocy, zawiodłem wszystkich na których mi zależało a najbardziej zawiodłem swoją córeczkę, niczemu nie była winna a poniosła największe konsekwencje moich błędnych decyzji, gdybym był lepszym przywódcą mogło by się to inaczej skończyć.
           Dłuższą chwilę klęczałem z ciałem mojej córki w ramionach, gdy poczułem jak martwe ciało Antosi zaczyna się poruszać. Otworzyła martwe oczy i na mój widok wydobył się z jej ust charakterystyczny dla szwendaczy jęk. To już nie była moja córka, to był potwór w ciele mojego dziecka, z bólem serca chwyciłem nóż, przytrzymując dziecko zombie tak by nie mogło mi w jakikolwiek sposób zaszkodzić. Zamknąłem oczy i zrobiłem to co trzeba było zrobić. Po tym zdarzeniu wstałem i poszedłem się położyć, nie miałem siły, chęci ani motywacji zrobić cokolwiek innego.
           Obudziłem się rankiem cały zmarznięty, w domu było zimno, brak ogrzewania robi swoje. Nie miałem najmniejszej ochoty podnieść się z łóżka, przy życiu trzymało mnie jedno postanowienie. Zanim zasnąłem doszedłem do wniosku, że moja córka i cała rodzina zasługiwali na pochowanie ich. Przeszukałem mieszkanie w nadziei na znalezienie jakiś ciepłych ubrań chwilę to trwało, ale dopasowałem coś na siebie. Przed wyjściem z domu, bacznie obserwowałem okolicę przez okno, nigdzie nie dostrzegłem zagrożenia. Szybkim krokiem skierowałem się w stronę mojego domu, cały czas rozglądając się i uważając by nie zostać zaskoczonym. W miarę zbliżania się do dawnego obozu, słyszałem głos w głowie, który cały czas, coraz głośniej mówił mi, że zawiodłem. Zaczynam tracić zmysły.
           Zbliżyłem się do wejścia do dawnego domu, drzwi były wyrwane a w środku panowała kompletna pustka. Wszedłem do środka, cały czas łudząc się, że nagle moja rodzina cała i zdrowa wyskoczy z ukrycia. Tak się jednak nie stało, dom był całkiem zdewastowany, przeszukałem wszystkie pomieszczenia, niestety nie znalazłem żadnego śladu zostawionego przez kogokolwiek, nawet martwego ciała któregoś z domowników. Nawet jeśli jakieś tu było to zapewne zdążyło wstać i dołączyć do hordy truposzy, ta musiała się rozejść.
           W nocy słyszałem odgłos muzyki, nie miałem odwagi wyjrzeć zza okno i sprawdzić kto to, aczkolwiek domyślałem się, że to Ci sami, którzy prowadzili hordę na obóz. Teraz miałem potwierdzenie tej teorii, w domu nie było niczego co mógłbym zabrać. Wszystkie zapasy zostały zabrane. Popatrzyłem na zdjęcia,które moja żona wieszała na ścianie, ogarnęła mnie nostalgia, co zrobiłem źle? Ta myśl nie dawała mi spokoju, jak mogłem doprowadzić do zniszczenia wszystkiego co kochałem? Zabrałem jedno ze zdjęć przedstawiające moich najbliższych, a także parę swoich rzeczy z garderoby, mimo splądrowania domu, moje ciuchy nie zniknęły. Udało mi się znaleźć również końcówki suchego opału, dzięki któremu zamierzałem rozpalić ognisko w celu ogrzania siebie jak i ciuchów, w które zamierzałem się ubrać. Nie martwiłem się o to, że ktoś zauważy dym, najprawdopodobniej nikogo nie było w pobliżu, w końcu do teraz nie spotkałem nikogo żywego ani martwego. Po dziesięciu minutach siedziałem przy ciepłym ognisku i czekałem aż ciuchy się nagrzeją, dodatkowo znalazłem resztki kawy i wodę, dzięki czemu zaparzyłem sobie coś ciepłego do picia. Przesiedziałem tak godzinę dopóki starczyło mi opału, następnie przebrałem się ponownie, tym razem w moje ciuchy. Teraz miałem na sobie, ocieplane czarne dresy, brązową bluzę na którą założyłem drugą siwą bluzę z kapturem, ograniczy to moje ruchy, ale da dodatkowe ciepło.
           Opuściłem mieszkanie ostatni raz oglądając się za siebie i spoglądając na mój dawny przybytek, poszedłem rozejrzeć się po okolicy. Śnieg ponownie zaczął padać, byłem ciekaw jaki to będzie mieć wpływ na nieumarłych. Po około godzinie zwiadu, wróciłem do mojej tymczasowej kryjówki, niestety wróciłem z niczym, poczucie bezradności wzrastało we mnie coraz bardziej.
           Czas było zajrzeć na tyły posiadłości, do małego składziku, znalazłem tam potrzebne mi narzędzia takie jak łopaty, śrubokręty, śruby, piłę ręczną, a nawet nową broń czyli siekierę. Zabrałem to wszystko do środka i zacząłem pracę. Do wieczora miałem skończone połowę krzyży, które zamierzałem wkopać ku pamięci wszystkich poległych, poszedłem położyć się spać, uprzednio znajdując dwa duże ciepłe koce i jedząc kolacje w postaci dwóch czerstwych bułek, które zapiłem znalezioną butelką wody. Tym razem powinienem nie zmarznąć w nocy.
           Kolejny dzień był równie pracowity co poprzedni, dokończyłem robić wszystkie drewniane krzyże. Teraz musiałem wykopać dwa doły, więcej ciał nie miałem. Ze względu ujemnej temperatury ziemia była zamarznięta, co nie ułatwiało kopania. Jeden dół skończyłem wykopywać, gdy zrobiło się już ciemno. Wykopanie kolejnego zostawiłem sobie na kolejny dzień. Następnego dnia wstałem dość wcześnie, to były moje ostatnie chwile w tym miejscu, gdy tylko zakończę pracę, ruszę przed siebie, jeszcze nie wiem dokąd.
            Następny grób był gotowy ten poszedł mi szybciej ze względu na to, że był dla mojej córki więc nie trzeba było kopać ogromnych rozmiarów. Zabrałem ciało Antosi i Krystiana, zakopanie ich poszło szybciej niż wykopanie. Wróciłem do domu po krzyże i wszystkie wbiłem młotkiem w ziemie, każdy był ułożony obok siebie i każdy był dla innej osoby. Żegnajcie przyjaciele, niedługo do Was dołączę. Ruszyłem powolnym krokiem przed siebie pogrążony w żałobie.


Śp. Miłosz M*********
Śp. Patrycja R********
Śp. Sławek G*******
Śp Karolina Z******
Śp. Antonia Z******
Śp. Krystian R********
Śp. Mikun S********
Śp. Olga K*********


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz